Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Janusz Sibora: Granicą krytyki rządu własnego kraju jest wyłącznie racja stanu, choć to pojęcie nieostre

Karol Uliczny
Karol Uliczny
Przemyslaw Swiderski
Czy opozycjonistka białoruska jeżdżąca po Europie powinna wypowiadać się tylko na Białorusi? Uważam, że politycy, niezależnie czy koalicyjni czy opozycyjni, ale także elity opiniotwórcze mają prawo, a w niektórych przypadkach wręcz obowiązek wypowiadania się zagranicą i nie jest to akt antypatriotyczny – mówi dr Janusz Sibora, badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego, w nawiązaniu do niedawnych wypowiedzi prezydent Gdańska. Aleksandra Dulkiewicz w niemieckich mediach krytykowała działalność polskich władz oraz doszukiwała się analogii pomiędzy dzisiejszą Polską a PRL czy nawet III Rzeszą.

Pomijając rozkładanie na czynniki pierwsze słów wypowiedzianych niedawno dla niemieckich mediów przez prezydent Dulkiewicz, czy pana jako badacza dyplomacji zaskakuje, zasmuca, gdy polski polityk wyciąga za granicą nasze rodzime sprawy?

Po pierwsze, nasza rozmowa dowodzi tego, jak ważnym narzędziem komunikacji polityków jest słowo. Należy przypomnieć, że w przypadku nie tylko ogólnopolskich polityków, ale także tych związanych z samorządami, słowa ważą i to całej sporo. Generalnie politycy powinni precyzyjnie posługiwać się takim narzędziem jak język, a więc zadbać, by ich wypowiedzi były czytelne i klarowne. Niestety, w tym względzie mają wiele zaległości. Nawet przychodzi mi do głowy taka refleksja i pytanie dlaczego nie korzystają ze speechwriter’ów, a wygłaszają wypowiedzi z głowy, robiąc błędy, jak choćby prezydent Andrzej Duda, który pomylił Bundestag z Raichstagiem. To dotyczy wszystkich naszych polityków, którzy udzielają wywiadów bez przygotowania, uważając, że wystarczy rutyna. Druga sprawa to, że nie możemy analizować komunikowania się z zagranicznymi mediami w oderwaniu od obecnego kontekstu politycznego. W Polsce od 5 lat trwa rewolucja, zdemontowano instrumenty społeczeństwa obywatelskiego, a telewizja i radio publiczne są narzędziami propagandy rządowej, co niestety zostaje potwierdzone choćby w raportach OBWE. Można do tego dodać, że od kiedy Prawo i Sprawiedliwość przejęło władzę, spadliśmy w rankingu wolności prasy o ok. 30 miejsc na świecie. Politycy sprawujący władzę dysponują tubą propagandową w kraju oraz zamówionymi artykułami na łamach prasy obcojęzycznej, natomiast politycy opozycji są w znacznie trudniejszej sytuacji, z uwagi na to, że jest coraz mniej stacji radiowych i telewizyjnych działających w sposób wolny.

Pytanie czy w międzynarodowej przestrzeni obowiązuje ich niepisana granica krytyki rządu własnego kraju?

Czy opozycjonistka białoruska jeżdżąca po Europie powinna wypowiadać się tylko na Białorusi? Czy jej wyjazd do Europy i opowiadanie o sytuacji w kraju nie jest aktem patriotycznym? Gdzie mają wypowiadać się dysydenci z Hongkongu? Uważam, że politycy, niezależnie czy koalicyjni czy opozycyjni, ale także elity opiniotwórcze mają prawo, a w niektórych przypadkach wręcz obowiązek, wypowiadania się zagranicą i nie jest to akt antypatriotyczny. Granicą jest wyłącznie racja stanu, choć jest to pojęcie nieostre.

Biorąc pod uwagę względy historyczne, krytycznym wypowiedziom bardzo łatwo przypiąć łatkę donosicielstwa, godzenia właśnie w rację stanu, co zresztą część mediów czyni. Może nasze doświadczenia nakazywałyby milczeć politykom opozycji w tym zakresie?

Polityk, który mówi o polskich problemach w sposób otwarty, przedstawia fakty a nie opinie, nie jest nikim złym, wręcz przeciwnie. Sprawy polskie nie dzieją się tylko w Polsce. Fakt, że 50 akredytowanych ambasadorów pisze w liście, że nie wolno łamać u nas praw człowieka, jest na to najlepszym dowodem. Jeżeli rząd polski idzie na walkę z prawami człowieka w tym wymiarze, to nawet ambasador Mosbacher przypomina, że zmiana prezydenta Trumpa nie wpłynie na stanowisko USA w tym zakresie. Zabieranie głosu w polskich sprawach uważam za fundamentalną sprawę, w ogóle wolność słowa jest dla mnie fundamentem. Nawiasem mówiąc, dla mnie prezydent Dulkiewicz, od której zaczęliśmy rozmowę jest polską, współczesną Greczynką, w praktyce czyniącą to, o czym w teorii pisała Hannah Arendt. A więc o konieczności powrotu do źródeł i ateńskiej demokracji, oczywiście nie w dosłownym tego słowa znaczeniu.

PiS streszcza polityczną strategię opozycji słowami „ulica i zagranica”, od kilku lat czyniąc zarzut z interwencji podejmowanych na forum europejskim, przy czym nie jest konsekwentne, bo samo skarżyło się m.in. w Parlamencie Europejskim na rzekome sfałszowanie wyborów w 2014 r. Na logikę, skoro oddaliśmy wspólnocie część naszych kompetencji, nie powinno dziwić się, że nasze problemy są omawiane na unijnym forum.

W polityce trzeba mieć krótką pamięć, podobnie jak w dyplomacji, bo inaczej trudno byłoby usiąść przy jednym stole. Rzeczywiście, gdy PiS był w opozycji to wynosił krajowe sprawy do Strasburga czy Brukseli i dziś o tym zapomina. To jest prawo polityka, by udawać, że tego nie słyszy, a naszym obowiązkiem jest przypominać i wyciągać wnioski, a nawet pytać o moralność takiego zachowania. Parlament Europejski, jak sama nazwa wskazuje, jest miejscem, gdzie uprawia się politykę europejską. To zrozumiałe, że dla ekipy rządzącej jest niewygodne, gdy próbuje się wiązać sprawy praworządności z wysokością dotacji na odbudowanie Europy po pandemii, jednak pamiętajmy, że źródła wypowiadanych słów zawsze są w naszym kraju. Jestem zwolennikiem takiego gombrowiczowskiego określenia „patriotyzm krytyczny”.

Może prezydent Gdańska powinna wstrzymać się z krytyką rządu, biorąc pod uwagę wspomnianą już perspektywę unijnego budżetu?

W sierpniu 1914 r. dziennikarz Konstanty Srokowski napisał zdanie, które bardzo lubię, że wsiadamy na wóz, który nie wiadomo, dokąd nas zawiezie, i dalej o konieczności prowadzenia polityki dwóch żelazek w ogniu, bo nie wiemy jak skończy się wojna, dlatego trzeba mieć tych, którzy opowiadają się po stronie Rosji i tych, którzy są po stronie państw centralnych. Obecnie jesteśmy w sytuacji, gdy dokonuje się licytacja sprawy polskiej w Brukseli w zakresie dofinansowań i paradoksalnie, krytyka i uczciwe przedstawianie sytuacji w Polsce może spowodować, że dostaniemy tych środków więcej. Być może polityka dwóch żelazek w ogniu jest nam po prostu potrzebna.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki