Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego żużel stał się taki drogi? Regulamin, kluby, zawodnicy. Wszystko składa się na astronomiczne kwoty

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Paweł Relikowski / Polska Press
Nie od dziś w środowisku panuje opinia, że żużel to jeden z najdroższych sportów i nie każdy może sobie pozwolić na bycie kolejnym Bartoszem Zmarzlikiem. Zwłaszcza bez wsparcia ze strony sponsorów. Jednak w ostatnim czasie można było zaobserwować znaczący wzrost wymagań zawodników.

Należy sobie więc zadać pytanie - co się zmieniło, że z roku na rok zawodnicy mają coraz większe wymagania finansowe względem klubów? Powodów jest przynajmniej kilka.

Zmienny regulamin

Mówi się, że najpierw należy patrzeć na siebie, a dopiero w dalszej kolejności szukać winy wśród innych, natomiast w tym przypadku można zaryzykować stwierdzenie, że jest odwrotnie. Otóż spora "zasługa" w tym wszystkim ligowych władz, które praktycznie co rok zmieniają regulamin i może nawet mimowolnie wpływają na rozwój wydarzeń w trakcie okienka transferowego.

Rok temu wprowadzony został przepis, w którym mowa o konieczności posiadania w składzie przynajmniej jednego zawodnika do lat 24. To od razu wywróciło rynek do góry nogami i zawodnicy, którzy w normalnych okolicznościach nawet nie mieliby szans łapać się do składu, nagle stali się bardzo pożądani. A co za tym idzie, to oni zaczęli dyktować warunki i momentami żądać nieadekwatnych do umiejętności pieniędzy za podpis, przygotowanie do sezonu czy po prostu za punkty.

Kluby? Te, które nie miały w swoich składach takiego zawodnika, musiały się o niego bić. To oczywiście powodowało znaczący wzrost cen.

Zresztą, takich przykładów, gdy ingerencja w regulamin wpływa na finanse było więcej. Weźmy pod lupę KSM. Wtedy najdrożsi są ci, którzy mają niski współczynnik, ale jednocześnie prezentują określoną jakość na torze. Tylko, że jest jeszcze druga strona medalu. Jeśli decydujesz się zapłacić więcej tym "słabszym", to liderom też musisz podnieść stawki, ponieważ w innym przypadku mogłoby dojść do absurdalnej sytuacji, w której najlepsi zarabiają mniej niż najgorsi w zespole. Na takie coś nikt nie pójdzie.

Stawki poszły też w górę od kiedy wprowadzono obowiązek posiadania w składzie dwóch polskich seniorów. Wtedy Polacy zaczęli mocno się cenić, bo przecież nie ma zbyt wielu wartościowych zawodników. Jest dość wąska grupa, o którą trzeba zabiegać. A kiedy po jednego zawodnika zgłasza się parę klubów, to jasne jest, że trzeba czymś go przekonać, by wybrał właśnie ten konkretny zespół. Wówczas zaczyna się licytacja, niekiedy bezsensowne podbijanie stawek.

O juniorów również toczy się walka. Im płaci się wręcz horrendalne sumy, a przecież mowa o zawodnikach, którzy jeszcze w zasadzie nie zaistnieli w żużlu. Pokazują jednak potencjał, a biorąc pod uwagę deficyt wartościowych młodzieżowców w Polsce, są towarem pożądanym przez wielu.

Kluby nie patrzą na stan konta

Polskie kluby są zdesperowane, by pozyskać jak najlepszych zawodników. Często jest tak, że wszyscy chcą mieć przede wszystkim wynik i nie zważają na pieniądze. Wtedy dochodzi do sytuacji, w której przedstawiają zawodnikom wysokie oferty kontraktów. Stawki w PGE Ekstralidze non stop idą w górę, co potem przekłada się na niższe klasy rozgrywkowe.

Tu można na moment wrócić do przepisów, bo dzięki konieczności U-24 w składzie, do niższych lig idą zawodnicy, którzy w normalnych okolicznościach nigdy nie zdecydowaliby się na krok w tył.

I teraz najważniejsza rzecz. To nie wina zawodników, że ceny idą w górę.

Istnieje coś takiego jak baza kontraktowa. Czyli coś od czego zwyczajowo kluby zaczynają negocjacje z zawodnikami. Rok czy dwa lata temu było to 100 tys. złotych za podpis pod kontraktem i 2 tys. złotych za każdy zdobyty punkt. Wiadomo, że ci najlepsi mogli liczyć na nieco więcej, ci słabsi otrzymywali trochę mniej. Generalnie jednak kręciło się to wokół tej stawki. Jak się dowiedzieliśmy, w zdecydowanej większości przypadków rozmowy zaczynały się mniej więcej od tego pułapu. Jednak w tym roku to nie było już 100 tys., a 250. I nie 2 tys. złotych za punkt, tylko 2,5 tys. złotych.

Władze ligi i poszczególne kluby zaczęły, może trochę nieświadomie, podbijać ceny. Jeśli ktoś daje ci duże pieniądze, to przecież nie powiesz, że dziękujesz i chciałbyś zarabiać mniej. Jest to zwyczajnie wykorzystywanie okazji. Trafiło się, więc korzystasz.

Jakiś czas temu prezes Tadeusz Zdunek trochę prześmiewczo powiedział w jednym z wywiadów, że kluby bezsensownie podbijają stawki, a szczególnie te, które mają problemy finansowe.

Można podać przykład Falubazu Zielona Góra, choć nie do końca będzie on oddawał rzeczywisty stan rzeczy. Falubaz przez tyle lat jazdy w PGE Ekstralidze wypracował sobie pewną markę, zatrudnił mnóstwo osób i zwyczajnie nie może sobie pozwolić na jazdę w pierwszej lidze przez więcej niż rok. Stąd pewnie świadome podbijanie kontraktów, by mieć u siebie najlepszych ludzi, którzy zagwarantują szybki awans.

Popularność dyscypliny

To będzie krótki punkt, natomiast bardzo treściwy. To już nie te czasy, gdy zadaniem zawodnika było usiąść na motocyklu i się ścigać. Wraz z upływem lat się to zmieniało. Dziś żużlowiec musi stanąć do wywiadu, uczestniczyć we wszelakich akcjach marketingowych swojego klubu. Płaci im się nie tylko za jazdę w lewo przez cztery okrążenia, ale też za całą resztę.

Team też kosztuje

Na sukces zawodnika składa się wiele rzeczy. Często nie dostrzegamy pracy, jaką wykonuje tzw. team. Mechanicy, tunerzy, niekiedy indywidualny psycholog, może ktoś jeszcze.

Tu też mamy ciekawostkę, bo kiedyś było tak, że gdy młody człowiek zapisywał się do żużlowej szkółki w jakimś klubie, to oprócz nauki żużla musiał być pomocnikiem starszych kolegów. I w ten sposób uczył się nie tylko techniki jazdy, ale też zapoznawał się z kwestiami technicznymi. Z tygodnia na tydzień ktoś taki nabierał doświadczenia i później, już po zakończeniu kariery zawodnika, był w stanie pozostać przy tym sporcie, choćby jako mechanik.

Ale i to się zmieniło na przestrzeni lat. Teraz każdy młodzieżowiec ma już swój team, który wszystko za niego robi. Zdarzają się oczywiście wyjątki. Tacy, dla których żużel jest pasją, uwielbiają godzinami przesiadywać w warsztacie i samemu kombinować ze sprzętem, natomiast większość stawia na wygodę i ogranicza się tylko do wsiadania na motocykl i jazdy.

I w takiej sytuacji pozostaje ograniczona liczba doświadczonych mechaników, których chce mieć u siebie światowa elita. A tacy fachowcy się cenią. To generuje koszta. To rzecz jasna tylko kolejny przykład. Tu zbierze się trochę pieniędzy, tu trochę... i powstaje niezła suma, często z perspektywy kibica wygórowana, wręcz absurdalna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki