Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Arka przegrała?

Janusz Woźniak
Przed pierwszymi derbami w ekstraklasie Arka - Lechia wydawało się, z logicznego punktu widzenia, że praktycznie wszystkie atuty są po stronie gospodarzy. Atut własnego boiska, na którym do piątkowego wieczoru żółto-niebiescy jeszcze w tym sezonie nie przegrali, gorąco dopingująca publiczność, ilość zdobytych punktów, wyższe miejsce w tabeli i wygrany już z Lechią mecz w Pucharze Ekstraklasy. A do tego jeszcze brak wyjazdowego zwycięstwa gdańszczan.

Nie wiem, czy gdyńscy piłkarze za bardzo nie uwierzyli w to prawo serii, a przecież na naszych łamach trener Czesław Michniewicz ostrzegał, że kto liczy punkty przed meczem, po meczu może się ich nie doliczyć, a Dariusz Ulanowski przytomnie zauważył, iż każdy mecz jest inny i w każdym liczy się to, co tu i teraz, czyli w tym przypadku 90 minut derbowej potyczki w piątek 3 października 2008 roku.

Można rzec - prorocze słowa, bo faworyt przegrał 0:1. Dlaczego?
Oczywiście najłatwiej przyczyn szukać po meczu, ale porażki - chociaż bolesne, a ta w derbach pewnie szczególnie - też mogą mieć swoją wartość, jeżeli wyciągnie się z nich odpowiednie wnioski. Trener Michniewicz, w porównaniu do przegranego 0:4 meczu z Wisłą Kraków dokonał jednej zmiany w wyjściowym składzie.

Na środku obrony dał szansę debiutu Brazylijczykowi Andersonowi, Michała Łabędzkiego, który dotychczas grał na stoperze, przesunął na środek pomocy, a stracił na tych manewrach miejsce w składzie Bartosz Ława.

Drugim środkowym pomocnikiem był Dariusz Ulanowski. Łabędzki i Ulanowski to piłkarze, którzy lepiej czują się w działaniach destrukcyjnych niż w kreowaniu gry do przodu. Akurat odwrotnie niż Ława. Ale, jak można przypuszczać, trener zakładał, że siła ofensywna Arki oparta na Zbigniewie Zakrzewskim i Marcinie Wachowiczu - wspieranych na skrzydłach przez Bartosza Karwana i Marcina Pietronia - jest na tyle wystarczająca, że skruszy mur obronny Lechii.
Tak mogło się wydawać przez pierwsze 20 minut meczu w Gdynii, kiedy Lechia ściągała w swoje pole karne, szczególnie przy stałych fragmentach gry, nawet 11 piłkarzy. Kiedy jednak goście przetrwali pierwszy napór i odważniej zaatakowali okazało się, że z tyłu sobie radzą, a ich kontry są coraz groźniejsze. Do tego błędy zaczął popełniać nie debiutujący Anderson, bo on zagrał więcej niż poprawnie, a Dariusz Żuraw.

Dwa pierwsze dobrymi interwencjami zdołał naprawić bramkarz Norbert Witkowski, ale przy trzecim i on był już bezradny. Żuraw nie trafił w piłkę we własnym polu karnym, a Paweł Buzała, strzelając z kilku metrów dokonał egzekucji marzeń piłkarzy i kibiców Arki o korzystnym wyniku w derbowym meczu.

W grze Arki od pewnego czasu - może ma to związek z kontuzją Krzysztowa Przytuły, może trzeba się modlić, aby do gry wrócił wreszcie Olgierd Moskalewicz - brakuje równomiernego rozłożenia akcentów na poczynania defensywne i ofensywne. Kiedy jeszcze w piątek słabszy występ zaliczyli Karwan i Pietroń, a mało aktywny był Zakrzewski, okazało się że Arka nie ma kim straszyć w ataku.

Wachowicz był w trzech przypadkach bliski zdobycia bramki, ale za każdym razem był też pod presją obrońców Lechii, którzy skutecznie, wyręczając własnego bramkarza, blokowali piłkę po jego kąśliwych uderzeniach. Wiadomo, że napastnicy żyją z podań pomocników, ale takich podań, które otwierają drogę do bramki, gubiąc jednocześnie obrońców rywali, niestety nie miał .

Najważniejszym elementem pomeczowej statystyki jest ilość strzelonych goli, a zaraz później oddanych celnych strzałów na bramkę przeciwników. Bo, jak mówi trafnie piłkarskie porzekadło, najpierw trzeba trafić w bramkę, aby bramkarzowi rywali dać szansę na... popełnienie błędu.

W piątek Lechia oddała trzy celne strzały i zdobyła jedną bramkę, a Arka nie oddała żadnego celnego strzału! Trudno więc było myśleć o zwycięstwie. W ogóle ostatnio żółto-niebiescy bardzo rzadko trafiają w bramkę, bo w Krakowie trafili tylko raz i uczynił to niezbyt groźnym strzałem z dystansu Łabędzki.

Na szczęście teraz jest kilkanaście dni przerwy w rozgrywkach ekstraklasy i sądzę, że trener Michniewicz znajdzie receptę na to, aby żółto-niebiescy znowu zaczęli grać z taką determinacją, pasją, radością oraz skutecznością , jak w wygranym meczu z Lechem Poznań. Taka Arka może jeszcze w lidze namieszać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki