18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Donald, frajerze, dadzą ci wycisk hakerzy

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter Archiwum DB
Skoro nie mają chleba, to niech jedzą ciastka - miała ponoć powiedzieć królowa Maria Antonina na wieść o tym, że lud Paryża głoduje. Dziś historycy są skłonni raczej twierdzić, że to była tylko złośliwa plotka, niemniej wywołała ona rozruchy biedoty, ostatecznie zakończone Wielką Rewolucją Francuską i upadkiem monarchii.

Gdyby przeciwnicy podpisania przez Polskę porozumienia ACTA lepiej znali historię, mogliby sprokurować mema z Donaldem Tuskiem w stroju z epoki Ludwika XVI, mówiącego: "Nie podobają im się nowe regulacje w internecie, to niech czytają książki albo grają w piłkę".

Gwałtowność protestów w sprawie podpisania ACTA zaskoczyła niemal wszystkich. Wśród jej wielu wątków warto zwrócić uwagę na aspekt generacyjny. Wydawać by się mogło, że rewolucja obyczajowa końca lat 60. doprowadziła do stopniowego zaniku konfliktu pokoleń. Od czterech dekad (choć w Polsce zdecydowanie krócej) w kulturze Zachodu obowiązuje powszechny kult młodzieżowości. Rodzice nie chcą już być "zgredami", ale raczej kumplami swoich dzieci. Jest to tym łatwiejsze, że najczęściej mają podobne rozrywki, chodzą na te same koncerty, poprawiają sobie nastrój tymi samymi używkami. Nawiązując do znanego przysłowia - "woły nie chcą zapomnieć, jak były cielętami" i ze wszystkich sił starają się być fajne i rozumieć młodych. Tymczasem niepostrzeżenie pod bokiem dorosło pokolenie jakby trochę z innego świata. O dzisiejszych nasto- i dwudziestolatkach można powiedzieć, że komputery i internet wyssali z mlekiem matki. To prawda, że ich rodzice nierzadko też całkiem sprawnie radzą sobie w tej dziedzinie, ale dla nich to tylko wygodne narzędzie. Wartość dodana. Dla ich dzieci to środowisko naturalne, niejako ich ekosystem.

Jest to też świat jak najbardziej realny - miejsce, gdzie przeżywa się emocje, zawiera znajomości, wydaje i zarabia pieniądze. Wielu użytkowników samo hasło "ścisła kontrola" czy "regulacja prawna" działań w sieci odbiera jako większą ingerencję w przestrzeń ich wolności osobistej, niż ewentualne zmiany w ustawie antyaborcyjnej czy antynarkotykowej. Nie wspominając już o tak "abstrakcyjnych" dla nich kwestiach, jak refundacja leków, reforma emerytalna czy katastrofa smoleńska.

Sytuację zaognia dodatkowo fakt, że sieć - w subiektywnym przekonaniu znacznej części użytkowników - nie jest do końca przestrzenią publiczną. Spora część tego, co tam się dzieje, jest - przynajmniej nominalnie - adresowana do "znajomych". W czasach mojej młodości, gdy komuś udało się sprowadzić z Zachodu albo nagrać z radiowej Trójki nową płytę ulubionego artysty, zapraszał kumpli do domu, żeby wspólnie ich posłuchać. Teraz wrzuca się linka na walla. Próba ograniczenia tej możliwości, ba, ścigania za to, może być odbierana przez niektórych trochę jak ubeckie prześladowania za słuchanie jazzu we wczesnych latach 50.

Dlaczego w Polsce protest internautów przybrał aż takie rozmiary, nieporównywalne z innymi krajami Europy? Niektórzy będą w tym widzieć spadek po sarmackim umiłowaniu wolności (względnie warcholstwie), tradycje powstań i insurekcji. Inni sięgną do bliższej czasowo tradycji braku poszanowania dla własności prywatnej. Dziadkowie w PRL "organizowali" niedostępne w sklepach towary, wynosząc je z zakładu pracy, rodzice budowali kapitalizm, wierząc, że "pierwszy milion trzeba ukraść", nic dziwnego, że dzieci uznają, że nie ma nic zdrożnego w ściąganiu z sieci co się da.
Tak czy siak, sprawa ACTA to kolejna w krótkim czasie bolesna wpadka rządu Platformy. Ale też niewielka nadzieja dla PiS.

Jarosław Kaczyński, jako obrońca wolności internetu, jest jeszcze mniej wiarygodny niż jako rzecznik kiboli. Zresztą zdążył już zabrać głos w tej sprawie przed wyborami w 2007, kiedy zdecydowanie odrzucił możliwość głosowania w sieci, bo jego zdaniem internauci to niepoważni osobnicy, którzy "piją piwo i oglądają pornografię". Nawet jeśli młodzież tego nie pamięta, zawsze można jej przypomnieć - w sieci nic nie ginie. Teraz politycy zorientowali się, że internauci robią jeszcze wiele innych rzeczy, których nie ogarnia ani Kaczyński, ani Tusk, ani nawet Palikot, choć ten ostatni stara się być tak bardzo "do przodu". Dlatego niezależnie od tego, czy ruchawki wokół ACTA doprowadzą do ukonstytuowania się jakiegoś trwałego ruchu czy nie, jedno jest pewne - w 2015 nadal w Polsce nie będzie można głosować przez internet. To zbyt grząski grunt dla politycznych elit.

Przeczytaj wszystkie komentarze Dariusza Szretera

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki