Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobre rady Jonssona dały wygraną Falubazu w Gdańsku

Janusz Woźniak
Przemek Świderski
Żużlowcy Lotosu Wybrzeża Gdańsk w siódmej kolejce Enea Ekstraligi ponieśli piątą porażkę. W poprzedniej dzielnie walczyli w Lesznie, ale ulegli ostatecznie Unii 40:50, w niedzielę w Gdańsku przegrali minimalnie 43:46 z Falubazem Zielona Góra. Można powiedzieć, że postawili się wicemistrzom i mistrzom Polski, że faworytami tych spotkań nie byli, ale z drugiej strony w lidze nie liczy się wrażenie artystyczne, a punkty potrzebne do utrzymania. A punkty gdańszczanie tracą, zajmując aktualnie przedostatnie miejsce w tabeli.

Niedzielny mecz przez długi czas układał się po myśli podopiecznych trenera Stanisława Chomskiego. Nawet krytykowany powszechnie kapitan zespołu Tomasz Chrzanowski potrafił wygrać swój pierwszy wyścig w tym sezonie. A był to jednocześnie jego jubileuszowy 500 ligowy wyścig w plastronie Lotosu Wybrzeża. Niestety w trzech kolejnych startach "Chrzanik", chociaż pewnie nadal chciał wygrywać, przywiózł tylko 2 punkty. Zdecydowanie gorszy był drugi krajowy senior Kamil Brzozowski, który do zespołowego dorobku dorzucił tylko jeden punkt, a trenera i kibiców doprowadził nieomal do rozpaczy, kiedy do powtórki dziewiątego wyścigu, po wykluczeniu Thomasa Jonassona, nie zmieścił się w dwuminutowym limicie czasu i goście wygrali ten wyścig 5:0, obejmując po raz pierwszy prowadzenie w meczu. Prowadzenie, którego nie oddali już do końca.

Po meczu trener gości Rafał Dobrucki przyznał, że jego zespół najwięcej zawdzięcza Andreasowi Jonssonowi, "który nie dość, że zdobył najwięcej - bo 14 punktów dla Falubazu, to jeszcze podpowiedział kolegom z zespołu, jakie trzeba zastosować ustawienia w silnikach, aby zacząć zdobywać punkty. I w drugiej części meczu te podpowiedzi okazały się dla nas bezcenne".

Wśród gospodarzy nawet Nicki Pedersen nie był tak pewny jak w poprzednich spotkaniach w Gdańsku, a dwa wyścigi kończył dopiero na trzecim miejscu. Walczył jak mógł Thomas Jonasson i chociaż zdobył w sumie 13 punktów, to po meczu na najszczęśliwszego nie wyglądał.

- Do szczęścia brakuje mi zespołowego zwycięstwa i… zdrowia. Boli mnie wszystko: bark, plecy, ręce, głowa. Muszę jednak z tym żyć i nadal jeździć - z nieco smętnym uśmiechem przekonywał po meczu Jonasson.

Jonasson jeździ, i to dobrze, a gdańscy kibice nadal czekają na debiut Piotra Świderskiego. On jest na każdym meczu w parkingu, ale na ligowy start trzeba będzie jeszcze poczekać. Jak długo? Tego, dzisiaj, nie wie nikt. Może Świderski będzie gotowy do jazdy od początku rundy rewanżowej, czyli od 24 czerwca, kiedy to do Gdańska przyjedzie Stal Gorzów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki