Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom publiczny w środku osiedla

Grzegorz Popławski
Państwo M., właściciele niemal legendarnego pubu przy ulicy Racławickiej w Bytowie, znowu mają kłopoty z prawem. Niebawem do sądu trafi akt oskarżenia dotyczący m.in. łamania sądowego zakazu prowadzenia działalności rozrywkowej.

Teraz zniknęli z miasta. Ciążą jednak na nich już prawomocne wyroki dwóch lat pozbawienia wolności za sutenerstwo i czerpanie korzyści majątkowej z prostytucji.

Ten pub był bowiem przez lata domem publicznym, i to w samym środku osiedla domów jednorodzinnych. I od lat były z nim problemy. Sąsiedzi pisali skargi, wzywali policję, która często interweniowała. Zdarzały się awantury, pobicia. Sąsiedzi skarżyli się na hałas, ale nie tylko. Klienci nocnego lokalu bywali agresywni. Właścicieli karano mandatami, mieli też sprawy w sądzie. Interes jednak się kręcił. Teoretycznie powinien się skończyć po wyroku z 2004 roku.

Sąd zakazał Irenie i Andrzejowi M. prowadzenia wszelkiej działalności rozrywkowej i sprzedaży alkoholu. Pub został zamknięty, ale bardzo szybko wznowił działalność, już jako "pokoje gościnne?. Szyld się zmienił, prawdziwy profil działalności nie. Sąsiedzi pisali skargi, gdzie tylko mogli, nawet do prezydenta RP czy Episkopatu Polski. Nadal często interweniowała tam policja.

Dopiero na początku 2006 roku udało się przypadkiem ustalić prawdziwy profil działalności lokalu. Zatrzymane zostały panie trudniące się najstarszym zawodem świata. Właściciele lokalu usłyszeli po pięć zarzutów. Najpoważniejsze dotyczyły sutenerstwa i czerpania korzyści majątkowej z prostytucji.

Ich firma została całkowicie wykreślona z rejestru działalności gospodarczej. W październiku ubiegłego roku zapadły wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności dla państwa M. W kwietniu tego roku, po odwołaniach, uprawomocniły się. Do tej pory jednak za kraty nie trafili. Co więcej - mają kolejne poważne kłopoty z prawem.

Czeka ich proces, bo kolejnymi wyrokami za bardzo się nie przejmowali. Policja zakończyła właśnie śledztwo w następnej sprawie dotyczącej lokalu przy Racławickiej, który wciąż, choć nie powinien, po cichu działał. Nawet wtedy gdy M. odwoływali się od ostatniego wyroku.

- Ustaliliśmy, że nie przestrzegali sądowego zakazu prowadzenia działalności rozrywkowej i sprzedawali alkohol, choć nie mieli już koncesji - mówi Andrzej Borzyszkowski, zastępca komendanta bytowskiej policji.

Wyszło to na jaw, bo w marcu przed budynkiem doszło do pobicia dwóch mężczyzn. Wcześniej byli w tym, niby nieczynnym, lokalu i kupowali alkohol. A to znaczy, że pub wciąż działał. Będą więc kolejne kary. Na razie jednak dopiero wszczęta została procedura wykonania już tych orzeczonych.

M. mają niebawem trafić do więzienia. Na rozprawy powinni być dowożeni już zza krat. Teraz wyjechali i nie wiadomo, gdzie przebywają. Dom z lokalem wciąż należy do nich. Nic tam się już nie dzieje. Sąsiedzi mają wreszcie upragniony spokój. Tylko czasami do drzwi dobijają się dawni klienci, a policjanci częściej patrolują ten teren. Sąsiedzi wciąż jednak nie wierzą, że to już naprawdę koniec.

- Karani byli już tyle razy, wysyłaliśmy setki pism. I nic. Ile razy się już cieszyliśmy, że to koniec. Może tylko na trochę było ciszej albo zmienił się szyld. Uwierzymy chyba dopiero wtedy, gdy zniknie ten dom. Jak nawet trafią do więzienia, to przecież po kilku miesiącach wyjdą za dobre sprawowanie i nasz koszmar zacznie się od nowa - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki