Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorota Arciszewska-Mielewczyk: Nie mogę wybierać wierzycieli, których mam spłacać

Ryszarda Wojciechowska
fot. P. Świderski
Nie wyprowadziłam żadnych pieniędzy na Cypr, nie brałam żadnego kredytu i staram się wyprowadzić wszystko na prostą, zapewnia gdyńska posłanka Prawa i Sprawiedliwości Dorota Arciszewska-Mielewczyk.

Polityk powinien być transparentny i czysty jak łza...

Oczywiście, jak każdy. Ale myślę, że ci, którzy oceniają polityków, najpierw powinni zacząć od siebie.

Dzisiaj zaczniemy jednak od Pani. W "Gazecie Wyborczej" przeczytałam, że majątek ziemski na Kaszubach, należący do Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk, powędrował do spółki na Cyprze i dlatego SKOK nie zdołał ściągnąć przeterminowanego kredytu na 5 mln złotych.

No właśnie, przeczytała pani wierutne kłamstwo, na które nie mogę być obojętna. Razem z prawnikami przygotowujemy wniosek żądający sprostowania tych informacji. Ani ja, ani mój mąż niczego nie wyprowadzaliśmy. Spółka Celaria, o której mowa i do której należy majątek ziemski w Borczu na Kaszubach, nadal płaci podatki w Polsce. I kredyt SKOK-u jest zabezpieczony zapisem hipotecznym w tymże właśnie majątku.

W oświadczeniu majątkowym z datą 30 kwietnia 2014 roku czytam, że jest Pani udziałowcem w dwóch spółkach cypryjskich: FGT Investment i F. Beverages. Więc z Cyprem jest coś na rzeczy.

Oświadczenie majątkowe świadczy o tym, że ja niczego nie ukrywam, także udziału w spółkach na Cyprze. Mój mąż prowadził działalność gospodarczą z różnymi partnerami. I oni też mieli wpływ na warunki, na jakich ta wspólna działalność powinna się opierać. Ale ja nie przyglądałam się interesom męża. Po jego tragicznej śmierci zostałam spadkobierczynią, przejmując masę spadkową z dobrodziejstwem inwentarza. Także z bardzo dużymi długami. Mogłam ten spadek odrzucić. Ale po rozmowach z doradcami doszłam do wniosku, że trzeba znaleźć wyjście z tej sytuacji i uratować miejsca pracy dla ludzi, którzy w tych spółkach pracowali. Portal internetowy "Newsweek" poszedł jeszcze dalej i napisał wprost, że wyprowadziłam pieniądze ze SKOK-ów, lokując je na Cyprze.

Ale napisał to ze znakiem zapytania.
Jakie to ma znaczenie? W świat poszły słowa, że wyprowadziłam pieniądze. A to jest już oskarżenie o przestępstwo. Bo wyprowadzić, znaczy to samo, co ukraść. Jakim prawem tak się pisze? Powtarzam: ani ja, ani mój mąż nie wyprowadzaliśmy żadnych pieniędzy ze SKOK-u na Cypr.

Ale SKOK jeszcze na pół roku przed tragiczną śmiercią Pani męża otrzymał sądową zgodę na zajęcie udziałów należących do Pani męża w spółce Celaria. I wtedy to zajęcie okazało się nieskuteczne, bo Krzysztof Mielewczyk zdążył przekazać udziały cypryjskiej spółce.
Znowu cytuje pani fragment tekstu dziennikarza. A ja przez panią nie zamierzam mu tłumaczyć, jak sprawy wyglądały. Bo to on sam powinien mnie o to zapytać. Procedura spadkowa nie jest zakończona, w jej trakcie komornik wyznaczony przez sąd szacuje wysokość tej masy spadkowej. I na tym etapie nie mogę wybierać wierzycieli, których mam spłacać. Tego zabrania prawo. Natomiast wierzyciele mogą w międzyczasie występować o spłatę wierzytelności. To jest ten klincz, w którym się znalazłam.

Spółki cypryjskie, niestety, kojarzą się z rajem podatkowym i z wyprowadzaniem pieniędzy.

Te teksty szkalują dobre imię moje i męża. Jak pani myśli, czy mój mąż zaplanował sobie, że tak młodo zginie? To był człowiek, który miał plany na kolejnych 20 lat.

O zmarłych nie mówi się źle, ale o Krzysztofie Mielewczyku za życia, jako o biznesmenie, nie zawsze mówiło się dobrze.
A zna pani kogoś, o kim się mówi tylko dobrze?

Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Nie ma ideałów.

Informacja, że Pani mąż zaciągnął kiedyś kredyt w SKOK-u Stefczyka, też znajduje się w Pani oświadczeniu. Figuruje również kredyt w PKO BP SA na kwotę 670 tys. zł. I też nie jest spłacany.

I o co chce pani zapytać?

Czy będzie Pani spłacać te kredyty?

Jeszcze raz powtarzam, dłużnicy mogą dochodzić swoich roszczeń, ale na razie pracuje komornik. Nie wiem, jak długo jeszcze potrwa szacowanie majątku. Ja się przed niczym nie uchylam. Wszystko jest wymienione w moim oświadczeniu majątkowym, zarówno lista dłużników jak i to, w jakich spółkach weszłam do rad nadzorczych. Ale nie jestem biznesmenem. Nie prowadzę działalności gospodarczej, nie prowadzę firm. Są w nich pełnomocnicy. Do rad nadzorczych weszłam tylko po to, żeby te spółki funkcjonowały. Nie zarządzam nimi, jestem zawodowym posłem. Na razie ludzie w tych spółkach pracują, majątek nie niszczeje, a wierzyciele muszą czekać. Robię to właśnie po to, żeby spróbować doprowadzić tę schedę do normalnego stanu funkcjonowania.

A co z kredytem SKOK?

Kredyt jest, tylko pieniędzy nie ma. Bo wszystkie pieniądze z zaciągniętego kredytu poszły na remont pałacu i obiektów przypałacowych w Borczu. Może pani tam pojechać i zobaczyć, jak wszystko jest pięknie odrestaurowane - stary spichrz, pałac, gorzelnia.

Ale zasada jest taka, że jak się kredyt bierze, to się kredyt spłaca. Tak jest uczciwie.

No dobrze, rozumiem, że planuje się również to, czy się młodo umrze, czy nie.

To cios poniżej pasa.

Ale mój mąż nie mógł przewidzieć śmierci. Poza tym, czy zabronione jest branie kredytów w SKOK? Mąż wziął ten kredyt na siebie osobiście, nie na firmę. I sam kredyt jest zabezpieczony przez nieruchomość w Borczu. Jest więc możliwość ściągania pieniędzy w ramach obowiązujących procedur. Nie wiem jeszcze, jak wyglądają te procedury, bo musi zakończyć się pierwszy etap, z komornikiem. Prawdę mówiąc, to wszystko mnie w tej chwili przerasta.

Czy Pani wie, ile mniej więcej ta scheda po mężu jest warta?

Nie. Tym się zajmują rzeczoznawcy.

Ale może się okazać, że nie będzie z czego spłacać tych wszystkich wierzycieli, jakich Pani w spadku mąż zostawił? I co wtedy, polityk z dłużnikami?

Wtedy będę się zastanawiać, co z tym zrobić. Na razie nie wiem. W gwiazdach tego nie wyczytam. W tej chwili głównie muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem.

Ale Pani sama weszła w ten niebezpieczny biznesowo-polityczny mariaż. Mąż biznesmen, pani polityk.

To co, miałam się z mężem rozwieść? Mąż miał nie prowadzić interesów, bo ja zostałam politykiem? My nie mamy sobie nic do zarzucenia.

Nie prościej przyznać, że mąż zostawił Pani...

Tak, problem mi zostawił. Wiedziałam, że miał kłopoty finansowe, tylko nie sądziłam, że aż tak duże. Zajmowałam się polityką i nie wtrącałam się w jego sprawy, właśnie dlatego, że jestem politykiem. Nie żyrowałam mu kredytów. Mieliśmy rozdzielność majątkową ustanowioną jeszcze przed zawarciem małżeństwa. I to mnie nie obciążało.

Ale jak się męża nie sprawdzało, to teraz trzeba ciągnąć tę schedę także z długami.

A jak miałam męża sprawdzać? O takim sprawdzaniu to można tylko w książkach poczytać. Bycie razem też polega na wzajemnym zaufaniu. Każde z nas zajmowało się swoją pracą. To prawda, że stan faktyczny majątku, jaki zastałam po jego śmierci, odbiegał od mojego wyobrażenia. Było gorzej, niż przypuszczałam. Ale co mam zrobić? Czy ja od tego uciekam, czy oszukuję ludzi? Nie. Zarzuca mi się coś, czego nie zrobiłam.

Polityk musi być przyzwyczajony do tego, że będzie się tłumaczyć.

Ja wstanę i pójdę dalej. Ale mam dwójkę dzieci i one odbierają wszystko w czarno-białych kolorach.

No nie, zasłanianie się dziećmi jest nie fair.

Ale to jest ważne, bo moje dzieci dostają w szkole od kolegów baty podwójne, bo nie dość, że ich mama jest politykiem, to jeszcze koledzy w domach słyszą to, co mówią o mnie po takich tekstach ich rodzice. Niech każdy się zastanowi, jakby to było, gdyby w takiej sytuacji została postawiona jego żona i dzieci. I nie ma znaczenia, czy to jest żona polityka, dziennikarza czy kioskarza.

Ale polityk ma być prześwietlany.

Jestem politykiem, ale czy to znaczy, że nie jestem człowiekiem, matką, gospodynią domową czy wdową?

Mogą się odezwać pracownicy i powiedzieć...

Że nie chcą pracy?

Nie, że poprzedni pracodawca nie był taki dobry.

A niech się pani zapyta uczniów, czy chcą chodzić do szkoły? Każdy z nich powie, że wakacje powinny trwać cały rok.

Wszystko da się usprawiedliwić.

W obie strony, proszę pani.

Politycy PO nie czekają. Żądają wyjaśnienia sprawy. Marcin Święcicki zadaje publicznie pytanie prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu: co zamierza zrobić z panią Dorotą Arciszewską-Mielewczyk, która ma majątek zarejestrowany w spółce na Cyprze i z którego SKOK-i nie mogą odzyskać należności?

Na co mam odpowiadać? Na kłamstwo? Na to, że ktoś kreuje rzeczywistość i buduje wokół niej dyskusję, która nie ma nic wspólnego z prawdą? Pod przykrywką walki politycznej trzeba się posuwać do insynuacji.

Ale Jarosław Kaczyński teraz na hasło SKOK reaguje ostro. Nie boi się pani prezesa?

Jeżeli prawda jest inna, niż ta o której piszą, to dlaczego mam się bać?

Może jednak warto byłoby zawiesić działalność polityczną do czasu wyczyszczenia tej biznesowej schedy po mężu.

A po co? O to właśnie chodziło, załatwimy ją, niech się zawiesi. Najlepiej wyeliminować niektórych polityków ze sceny politycznej. Postraszyć, to będą się bali mówić. Nie, proszę pani, ja się nie poddam, nie zawieszę, ponieważ niczego złego nie zrobiłam...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki