Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dowódca ORP „Błyskawica”: Odpowiadamy za wizerunek Marynarki Wojennej w społeczeństwie

Łukasz Kamasz
Łukasz Kamasz
Komandor porucznik Paweł Ogórek, dowódca ORP „Błyskawica”
Komandor porucznik Paweł Ogórek, dowódca ORP „Błyskawica” fot. Marynarka Wojenna
W rozmowie z nami komandor porucznik Paweł Ogórek, nowy dowódca ORP „Błyskawica”, opowiada o swojej marynarskiej drodze i o ważnej roli Marynarki Wojennej w Polsce.

Jak upłynęły pierwsze dni dowodzenia ORP „Błyskawica”?

Obowiązki dowódcy na każdym okręcie pozostają niezmienne. Inny jest za to charakter służby, wszyscy mamy świadomość tego, że „Błyskawica” to okręt muzeum i historia Marynarki Wojennej, który raczej już za główki portu nie wypłynie. Podstawowa różnica to fakt, że na „Błyskawicy” mamy stały kontakt z mieszkańcami. ORP „Wodnik”, którym poprzednio dowodziłem, stacjonował na chronionym terenie wojskowym w Porcie Wojennym na Oksywiu. Teraz dowodzę okrętem w najbardziej reprezentacyjnym miejscu w Gdyni. Ciężko znaleźć lepszy adres w mieście niż aleja Jana Pawła II 1, gdzie stoi „Błyskawica”.

Pana poprzednicy polecali pracę na „Błyskawicy”?

Cenię sobie rady poprzedników, natomiast każdy z nas ma swój styl pracy. Od 35 lat służę w Marynarce Wojennej i na okrętach. Moim głównym zadaniem jest utrzymanie „Błyskawicy”, aby po moim odejściu mogła nadal pełnić swoją funkcję. Sezon wystawienniczy zaczynamy dopiero w maju, jednak pamiętamy, że jesteśmy wizytówką Gdyni, dlatego cały okręt nieustannie jest utrzymywany w jak najlepszej kondycji.

Jak wygląda dzień pracy na najstarszym zachowanym niszczycielu na świecie?

Mam do swojej pracy inne podejście. Nie pracuję, tylko służę. Pełnię służbę tak długo, jak zachodzi taka potrzeba. Uważam, że moje stanowisko zobowiązuje mnie do tego, żeby nie patrzeć na liczbę godzin. Nie jesteśmy tylko okrętem muzeum, ORP „Błyskawica” to również jednostka wojskowa. Mają tu zastosowanie wszystkie przepisy dotyczące służby wojskowej. Tak jak w każdej jednostce wojskowej mamy porządek dnia określający szczegółowo, w których godzinach pewne rzeczy mają zostać wykonane. Część osób może nie wiedzieć, ale na „Błyskawicy” urzęduje etatowa załoga wojskowa, to nie woluntariusze. Odpowiadamy za utrzymanie tego okrętu oraz bezpieczeństwo osób przebywających obok „Błyskawicy”. W przeszłości mieliśmy już przypadki ratowania przez załogę „Błyskawicy” osób, które wpadły do basenu portowego. To są żołnierze. Odpowiadamy też za wizerunek Marynarki Wojennej w społeczeństwie. Dlatego codziennie o godzinie 8, zgodnie z ceremoniałem, podnosimy banderę wojenną. Sam fakt, że ten okręt jest zachowany w tak dobrym stanie - świadczy o tym, że pracują tu najlepsi specjaliści. Każdy na „Błyskawicy” doskonale wie, jakie są jego zadania.

Co jest takiego wyjątkowego w tym okręcie?

Jeżeli ktoś, gdziekolwiek w Polsce mówi, że był w Gdyni i nie ma zdjęcia z „Błyskawicą” - chyba nie mówi prawdy. „Błyskawica”, podobnie jak „Dar Pomorza”, jest już na zawsze i nierozerwalnie związana z Gdynią. Mówimy Marynarka Wojenna, myślimy „Błyskawica”. Ten okręt to punkt spajający całą historię Marynarki Wojennej i wszystkie pokolenia, które służyły tutaj przed II wojną światową, w jej trakcie i po niej. „Błyskawica” pozwala nam czerpać z doświadczeń poprzednich pokoleń i robimy wszystko, aby przekazać naszym następcom najlepsze marynarskie wartości.

Propozycja objęcia tutaj dowództwa była dla pana zaskoczeniem?

Pomyślałem sobie, że wiekiem i wyglądem pasuję. (śmiech) Któregoś dnia mój przełożony zapytał mnie, co sądzę o takim pomyśle, odpowiedziałem, że odnalazłbym się tutaj. Jak mówiłem, służę w Marynarce Wojennej od 35 lat, a przez ostatnie 12 dowodziłem okrętem ORP „Wodnik”. To była najwyższa pora, żeby zejść z jego pokładu. Moja małżonka zawsze żartowała, że „Wodnik” to nasze trzecie i najbardziej przeze mnie ukochane dziecko, ale trzeba coś czasem w życiu zmienić.

Jednak pana marynarska droga nie była typowa. Jak wyglądały pana pierwsze lata w Gdyni?

Jestem gdynianinem z wyboru. Przyjezdnym. Może słoikiem? Pochodzę z południa, spod Nowego Sącza. Bardzo duży wpływ na moją drogę miały publikacje marynistyczne pana Jerzego Pertka. Przez całą młodość dużego zbiornika wodnego na oczy nie widziałem i pomyślałem, że warto byłoby to zmienić. Przychodząc do Marynarki Wojennej, nawet za dobrze pływać nie umiałem. Jeden z moich przełożonych kiedyś powiedział, że najlepszymi marynarzami są górale. Ponieważ nie mają świadomości, jak poważnym ryzykiem obarczona jest służba na morzu. Dlatego potrafią się odnaleźć w tych warunkach. Byłem zafascynowany historią polskiej Marynarki Wojennej, szczególnie w okresie II wojny światowej. Pierwsze lata w Gdyni? Masakra. (śmiech) Na przepustki nie miałem gdzie jechać, bo do domu było za daleko. Żołd również w tamtych czasach nie był za wysoki. Rozłąka z najbliższymi była chyba najtrudniejsza do pokonania.

Czym dla pana są wypłynięcia w morze?

Elementem życia zawodowego, którego będzie mi bardzo brakować. Gdy się wypływa i nie widać nigdzie lądu, wtedy człowiek poznaje dopiero romantykę morza. Wschody i zachody słońca, szum wiatru. Morze zawsze mnie pociągało. Czasami żartuję, że nie mając paszportu i tak odwiedziłem spory kawałek świata, służąc w Marynarce Wojennej. Każdy okręt to fragment Polski. Czołgiem nie da się przejechać przez Odrę z krótką wizytą do Niemiec. Okręt natomiast może wyjść z Gdyni i wejść, zgodnie z uzgodnieniami, do każdego portu na świecie. Z „Wodnikiem” pływałem m.in. do Zatoki Perskiej, po całym Morzu Śródziemnym, do Ameryki Północnej. Szkoliliśmy marynarzy, ale reprezentowaliśmy również państwo polskie na arenie międzynarodowej.

Latami szkolił pan młodych marynarzy. Jaka jest najważniejsza rzecz, którą im pan przekazywał?

Starałem się podzielić z nimi swoim własnym doświadczeniem. Przychodzą do nas młodzi ludzie po maturze, którzy często nie wiedzą, na co się piszą. Na pewno łatwiej jest się dostosować studentom, którzy mają tradycje wojskowe w rodzinie. Oni sami widzieli, z czym wiąże się służba w wojsku, m.in. z częstymi wyjazdami. To jest służba, poświęcenie i wymagania, które musimy sobie stawiać. Jest też zawsze grupa studentów zafascynowanych wojskowością. I to jest też ważne. Jeżeli czuje się dobrze w mundurze. Wszyscy to ludzie, u których pojęcie patriotyzmu i idei jest bardzo ważne. Oczywiście nie wszyscy mają umiejętności dostosowania się do pewnych reguł rządzących w wojsku.

Jak dobrze przygotować marynarza do służby?

Jak najwięcej praktyki. Oczywiście studentom wpaja się wiedzę teoretyczną, natomiast student, który idzie na okręt, ma za zadanie sprawdzić, czy to, co sobie do głowy wbił, ma zastosowanie. Żaden symulator nie odda faktycznych warunków panujących na okręcie podczas wypłynięcia w morze. Nic nie odda tego, gdy w warunkach sztormowych poczujemy zapach spalin, farby, paliwa i oleju, dołożymy do tego zapach okrętu i na to jeszcze z kuchni zaciągnie wątróbką i połączymy to w jedno. Trzeba funkcjonować w tym wszystkim. Masz utrzymać dalej kurs, określić pozycję, wykonać manewr bezpieczny, żeby nie zderzyć się z inną jednostką, bądź pilnować trasy. To jest praktyka. I to ćwiczymy, dzięki temu studenci mogą upewnić się w stu procentach, że to jest naprawdę to, co chcą w życiu robić. Pamiętajmy oczywiście, że te złe chwile również się kończą i możemy załapać się na wschód słońca i świeżą morską bryzę. A w wolnym czasie można się nawet opalić (śmiech).

Co by pan powiedział młodej osobie, która chce zostać marynarzem?

Spróbuj. Poznasz swoją wartość. Zobaczysz, czy to jest naprawdę to. Jednak pamiętaj, że to duże wyzwanie. Jeżeli trafisz w swojej służbie na okręty, musisz mieć świadomość odpowiedzialności, którą będziesz ponosił. Ograniczeń, które będziesz posiadał. Będziesz robił to, co lubisz, ale może to rzutować na twoje życie prywatne. Odchodzisz kilka kilometrów od brzegu i kończy ci się zasięg łączności. Nie jesteś w stanie pomóc nikomu, kogo zostawiłeś na lądzie. Nawet jeżeli połączysz się z innego portu, to co z tego, że będziesz o tym wiedział, jeżeli nie będziesz w stanie tam być. Nikt ci nie powie „Dobra wsiadaj w pociąg, samolot i wracaj”. Nie ma, jesteś na morzu. To są trudne wybory.

Jaka przyszłość maluje się dla Marynarki Wojennej?

Wierzę, że dobry czas dla Marynarki Wojennej dopiero nadejdzie. Pamiętajmy, że w naszej służbie nie chodzi tylko o toczenie wojny na Bałtyku. Marynarka Wojenna prezentuje polską banderę i jest obrazem państwa polskiego. W tym jest bezcenna. I choćby dlatego warto mieć możliwość wysłania okrętów i zademonstrowania tego, że Polska ma dostęp do morza i morskie tradycje. Wszyscy pamiętamy Polskie Linie Oceaniczne i potężną flotę ponad 180 jednostek pływających pod polską handlową banderą. Tego nie ma. Niewiele jednostek pływa pod biało-czerwoną banderą, ale Marynarka Wojenna zawsze. Nasz udział w zespołach NATO świadczy o tym, że mamy wiedzę i potrafimy zaprezentować Polskę w działaniach międzynarodowych. Państwo polskie nie ma się czego wstydzić, kiedy Marynarka Wojenna reprezentuje kraj poza jego granicami.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki