Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Doktorant - kolega czy nauczyciel?

Jarosław Chęć, Wojciech Kieszkowski
Tomasz Bojar-Fijałkowski jest absolwentem WPiA UG i doktorantem tej uczelni
Tomasz Bojar-Fijałkowski jest absolwentem WPiA UG i doktorantem tej uczelni Wojciech Kieszkowski
Ani spaghetti bolognese, ani najstarszy uniwersytet w Europie. Od kilku lat północnowłoska Bolonia kojarzy się nam przede wszystkim ze zreorganizowanym systemem studiów wyższych, którego jednym z głównych założeń jest trójstopniowość. Obok licencjackich studiów I stopnia oraz uzupełniających magisterskich, system boloński przewiduje też III - doktorancki szczebel edukacji akademickiej.

Powszechnie obowiązujące prawo nazywa doktoranta "uczestnikiem studiów". Także funkcjonujące na poszczególnych uczelniach regulaminy studiów doktoranckich, jak chociażby ten z Politechniki Gdańskiej, nadają doktorantom przywileje typowe dla pozostałych studentów, między innymi prawo do miejsca w domu studenckim, prawo do stypendium naukowego i socjalnego czy nieodpłatność studiów stacjonarnych. Doktorant korzysta także z innych dobrodziejstw, jak chociażby z prawa do ulg za korzystanie z komunikacji miejskiej.

W teorii więc - być doktorantem, to jakby przedłużyć sobie studenckie życie. W praktyce jednak nie wydaje się to tak oczywiste, przede wszystkim ze względu na ustawowe oraz regulaminowe zapisy dotyczące obowiązkowego prowadzenia przez uczestnika studiów doktoranckich zajęć dydaktycznych, rzecz jasna ze studentami... lecz tymi z niższych szczebli. Jak więc traktować jako współkolegę kogoś, kto gnębi nas na ćwiczeniach i robi problemy z zaliczeniem? Czy magiczne mgr przed nazwiskiem nie oznacza jednak końca przynależności do studenckiego grona?

Jesteśmy jak poczwarki

Rozmowa z Tomaszem Bojarem-Fijałkowskim

Zacznijmy bez owijania w bawełnę. Czy doktorant to student w pełnym rozumieniu tego słowa?

Na forum Samorządu Doktorantów UG trwa dyskusja, czy jesteśmy bardziej studentami, czy może młodymi naukowcami. To zależy od konkretnego przypadku. Każdy doktorant sam, lub wspólnie z promotorem, ustala plan swojej pracy naukowej. Jedni koncentrują się na publikacjach, inni na udziale w konferencjach, a są też tacy, którzy całkowicie oddają się pisaniu kilkusetstronicowego dzieła doktoratu. Ale np. dla bibliotek akademickich doktorant to ktoś między studentem a naukowcem. Może wypożyczać książki na dłużej niż student, ale krócej niż pracownik.
Zakres obowiązków jednak was od pozostałych studentów odróżnia...

Bycie doktorantem to nie tylko uczestniczenie w zajęciach, według toku studiów. To także prowadzenie zajęć dydaktycznych, udział w konferencjach oraz publikowanie prac naukowych: artykułów, monografii i książek. Zdarza się, że doktorant sobotę spędza na zaocznych studiach doktoranckich jako student, a w pozostałe dni sam uczy studentów I albo II stopnia.

Z tego wynika, że doktorant łączy w pewnym sensie obowiązki z natury rzeczy przypisane tak studentom, jak i wykładowcom.

Szczególnie zaoczni doktoranci muszą efektywnie zarządzać czasem, aby pogodzić pracę zawodową poza uczelnią, rozwój naukowy, publikacje, konferencje oraz dydaktykę. Polityka poszczególnych uczelni i wydziałów wobec doktorantów jest bardzo różna i często im niesprzyjająca. Na niektórych prowadzone są studia doktoranckie w trybie dziennym, inne rekrutują wyłącznie na studia zaoczne, a są też takie, gdzie studia doktoranckie odbywają się w obu trybach.

W związku z tym, czy doktorancka gra warta jest w ogóle świeczki?
Na pewno. W pewnym sensie doktorant jest jak larwa przeistaczająca się w motyla. Po prostu musi przejść etap poczwarki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki