Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego ktoś kibicuje Arce Gdynia, a inny woli Lechię Gdańsk - mówi socjolog sportu dr Radosław Kossakowski

Adam Mauks
Adam Mauks
Środowisko kibicowskie w Polsce jest bardzo konsekwentne, ale także niebywale fascynujące jako temat do badań. To ludzie o różnych poglądach, wykształceniu, statusie majątkowym i aspiracjach - mówi dr Radosław Kossakowski.
Dlaczego ktoś kibicuje Arce Gdynia, a inny woli Lechię Gdańsk - mówi socjolog sportu dr Radosław Kossakowski
Facebook/Radosław Kossakowski

"Politics, Ideology and Football Fandom The Transformation of Modern Poland" to tytuł książki o przemianach w środowisku kibicowskim, której jest Pan współautorem wraz z Przemysławem Nosalem i Wojciech Woźniakiem. Jaka jest konkluzja tej publikacji?
Naszym wspólnym wnioskiem jest refleksja dotycząca ideowego wizerunku polskich kibiców. Ta spójność jest niezwykła pod względem braku wyłomów czy różnic. To jest o tyle niebywałe, że środowisko kibiców piłkarskich jest zróżnicowane pod względem miast i regionów, wykształcenia czy statusu majątkowego. A jednak nie ma w Polsce grupy, która oficjalnie popierała by lewicowe poglądy, jak kibice Livorno we Włoszech. Polski kontekst jest wyjątkowy pod tym względem tej jednorodności w duchu konserwatywnym. Oprócz pokazania tego zjawiska, w książce staramy się śledzić kontekst historyczny i społeczny, który to spowodował. Bo to nie bierze się z niczego. To jest pewien proces, który ma wiele przyczyn. A konkluzja jest taka, że jest to niebywale jednorodne środowisko i pod względem socjologicznym jest fascynujące. To także środowisko niezwykle konsekwentne pod każdym względem.

Macie już jakieś sygnały jak ludzie z tego środowiska odbiera książkę?
W czasie pandemii jest, niestety, pewien problem z dystrybucją. To zagraniczne wydawnictwo, od którego nie dostaliśmy jeszcze autorskich egzemplarzy. Nie wiem jak będzie dystrybuowana. Książki za granicą są raczej drogie. Myślę, że w obecnej sytuacji temat musi poczekać do jesieni.

Skąd wzięło się Pana zainteresowanie piłką nożną?
Badam od lat kibiców piłkarskich, a w nauce najlepsze rzeczy człowiek robi wtedy, gdy go to bardzo interesuje. To oczywiście ma swoje słabości, bo można łatwo stracić dystans, ale piłka nożna zawsze była dla mnie ciekawym zjawiskiem. Oczywiście, jako chłopiec trenowałem piłkę. Do tej pory amatorsko grywam. Staram się piłkę oglądać, choć teraz jest z tym duży problem, ale można znaleźć transmisje z Wysp Owczych. Moje pierwsze próby badawcze były związane ze studiami doktoranckimi w Toruniu. Wraz z kolegami badaliśmy kibiców Lechii Gdańsk i holenderskiego Twente Enschede. To badanie było bardzo ciekawe, pojawiały się kolejne kierunki badawcze. Kontekst ideowy był naturalnym tematem, ale wątek kultury kibicowskiej to także zaangażowanie społeczne, istnienie grup chuligańskich czy ludzi ratujących kluby przed upadkiem. Wymiarów kultury kibicowskiej pojawiło się nagle tyle, że po wejściu w ten temat zajęło mi to dziesięć lat badań. Zrobiłem ponad setkę wywiadów z kibicami w Polsce i przekonałem się, że jest to fascynujące środowisko. Teraz wraz z dwójką autorów kończę pisać książkę na temat kibicujących kobiet. Wyjdzie we wrześniu. I to też jest bardzo ciekawy wątek, bo jest to zjawisko przyszłościowe. Moim zdaniem piłka nożna będzie bardzo wyraźnym polem emancypacji kobiet. To będzie długi i trudny proces, ale boom na futbol kobiecy jest wyraźny. Nie da się go zatrzymać. Piłka nożna, także dzięki nowoczesnym stadionom, zaczyna być rozrywką także dla kobiet. One po prostu chętniej przychodzą na mecz. I choć na boisku może być mniej ciekawie, to na trybunach, takich jak ma Lechia w Gdańsku, przyjemnie jest posiedzieć. Tu się poszerza przestrzeń na rodzinną rozrywkę, z którą kobieta szczególnie się kojarzy zarządzającym klubom.

Czy piłka nożna na Pomorzu jest interesująca, godna opisywania, opowiadania o niej?
To jest szerszy problem. Teraz wyraźnie widać w Europie podział na wielką piątkę, czyli ligi: angielską, hiszpańską,niemiecka, włoską i francuską, które wysysają wszystko co jest dobre wokół. Tam jest najwięcej pieniędzy. No i są te pozostałe, czyli ligi peryferyjne lub półperyferyjne, do których należy polska. Widać to u nas, gdzie każdy talent po roku czy dwóch grania wyjeżdża. To powoduje, że trudno u nas budować poziom sportowy. Rodzi się pytanie: Jak przyciągać kibiców na te nowoczesne polskie stadiony, które są komfortowe i bezpieczne, skoro ten kontent na boisku, z przyczyn nie zawsze zależnych od polskich klubów, jest dużo słabszy. Jedyne co może zadziałać to identyfikacja lokalna. Ją trzeba budować. Jeśli idę na Lechię czy na Arkę, to wiem, że to są kluby, które nigdy nie wygrają Ligi Mistrzów, ale kupuję bilet, szalik i identyfikuje się z lokalnym klubem. To już dobrze działa w Niemczech. Tam też są kluby, które pewnie nigdy nie wygrają mistrzostwa jak Mainz czy Augsburg, ale frekwencja na meczach tych klubów jest świetna, bo ludzie traktują to jako nieodłączny element swojego stylu życia. Są znajomi, jest kiełbaska, piwo, a mecz jest przy okazji. Nikt tam nie oczekuje wielkiego sukcesu. W Polsce narzeka się na piłkarzy, produkuje memy, łatwo krytykuje. W ten sposób trudno budować pozytywny wizerunek piłki, która jednak w Polsce jest bardzo dobrze opakowana. Medialnie, zwłaszcza w telewizji Canal +, jest to na bardzo wysokim poziomie. Mamy wszystko, by nakręcać szersze zainteresowanie piłką, ale chyba musimy uciec od myślenia, że zbudujemy klub na miarę finału Ligi Mistrzów. Nie tylko kibice, ale i kluby powinny zmienić sposób myślenia, szerzej definiować piłkę nożną, nie tylko jako mecz, ale także jako spotkanie między ludźmi.

Dlaczego ktoś ubiera barwy żółto-niebieskie, a jego sąsiad biało-zielone jak np. w Tczewie, gdzie obok siebie są kibice Arki i Lechii?
Tczew jest ciekawym przykładem wyraźnego podziału kibicowskich sympatii. To dość wyjątkowe miasto, patrząc na mapę Pomorza, gdzie w niemal w każdym mieście są kibice jednego lub drugiego klubu. Ważnym czynnikiem tego, że ktoś zostaje kibicem jest element relacji społecznych. Często słyszy się takie wspomnienia: "po raz pierwszy na Lechię zaprowadził mnie ojciec i tak już zostało" albo "to kolega zaprowadził mnie na Arkę i na Arce zostałem". Jest też tak, że jak miasto jest opanowane przez barwy jednego klubu to jakby nie bardzo jest wybór. Ważnym czynnikiem jest też to, czy w małym mieście istnieje klub z silną lokalna subkulturą kibicowską. Jeśli nie to tzw "mocna marka" wysysa jej kibiców, którzy jeśli mają w miarę blisko, jadą na ekstraklasę. Kiedyś - to już przykład ze Śląska - kibice Odry Wodzisław jeździli na mecze Ruchu Chorzów. Potem zbudowali coś silnego u siebie. Często są to kwestie przypadkowe. Funkcjonowanie takich fan clubów z mniejszych miejscowości wymaga też uwiarygodnienia poprzez swoje działania na rzecz kibiców dużego klubu i wtedy mają zgodę na flagę np. "Lechia Pruszcz Gdański" lub "Arka Gdynia Karwiny". W środowisku kibiców flaga to rzecz święta, ale na flagi się poluje. Niedawno kibice Lecha Poznań pojechali do Szczecina na mecz z Pogonią. Kibice Widzewa Łódź, którzy chcieli się odegrać na Lechu przechwycili kilka flag lokalnych fan clubów Lecha. To była partyzancka akcja, po której część tych fan clubów została za karę rozwiązana. Ci ludzie oczywiście mogą chodzić na mecze, ale już bez flag. Na nowo muszą odbudowywać zaufanie "góry".

Obserwuje Pan zależności terytorialne w kibicowaniu. Dlaczego na Kaszubach bardziej popularna jest Arka, a na Kociewiu czy Powiślu Lechia?
Kiedy spojrzy się na mapę województwa pomorskiego, to rzeczywiście widać taką zależność. Arka zbiera jego górę, czyli Hel, Puck, Wejherowo. Ma też dwa bastiony w Człuchowie i Kościerzynie, czyli trochę z boku. Lechia ma cały dół i prawą stronę Wisły. To trudno jednoznacznie wyjaśnić, ale wydaje mi się, że kluczowa może być rola dostępu. Jeśli się jedzie z Malborka to najpierw jest Gdańsk, jeśli z Wejherowa czy Pucka to najpierw jest Gdynia. To jest też widoczne na Śląsku, gdzie miasta są niejako przyklejone do siebie, a w każdym jest jakiś znaczący klub piłkarski. Jeśli mieszkasz blisko Zabrza, to łatwiej być kibicem Górnika. To są często proste, geograficzne zależności.

Rozmawiał Adam Mauks

Radosław Kossakowski – doktor socjologii, adiunkt w Instytucie Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gdańskiego. Jego zainteresowania badawcze oscylują wokół socjologii sportu (przede wszystkim społecznego fenomenu piłki nożnej i kultury kibicowania) oraz badań jakościowych. Jest autorem licznych artykułów i książek z zakresu tej tematyki (także w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim, chińskim). Wspólnie z D. Antonowiczem i T. Szlendakiem wydał książkę Aborygeni i konsumenci. O kibicowskiej wspólnocie komercjalizacji futbolu i stadionowym apartheidzie (2015). Jest laureatem UEFA Research Grant Programme.

od 7 lat
Wideo

Gol z 50 metrów w 4 lidze! Ursus vs Piaseczno

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki