Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nie zostałem prawnikiem… Felieton Krzysztofa Marii Załuskiego

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
No i znowu zrobiło się głośno o sędziach. O tym, czy są niezawiśli i bezstronni, czy przeciwnie - podporządkowani politykom… Tyle, że tym razem rzecz nie dotyczy naszego, lecz niemieckiego wymiaru sprawiedliwości.

W Niemczech za funkcjonowanie sądów odpowiada władza wykonawcza. I to zarówno w kwestii zasobów ludzkich, jak i finansowych. Krótko mówiąc, sędziowie są powoływani przez landowych ministrów sprawiedliwości. Oni też oceniają pracę poszczególnych funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. Problem w tym, że gdy sędziowie podporządkowani są politykom, trudno mówić o ich autonomii. Tak przynajmniej sytuację w polskim wymiarze sprawiedliwości ocenia Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Okazuje się jednak, że to, co w Polsce jest naruszeniem unijnego prawa, w Niemczech naruszeniem nie jest – i to również jest stanowisko TSUE.

Bezstronność… Co to takiego?

Polscy prawnicy w tej kwestii mają podzielone zdania. Ci, manifestujący swoje lewicowo-liberalne poglądy, podzielają orzeczenia unijnego trybunału. Pozostali uważają, że TSUE stosuje wobec Polski podwójne standardy…

W tym momencie należałoby zapytać, czy w prawie istnieje w ogóle coś takiego jak obiektywizm? Mam na myśli praktykę, nie teorię - bo to dwie, zupełnie inne kwestie. Czy sędziowie rzeczywiście są wolni od osobistych uprzedzeń? Czy Temida jest ślepa, a my, potencjalni podsądni możemy mieć gwarancję jej bezstronności?

A przecież bezstronność jest niezbędnym warunkiem prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym. Bez niej nie sposób w ogóle mówić o zaufaniu do prawa jako takiego. Tylko czy bezstronności można się nauczyć? Czy możliwym jest wyzbycie się skłonności do subiektywnych ocen, do okazywania sympatii i antypatii? Czy można stać się naprawdę niezależnym, apolitycznym i niezawisłym? Tak? Skąd zatem wzięła się nadzwyczajna kasta?

OK, wiem. Takie pytanie to tak, jakby zapytać: „skąd się biorą dzieci?”. Tyle, że nie o zwykle dzieci tutaj chodź, lecz o „dzieci resortowe”. Starsi z Państwa zapewne wiedzą o co chodzi. Młodszym, opowiem pewną historię...

Wszystkie chwyty dozwolone

Czterdzieści lat temu, dokładnie 30 stycznia 1982 roku, podczas tzw. antysocjalistycznej manifestacji zostałem zatrzymany przez ZOMO. Na „dzień dobry”, podobnie jak ponad 400 młodych ludzi aresztowanych tego dnia w Gdańsku, dostałem po grzbiecie pałą. Następnie przeszedłem skrupulatną rewizję osobistą - milicjanci kazali nam rozebrać się do naga na korytarzu komisariatu przy ulicy Piwnej. Potem przewieziono nas do więzienia w Starogardzie. Tam na dziedzińcu więziennym powitano kolejną „ścieżką zdrowia” i zamknięto w celach - po czterech na pryczy. Większość zatrzymanych została po przesłuchaniu i solidnym łomocie zwolniona. W więzieniu pozostali tylko najdotkliwiej pobici.

Po powrocie do domu rada pedagogiczna skreśliła mnie z listy uczniów I Liceum Ogólnokształcącego w Gdańsku. Jak się wkrótce okazało, objęto mnie także bezterminowym zakazem nauki. Ostatecznie dopiero w maju 1984 r. pozwolono mi zrobić eksternistycznie maturę. Tego samego roku zdałem na wydział prawa Uniwersytetu Gdańskiego. Wynik, jaki uzyskałem podczas egzaminów, wystarczył jedynie na bycie „wolnym słuchaczem”. Do otrzymania indeksu zabrakło mi jednego punktu - nie należały mi się cztery tzw. punkty preferencyjne za pochodzenie robotniczo-chłopskie. Ponadto moje wyniki egzaminów zostały sfałszowane - czwórki na listach zostały skreślone i zastąpione trójkami, piątki zamieniono na czwórki. Złożyłem oczywiście odwołanie do ministerstwa, ale nie odniosło ono żadnego efektu. Aby uniknąć poboru do wojska zapisałem się na politologię.

Pochwaleni niech będą kompradorzy

Dzień ogłoszenia wyników zapamiętałem jednak ze względu na jeszcze jedną kuriozalną sytuację - w rektoracie, pod ścianą z wywieszonymi listami pojawił się charakterystyczny, wielki grubas. Młody człowiek po zapoznaniu się z ocenami, powiedział: „o kur**, same dwóje"… Spotkałem go ponownie po rozpoczęciu roku akademickiego. Okazało się, że on, z samymi dwójami dostał się na prawo, ja - ze sfałszowanymi ocenami - nie.

Takich jak on było wielu. Dzieci sędziów, prokuratorów, adwokatów, urzędników państwowych, funkcjonariuszy partii, oficerów WSW, SB i temu podobnych komunistycznych prominentów. Dziś mają po 50 - 60 lat. To z tego pokolenia rekrutują się sędziowie na telefon. To tacy, jak oni uniewinnią każdego i skażą każdego, w zależności od zapotrzebowania. Oni trzymają parasol nad interesami kręconymi na styku polityki, biznesu i przestępczego półświatka.

W przedwojennej doktrynie prawnej zwracano uwagę na to, że sędziego powinno wyróżniać „nastawienie na sprawiedliwość, na której straży musi stać sumienie”. Nie wiem, czy tacy jak tamten gruby gentleman mają w ogóle sumienie. Szczerze mówiąc wątpię… Wiem natomiast, skąd bierze się tak masywny opór wobec wszelkich prób pozbycia się ich z szeregów funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości.

Tylko tacy jak on gwarantują bowiem, że Polska w nieskończoność będzie tkwić w pułapce postkolonializmu. Tylko oni - „prawnicy-kompradorzy” - ta wąska grupa światłych Europejczyków ukształtowanych przez zachodni styl bycia i myślenia - są w stanie pośredniczyć w wymianie dóbr cywilizacyjnych pomiędzy metropolią a jej peryferiami…
I właśnie stąd dbałość TSUE o Polskę, o praworządność, o kulturowe i ogólnoludzkie dobro.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki