Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domniemani porywacze Leksztonia złapani

Robert Kiewlicz
Gdyński biznesmen Janusz Leksztoń został porwany, a do przestępstwa doszło w kwietniu tego roku. W środę policjanci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego KWP w Gdańsku zatrzymali osoby podejrzane o to przestępstwo.

Wcześniej nawet sami śledczy mieli wątpliwości co do autentyczności porwania.

Janusz Leksztoń został zaatakowany w swoim domu w centrum Gdyni. Napastnicy mieli poturbować go, okraść, wywlec z budynku i wywieźć poza miasto. Tam przetrzymywano go kilka godzin i groźbami pozbawienia życia zmuszono do podania numerów PIN swoich kart płatniczych. Z mieszkania Leksztonia i z pomieszczeń biurowych zginął też przenośny sejf, w którym była dokumentacja prowadzonych przez niego firm, sprzęt elektroniczny i biurowy.

Sam Leksztoń twierdził, że w sejfie były ważne dokumenty dotyczące nowego towaru, jakim miał zawojować rynek. Ponadto sprawcy, znając numery PIN, mieli wypłacić pieniądze z jego kont osobistych i firmowych. Skradziony został również samochód należący do Janusza Leksztonia.

W momencie porwania zaparkowany był koło jego domu. Wieczorem, gdy porywacze przewozili go w inne miejsce, Leksztoniowi - jak opowiadał śledczym - udało się uwolnić i uciec z samochodu. Zatrzymał kierowcę przypadkowo przejeżdżającego samochodu, który zawiózł go na policję. Nieoficjalnie mówi się, że głównym powodem ataku na dawną gwiazdę gdyńskiego biznesu mogły być kwestie rozliczeń finansowych.

Nie wykluczano też, że przedsiębiorca z Gdyni sam mógł spreparować całe porwanie i rozbój we własnym domu. Nawet policjantom kilka szczegółów opowiedzianych przez Leksztonia na temat tego zajścia nie wydawało się jasnych.

- Zatrzymaliśmy zarówno osoby podejrzane o uprowadzenie, jak i te, które miały zlecić porwanie - mówi jeden ze śledczych z gdańskiej KWP. - Podejrzani w swoich wyjaśnieniach opisali przebieg zdarzenia i rolę, jaką każdy z nich spełniał w trakcie tego przestępstwa.

Wobec zatrzymanych sąd zastosował areszt, a także poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju. Sprawa jest rozwojowa.

- Nie posiadam długów u ludzi, którzy byliby zdolni do takich czynów. Porywaczom chodziło raczej o upokorzenie mnie i o interesy, które teraz prowadzę na bardzo szeroką skalę - mówi Janusz Leksztoń. - Mówili, że naraziłem się wielu ludziom i zapłacono im, aby mnie przywołać do porządku, bo ja zarabiam, a inni tracą. Po drugie, chciano też utrudnić lub wręcz uniemożliwić mi dochodzenie moich wielomilionowych roszczeń. Kilka spraw z mojego wniosku jest w prokuraturze i w sądzie.

Janusz Leksztoń zaczynał karierę biznesmena w latach osiemdziesiątych od skromnej wytwórni pieców c.o. W krótkim czasie przeobraziła się ona w największą prywatną firmę na Wybrzeżu. Był właścicielem El-Gazu, prywatnej telewizji, linii lotniczych, gigantycznej willi na Kamiennej Górze (obecnie rezydencji Ryszarda Krauzego) i kilku innych interesów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki