Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dominikanin ojciec Józef Puciłowski o kanonizacji: Jak wybucha euforia, to musi się skończyć

Dariusz Szreter
Przemek Świderski
Będę pesymistą i obym nie miał w tym racji! Pamiętam, co się działo na ulicach Krakowa, jak Jan Paweł II umierał. I co? Boję się, niestety, że może znów tak się skończyć - mówi dominikanin ojciec Józef Puciłowski.

Sejm przyjął uchwałę, w której wyraża nadzieję, że "kanonizacja Ojca Świętego Jana Pawła II będzie dla wszystkich Polaków (...) zachętą do głębszego poznania Jego intelektualnej i duchowej spuścizny oraz do podejmowania i kontynuowania Jego dzieła". Czy można uznać, że są to pobożne życzenia posłów?
To bardzo ładnie brzmi, natomiast trzeba być realistą. Więc ja podchodzę do tego trochę realistycznie, a może nawet bardziej pesymistycznie, że - nie daj Bóg - skończy się na takiej deklaracji, tak jak skończyło się słynne pojednanie krakowskich klubów sportowych po śmierci Jana Pawła II. Niby się pojednali, a potem wiadomo, co z tego wyszło. Krótko mówiąc, szansa jest, natomiast jestem sceptyczny co do tego, czy zostanie ona wykorzystana.

Ale podobno jeszcze przed kanonizacją ponad połowa Polaków w modlitwach prosiła Jana Pawła II o wstawiennictwo.
Mam pewien ogląd sytuacji na podstawie tego, co wynika ze spowiedzi. W sobotę przed kanonizacją spowiadałem dwie osoby, każdą po godzinie. Dla nich kanonizacja stała się okazją do nawrócenia. Oby nie skończyło się tylko na "fajerwerku". Nie uważam zresztą, że tylko Polacy zapalają się takim słomianym ogniem. To dotyczy wszystkich. Jak wybucha euforia, to musi się skończyć. Pamięta pan te ruchliwe ulice, okrzyki "Santo subito", pokolenie JP2? I co? Na pewno coś z tej kanonizacji zostanie, ale ile - nie umiem powiedzieć.

Po co w ogóle kult świętych? Protestanci uznali to za zbędny balast.
Świętymi bądźcie, bo ja święty jestem - to jeszcze Stary Testament mówi. Kult świętego to zawsze jest kult Pana Boga przez świętego. Więc to nie jest tak, że czcimy powiedzmy Jana XXIII czy Jana Pawła II. Jeśli ktoś czciłby tylko ich, a nie czcił Pana Boga, to byłoby to bałwochwalstwo. Kult każdego świętego ma prowadzić do Pana Boga.

Święty jest pośrednikiem?
Pana Boga nie widziano. Jest daleko. Święty go przybliża przez swoje przymioty. Jeden ma takie, inny - siakie. Na przykład świętemu Antoniemu przypisuje się pomoc w odnajdywaniu zagubionych rzeczy. Nie ukrywam, że korzystam z jego pośrednictwa i na ogół znajduję, choć nie twierdzę, że św. Antoni byłby skuteczny do uleczenia mojej sklerozy (śmiech). Chodzi więc o przybliżanie ludziom Boga przez świętego człowieka. Ale to Bóg, a nie ten człowiek jest tu najistotniejszy.

Jakie przymioty należałoby przypisać świętemu Janowi Pawłowi?
Pozostawiam to urzędowi nauczycielskiemu Kościoła. Skoro jednak mnie pan pyta, to powiedziałbym: poczucie humoru, normalność, zwykłość. Trudno to ująć jednym słowem, ale mógłby to być patron zwyczajności, także księdza. Przystępności księdza i biskupa.

Czy święty jest w rodzaju wzoru do naśladowania?
Oj, na pewno. Szczególnie ci bliżsi naszym czasom. Bo w przypadku tych średniowiecznych czy jeszcze wcześniejszych dysponujemy danymi, powiedziałbym, bajkowymi. Natomiast o tych najnowszych świętych wiemy bardzo wiele, bo wszystko jest udokumentowane.

By uznać kogoś za świętego, to - o ile nie poniósł męczeńskiej śmierci - potrzebny jest cud na potwierdzenie jego świętości. Czy w dzisiejszych racjonalnych czasach to nie jest przepis, że tak powiem, "z innej epoki".
Dzisiejsze czasy są racjonalne? Podam przykład pierwszy z brzegu, bo akurat dziś rzuciło mi się to w oczy: kupa młodych, wydawałoby się normalnych ludzi, płci obojga, każe się tatuować w różnych miejscach. Czy to racjonalne? Podejrzewam, że nasze czasy są równie głupie jak kiedyś. Wiele rzeczy już było w dziejach ludzkości i teraz jest to samo, tylko inaczej - tak bym powiedział.

No dobrze, odpuszczam tę racjonalność. Ale co z tym cudem?
Też nie wiem, o co chodzi. Jestem z zawodu historykiem, a nie specjalistą od uzdrowień. Natomiast jeśli lekarze orzekli, ja im wierzę.

A - z teologicznego punktu widzenia - po co w ogóle zdarzają się cuda? Czy nie wystarczyło zmartwychwstanie jako megacud, na którym zawieszone jest całe chrześcijańskie przesłanie?
Ale jak to było z tym zmartwychwstaniem, to sam pan wie. Nawet ci najbliżsi, ci, którzy byli z Jezusem dwa-trzy lata, nie uwierzyli. Tutaj wiara jest słabiutka, więc potrzebne są takie impulsy. Akurat w kanonizacyjną niedzielę wypadło w Kościele czytanie o świętym Tomaszu. Tym, któremu Pan Jezus mówił: włóż łapę do mojego boku, tam jest rana głęboka, śmiertelna. Potrzeba nam takiego dotknięcia świętości faktów, bo jesteśmy słabi. Pan Bóg przez świętych, także tych dwóch kanonizowanych właśnie papieży, pokazuje swoją moc: weź się facet nie wygłupiaj, popatrz.

Premier Tusk wykręcił się od odpowiedzi na pytania o wiarę w cudowne uzdrowienie Kostarykanki, mówiąc o cudzie, jaki zaszedł za sprawą papieża w naszej części Europy. Ale to nie jest chyba taki cud, który mógłby zostać uznany przez Kościół?
Premier naprawdę zrobił bardzo mądrze. Nie powinien podejmować jakiejkolwiek dyskusji, bo jeżeli będzie za bardzo chwalił, to na drugi dzień pan Palikot mu to wypomni, a jak nie będzie chwalił, to Kaczyński mu przypomni albo Ziobro. Nie, nie, uważam, że bardzo dyplomatycznie z tego wybrnął. To nie jego sprawa.

A jak to jest z relikwiami i ich kultem? To, co kardynał Dziwisz robi z ampułkami, wygląda czasem nieco groteskowo.
O te sprawy to trzeba zapytać księdza kardynała Dziwisza, a nie mnie.

Czy nie za szybko ta kanonizacja? Kiedyś Kościół wolał się z tym nie spieszyć. Tu mieliśmy do czynienia z iście ekspresowym tempem.
Dobrze, że pan zadał takie pytanie. Żyjemy w czasach przyspieszenia. Ogłoszenie kogoś świętym czy błogosławionym jest wpisane w nasz rytm myślenia, tak jak w rytm naszej wiedzy o świecie jest wpisany internet, a wcześniej druk, a przedtem przepisywanie odręczne.

Czy to nie zaszkodziło sakralnemu wymiarowi tego wydarzenia? Nie ma Ojciec wrażenia, że przy ogniu tej kanonizacji próbuje się upiec zbyt wiele pieczeni?
Przepraszam, a jakich pieczeni?

Papieżem gra się w polskiej polityce. Jedna z gazet napisała, że papież byłby wściekły na III RP.

Jest wolność słowa, można tak napisać. Ktoś chce, niech pisze. Są tacy, którzy będą wierzyli. Inni pomyślą, że nie byłby wściekły. I co z tego?

Jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, żeby pisać o św. Maksymilianie Kolbem, że publikowałby we "Frondzie", a nie "Tygodniku Powszechnym". Choć pewnie to akurat prawda.
Karol Wojtyła akurat publikował w "Tygodniku Powszechnym" i to ludzie pamiętają.

Przywołałem nazwisko Kolbego, bo chodzi mi właśnie o to, że to są historie sprzed lat 70 i mniej jesteśmy skłonni, by teraz te osoby wciągać w bieżące sprawy.

To normalne. Czy dziś ktoś wciąga w sprawy kościelne św. Piusa X, papieża z początku XX stulecia? Nie wciąga się, bo są świeżsi.

Co będzie dalej z obecnością Jana Pawła II w świadomości Polaków, kiedy już w sensie formalno-ceremonialnym dla jego uczczenia zrobiono wszystko?

Będę pesymistą i obym nie miał w tym racji! Pamiętam, jak Jan Paweł II umierał i co się działo na ulicach Krakowa: feta, płacz, świece i co? Boję się, niestety, że może znów tak się skończyć. Obyśmy się czegoś nauczyli z tamtych dni i żeby to nie było powtórką.

Kto miałby nauczać?
Pan i ja. Media i ambona.

Słychać czasem opinie, że wielka osobowość Karola Wojtyły stanowiła przez lata pewne alibi dla polskiego Kościoła hierarchicznego, który teraz trwa w jakimś zagubieniu.
Faktycznie, trochę uśpiło świadomość polskiego Kościoła hierarchicznego istnienie Jana Pawła II, który za Kościół wiele rzeczy załatwiał. Zresztą trudno się temu dziwić, szczególnie w czasach komunizmu. Natomiast później może i troszkę to niektórych - przepraszam za to określenie - rozpaskudziło. Mogło tak być.

Więc co teraz?
No nie, ja nie jestem wróżką! Powiedziałem, co może się stać, chociaż nie musi. Jeszcze raz przypominam tych krakowskich kibiców.

W przemianę kibiców jakoś nie wierzę. Polityków też nie....
…ale wierzę w Kościół Święty. Tyle że w Kościele są słabi ludzie, więc różnie może być. Ale to od was, dziennikarzy, zależy i od ambony. Jeżeli my będziemy wierni temu wielkiemu wyzwaniu, to nie będzie uśmiercone, jak wiele innych rzeczy, które można medialnie uśmiercić.

Ojciec Józef Puciłowski
(ur. w 1939 r.) jest synem Polaka i Węgierki. Z wykształcenia jest historykiem. W latach 70. związany był z Klubem Inteligencji Katolickiej oraz opozycją antykomunistyczną. Do nowicjatu wstąpił już jako mężczyzna ponad 40-letni. Święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Na początku lat 90. pracował w gdańskim klasztorze dominikanów. W latach 1996-2004 pełnił funkcję wikariusza generalnego zakonu dominikanów na Węgrzech. Od 2004 r. mieszka w Krakowie.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki