Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom kobiet. O willi doktora Panka i jej mieszkańcach [ZDJĘCIA]

Barbara Szczepuła
Dr Franciszek Panek z córkami i zięciem (siedzą od lewej - Stanisława, dr Franciszek Panek, Kazimiera, stoją od lewej Anna i Wacław Katarzyńscy oraz Maria)
Dr Franciszek Panek z córkami i zięciem (siedzą od lewej - Stanisława, dr Franciszek Panek, Kazimiera, stoją od lewej Anna i Wacław Katarzyńscy oraz Maria) Archiwum prywatne
Po opublikowaniu mojego reportażu "Jadą budy przez Wejherowo" zatelefonowała do mnie pani Zofia Ostrowska, której dwie ciotki zginęły w Piaśnickim Lesie... O willi doktora Panka i jej mieszkańcach opowiada Barbara Szczepuła.

Znowu jadę do Wejherowa. Tuż za pomnikiem zwanym "Piaśnicką Bramą", otwierającym drogę do lasu, po której siedemdziesiąt lat temu toczyły się wiozące Polaków na rozstrzelanie ciężarówki zwane budami, widać wśród drzew willę doktora Franciszka Panka. Właściwie nie willa, to może raczej dworek? Pani Zofia Ostrowska przekonuje mnie, że zbudowany został na wzór siedziby marszałka Piłsudskiego w Sulejówku, choć z oficjalnego życiorysu jej dziadka wynika, że był zwolennikiem Narodowej Demokracji. W każdym razie willa jest okazała, ma wysoki mansardowy dach, kolumny przed gankiem, tarasy schodzące do parku, duży hol, przestronne pokoje. Ze zdjęć wynika, że kiedyś tętniło tu życie, doktorostwo miało cztery córki, a więc po domu krzątały się służące i kucharka, ogrodnik pielęgnował georginie i przycinał róże, psy wylegiwały się na frontowych schodach, doktor po porannej kawie w jadalni - widzimy to na zdjęciu - wsiada do auta. Był dyrektorem Szpitala Najświętszej Marii Panny i zawsze punktualnie zjawiał się w pracy.

W gabinecie z osobnym wejściem popołudniami przyjmował pacjentów. Był chirurgiem, ginekologiem i internistą zarazem, jak to na początku ubiegłego wieku bywało, cieszył się znakomitą opinią nie tylko kompetentnego lekarza, ale i przyjaznego ludziom człowieka, który - zdarzało się - mniej zamożnych pacjentów leczył za darmo. Założył nawet coś w rodzaju szpitala-przytułku, gdzie biedni znajdowali opiekę i mogli liczyć na porady medyczne. Raz w tygodniu jeździł do Gdyni, by badać rybaków. Gdy nie miał jeszcze auta, podróżował furmanką albo saniami.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Leczył oczywiście także ludzi bogatych, był lekarzem rodzinnym hrabiego von Krockow, przyjmował porody jego synów. Po wojnie (pierwszej światowej) organizował w Wejherowie od podstaw służbę zdrowia. Za swoje zasługi otrzymał papieski order św. Sylwestra, został też honorowym obywatelem miasta.

Dziś myślimy o takich lekarzach z tęsknotą, bo należą do świata, którego już nie ma, który został brutalnie strzaskany w 1939 roku. Ze zdjęcia patrzy na nas starszy pan w binoklach, z wąsami á la Bismarck, choć pewnie takie porównanie by mu się nie podobało. Studiował wprawdzie na uniwersytetach w Monachium i Berlinie, ale marzył o wolnej Polsce, a gdy już wybuchła, nie krył entuzjazmu. Gdy w roku 1920 przybył do Wejherowa generał Józef Haller, córka doktora Andzia (w przyszłości mama Zofii Ostrowskiej) witała go na rynku chlebem i solą, a druga córka Stasia dyrygowała chórem śpiewającym patriotyczne pieśni na balkonie wejherowskiego ratusza.

Wieczorami do willi przybywali goście i doktor (współorganizator Towarzystwa Śpiewaczego Lutnia) swoim pięknym basem śpiewał arię ze "Strasznego dworu", z fortepianowym akompaniamentem którejś z córek. Śpiewa także najstarsza z nich, Stasia, zwykle pieśni patriotyczne, bo tak wielka była radość z odrodzonej Polski, że śpiew sam się z piersi wyrywał!

***
Pani Zofia opowiada mi o swoich ciotkach i matce, pokazuje zdjęcia czterech kobiet siedzących w 1927 roku w salonie przy stole, na którym stoi kryształowa karafka z domową nalewką. Jedyny wśród nich mężczyzna, mąż Anny, podnosi do góry kieliszek. Panie są starannie ubrane, ale już nie pierwszej młodości, szczególnie, jak na tamte lata, gdy młodość kończyła się tuż po dwudziestce. Są wykształcone, sympatyczne, zamożne, cieszą się powszechnym szacunkiem, ale jednak samotne. Przychodzi mi na myśl film Wajdy "Panny z Wilka", bo w tym pomorskim domu panowała chyba podobna atmosfera jak we dworze na Ukrainie opisanym przez Jarosława Iwaszkiewicza. Atmosfera przesiąknięta dojrzałą kobiecością, zapachem lawendy i zawiedzionych nadziei, skrywanych uczuć i przemijania.

Andzia urodziła Zosię mając czterdzieści dwa lata. Doktor nie żył już od kilku miesięcy, pani doktorowa od kilkunastu lat.
Mama została siłą rzeczy panią domu - komentuje Zofia Ostrowska. Wacław Katarzyński był zamożnym kupcem, zaopatrywał w żywność statki przypływające do Wolnego Miasta Gdańska. Młodzi początkowo zamieszkali na piętrze willi, obok pozostałych sióstr, potem wyprowadzili się do Jabłonowa, gdzie zawiodły Katarzyńskiego interesy.

Maria, zwana Manią, okazała się osobą samodzielną, niespokojnym duchem, wyjechała do Ameryki i przez pewien czas pracowała w polskim konsulacie i studiowała w Akademii Sztuk Pięknych. Kilka lat przed wojną wróciła do Europy, pracowała w Monachium, w konsulacie generalnym RP. "Pani Marja Pankówna - według świadectwa konsula sporządzonego w 1931 roku - zatrudniona była jako sekretarka do spraw tajnych i poufnych i samodzielna buchalterka. Pracę swoją wykonywała umiejętnie, pilnie i sumiennie". Potem zmieniła pracę, otrzymała jakieś stanowisko w monachijskiej operze i tam zapewne poznała swojego przyszłego męża. Był muzykiem. O mężu Marii jej siostrzenica mówi niechętnie, był bowiem Niemcem, a w świetle tego, co wydarzyło się jesienią trzydziestego dziewiątego roku z ciocią Kazią i Stasią…

***
W willi zbudowanej przez doktora Panka zostały dwie siostry: Stanisława i Kazimiera. Dlaczego nie wyszły za mąż? Tego ich siostrzenica nie wie. Może z braku odpowiednich kandydatów? Może były zanadto pochłonięte pracą, zbyt samodzielne i niezależne jak na tamte czasy? Czy spotkał którąś z nich zawód miłosny, o którym się nie mówiło? Obie były nauczycielkami, Stasia uczyła w gimnazjum polskiego i muzyki, Kazia wykładała pedagogikę w seminarium nauczycielskim. Pasjonowały się tenisem, zainicjowały budowę kortów w Wejherowie, a gdy już je wybudowano, Kazia została prezeską klubu tenisowego. Na jednym ze zdjęć Stasia siedzi w letniej kawiarni przy kortach z pierwszą rakietą II RP, Jadwigą Jędrzejowską!

- Obie były też zapalonymi harcerkami, a harcerstwo miało w II Rzeczpospolitej ogromne zasługi w budowaniu polskiego patriotyzmu - dodaje pani Ostrowska, częstując mnie kawą. Siedzimy w salonie, w którym nie ma już stylowych mebli, bo po wojnie Anna, najstarsza córka doktora, zastała dom ogołocony.

Wracamy do cioci Stasi. Co roku zabierała uczniów do Zakopanego, latem chodziła z nimi po górach, zimą szusowała na nartach. Na imprezach literackich i muzycznych, które wraz z Kazimierą organizowały w swojej willi dla młodzieży, bywała ich przyjaciółka, siostra Alicja Kotowska, zmartwychwstanka, przełożona zgromadzenia i dyrektorka liceum dla dziewcząt. Zakonnica wykształcona i nieco ekscentryczna, znana m.in. z tego, że zafundowała siostrom zmartwychwstankom loty z lotniska w Rumi nad Wejherowo, wywołując zaniepokojenie wśród żołnierzy 1 pułku strzelców, którzy wzięli ten samolot za niemiecką maszynę szpiegowską.
***
Niemcy wkroczyli do Wejherowa dziewiątego września 1939 roku. Stanisława i Kazimiera Panek zostały natychmiast z willi wyrzucone. Zajęło ją gestapo i Selbstschutz. Na parterze urządzono biura, w gabinecie doktora salę przesłuchań, w piwnicy katownię. Na piętrze w pokojach Kazimiery i Stanisławy zamieszkał lokalny szef gestapo Hans Shoen z rodziną. Jest takie zdjęcie, na którym po dwu stronach ganku zwieszają się flagi ze swastykami, a na schodach stoją funkcjonariusze w czarnych mundurach. Mieszkańcy miasta słyszą raz dźwięki fortepianu, raz krzyki torturowanych.

Szosą krokowską w kierunku Piaśnicy ruszają budy, zwalniając na zakręcie w pobliżu willi doktora Panka, jak nadal nazywano ten dom.

Stasia i Kazia zamieszkały u swojego przyjaciela, profesora Stanisława Lemańskiego, łacinnika, na kilka dni tylko, bo zamierzały opuścić Wejherowo. Stanisława poszła do ratusza załatwić pozwolenie na wyjazd i już nie wróciła. Tego samego dnia aresztowano Kazimierę.

11 listopada, w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, którą co roku tak uroczyście obchodziły, wsadzono obie do budy i powieziono do piaśnickiego lasu. Przejeżdżały obok rodzinnej willi, ale nie mogły jej zobaczyć, bo brezent był szczelnie zasznurowany.

Mieszkaniec Wejherowa Walerian Dumański zeznał po wojnie, a opisał to Marian Podgóreczny w książce "Albert Forster - gauleiter i oskarżony", że w kwietniu 1940 roku przyszedł do niego znajomy, Antoni Flisikowski, i opowiedział o egzekucji nauczycielek, której był przypadkowym świadkiem.

Karabiny maszynowe zamaskowano w krzakach. - Rozbierać się! - krzyczą gestapowcy, bo Polacy musieli przed rozstrzelaniem zdjąć z siebie ubrania.

Kazia płacze i nie chce zdejmować okrycia, Stasia ją pociesza: - Nie płacz, Kaziu, śmierć nasza zostanie pomszczona. I woła głośno: Niech żyje Polska! Natychmiast rozlega się salwa.

Po egzekucji Niemcy zbierają ubrania, bo są to przecież porządne rzeczy, szkoda, żeby się zmarnowały, ładują na ciężarówkę i wiozą do willi doktora Panka. W piwnicy je sortują i dzielą się łupem. Zatrudniony przez Niemców palacz, który przed wojną palił w piecu w gimnazjum, rozpoznał futra nauczycielek. Karakuły Stanisławy i foki Kazimiery.

Tego samego dnia rozstrzelana została siostra Alicja Kotowska. Zabiegi przyjaciół, którzy szukali ratunku u biskupa gdańskiego Karla Spletta i hrabiego Keyserlinga, okazały się nieskuteczne.
***
Wacław Katarzyński, mąż Anny, został aresztowany przez hitlerowców i całą wojnę przesiedział w obozie w Neuengamme pod Hamburgiem. Po powrocie do Polski uruchomił młyn pod Rypinem. Którejś nocy młyn spłonął. Katarzyński oskarżony został o sabotaż gospodarczy i dostał dożywocie. Zrehabilitowano go dopiero w 1957 roku.

Anna przyjechała z małą Zosią do Wejherowa. Dom był pusty, w salonie leżał stół przewrócony do góry nogami, obok walały się beczki z mazutem pozostawione przez wojsko sowieckie. Schowek pod limbą, gdzie Katarzyna i Stanisława zakopały na początku wojny kosztowności, był pusty.

Z Monachium wróciła Maria, która rozwiodła się z niemieckim mężem.
Znowu przez lata mieszkały tu dwie siostry. Ale nie same, bo dokwaterowano im lokatorów.
Ciał Stanisławy i Kazimiery nie zidentyfikowano. Nie odnaleziono też ich przyjaciółki, siostry Kotowskiej. W 1944 roku Niemcy zacierając ślady zbrodni większość zwłok spalili. Ale czy to takie istotne? Siostra Alicja powiedziała kiedyś: wszystko jedno, co się stanie z ciałem, przecież chodzi o to, by połączyć się z Bogiem, a to jest wszędzie możliwe.

***
Osiemdziesięcioletnia dziś Zofia Ostrowska chce sprzedać willę dziadka. Marzy o tym, że kupi ją Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i że powstanie tu Muzeum Ofiar Piaśnicy.

Barbara Szczepuła
[email protected]

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki