Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Diana Volokhova, uczestniczka programu MasterChef: Lubię wyzwania [ZDJĘCIA]

Anna Mizera-Nowicka
Diana Volokhova do Polski przyjechała przez ukochanego. Teraz stała się gwiazda kulinarnego show "MasterChef". Marzy się jej, że kiedyś otworzy własną restaurację. Na razie otwiera minipiekarnię z ciastami z Kaukazu.

Jak to się stało, że trafiła Pani do Polski? Słyszałam, że to jakaś bardzo romantyczna historia, to prawda?
Przyjechałam tu do ukochanego. Poznałam go na lotnisku w Moskwie, gdy w sprawach służbowych wybierałam się do Chin. Pracowałam wtedy w branży tekstylnej. On też w związku ze swoją pracą leciał do Chin. Miał przesiadkę właśnie w Moskwie. Wspólnie czekaliśmy na samolot, którym potem razem lecieliśmy. Przez kilka godzin rozmawialiśmy więc czekając na lot, a potem przez kolejne dziewięć godzin lecąc do Chin. Bardzo dużo się śmialiśmy, dobrze się bawiliśmy. Było tak fajnie, że wymieniliśmy się kontaktami. W Chinach każdy poszedł w swoją stronę. Ale po pewnym czasie mój chłopak zaczął coraz częściej do mnie dzwonić - raz w tygodniu, kilka razy w tygodniu, aż w końcu zapytał, czy nie poszłabym z nim na ślub jego kolegi.

Od razu została Pani w Polsce na stałe?
Za pierwszym razem przyjechałam do Polski na ślub, na trzy dni. Zwiedziłam Gdańsk, Gdynię i wyjechałam. Ale od tego czasu kontaktowałam się z moim chłopakiem jeszcze częściej. Co jakiś czas przylatywałam na kolejne weekendy. W końcu stwierdziliśmy, że związek na odległość nie ma sensu. Rok temu zdecydowaliśmy, że ktoś z nas musi się przeprowadzić, żeby spróbować zamieszkać razem. Ponieważ miałam taką pracę, że mogłam wszystko koordynować przez internet, przyjechałam na dwa miesiące. Potem znów przyleciałam na dwa miesiące i znów, aż w końcu tu zostałam.

Jakie były Pani pierwsze wrażenia dotyczące Polski po przyjeździe?
Nie ukrywam, że na początku było mi trudno. Urodziłam się w Armenii i jako dziecko tam mieszkałam. Ale potem przeprowadziłam się do Rosji. W Moskwie żyłam aż 15 lat. Czułam, że tam życie szybciej się toczy, więcej się dzieje, są większe możliwości. To było miejsce, gdzie było mi dobrze. Trójmiasto okazało się znacznie spokojniejsze. Mieszka tu mniej ludzi. Zimą miałam wrażenie jakiejś pustki, nudy. Gdy mój ukochany dostała pracę we Wrocławiu, przeprowadziliśmy się tam. Dziś w ciągu tygodnia żyjemy we Wrocławiu, a na weekendy wracamy do Trójmiasta. Taki rytm mi odpowiada.

W którym państwie czuje się Pani jak u siebie w domu?

Muszę powiedzieć, że najlepiej czuję się w Rosji, a dokładniej w Moskwie. Choć tęsknię też za Armenią.
Przynajmniej raz w roku wyjeżdżam na dwa czy trzy tygodnie do babci, cioć, kuzynów, którzy tam nadal mieszkają. Brakuje mi również ojczystego języka, kultury, tamtejszej przyrody, warzyw i owoców. W końcu to mój rodzimy kraj. Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że życie codzienne w Armenii jest trudne. Polityka nie sprzyja prowadzeniu własnego biznesu. Zarabia się ok 200 dolarów miesięcznie, a w sklepach jest jedynie troszkę taniej niż w Polsce.

Widzi Pani jakieś wyraźne różnice kulturowe między Polską, Rosją i Armenią?
Oczywiście. Najwyraźniej to widać w Armenii. Tam ludzie są bardziej otwarci na innych, prości. Mimo że żyją ubogo, gdy się do nich przyjeżdża, są gotowi wszystko oddać swoim gościom. Nawet jeśli są dla nich zupełnie obcy. Przypomniałam sobie o tym miesiąc temu. Pojechałam do Armenii, aby zbierać tradycyjne przepisy. Zjechałam cały kraj.
Byłam nawet w górach. Spotkałam takich ludzi...! Choć byłam osobą z ulicy, podarowali mi swoje sekretne receptury przekazywane z dziada, pradziada. W Polsce czy Rosji nikt tego by nie zrobi. A w Armenii zapraszają jeszcze do domów, żeby dokładnie zaprezentować, jak się przygotowuje dane ciasto.

Jak jest w Polsce i Rosji?
Wbrew pozorom te państwa są do siebie bardzo podobne. Powszechne jest myślenie, że Rosja to wschód, a Polska to już państwo Europy zachodniej. W rzeczywistości ludzie są tu bardzo podobni. Jest taka sama biurokracja, tyle samo problemów, gdy chce się założyć własną firmę. Oczywiście nie da się tego porównać z Armenią, gdzie pod tym względem jest jeszcze trudniej.

Jest coś co w znaczący sposób odróżnia Polskę od naszych sąsiadów ze Wschodu?
W Polsce ludzie są bardziej otwarci, ciepli, interesują się innymi, uśmiechają się. W Rosji jest z tym trudniej, mimo że warunki życia są w tych państwach jednak porównywalne.

Już po raz kolejny zmieniła Pani państwo, w którym żyje. Podobnie chyba było z Pani pracą. Była Pani pracownikiem linii kolejowych oraz kierownikiem sklepów tekstylnych. Pracowała Pani jako nauczyciel tańca, dziś jest Pani managerem hotelu we Władysławowie i chce otworzyć własną restaurację. Ciągle jakieś zmiany...
Po prostu nie potrafię długo usiedzieć w jednym miejscu. Nie należy do tych ludzi, którzy codziennie rano wstają o tej samej porze i wykonują dokładnie to samo zajęcie, pracują na tym samym stanowisku od kilkunastu lat. Choć w Moskwie miałam dobrze poukładane życie, zdecydowałam się na przyjazd do Polski, bo lubię ryzykować i próbować nowych wzywań. Również występ w "Master Chefie" był dla mnie takim wyzwaniem. Któregoś dnia mój chłopak zapytał mnie, czemu nie spróbuję swoich sił w takim programie, skoro cały czas gotuję dla wszystkich wokół. Pomyślałam: "czemu nie?", szczególnie, że wtedy jeszcze w Polsce było mi smutno. Nie miałam tu kolegów, rodziny...

Polubiła Pani gotowanie. To pani prawdziwa pasja?
Od dziecka to lubiłam! Już jako dziewczynka sprzedawałam pierwsze moje ciasta. Dziś też to uwielbiam. Gdy przyjeżdżają goście, a ja im podaję to, co wcześniej przygotowałam, jestem w swoim żywiole.

Myśli Pani, że gotowanie to fascynacja, której się Pani odda na dłużej?

Na pewno nigdy jej nie zmienię. Od zawsze marzyłam, aby otworzyć własną restaurację i piekarnię. Teraz stopniowo realizują się moje marzenia. Właśnie buduję stronę internetową, na której będzie można znaleźć moje przepisy, także te z Armenii. Zamieszczę tam również filmiki, które nakręciłam w mojej ojczyźnie. Wkrótce, za trzy czy cztery miesiące, otworzę też "minipiekarnię", w której będzie można kupić m. in. ciastka z Kaukazu. Pierwsza zostanie otwarta w Warszawie, mam jednak plan, że z czasem będą one w całej Polsce. Marzę, że gdy będę miała więcej pieniędzy, otworzę także własną restaurację. Wreszcie znalazłam to, co naprawdę kocham.

Rozmawiała
Anna Mizera-Nowicka

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki