18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Detektyw Krzysztof Rutkowski wraca do sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek. Co to oznacza?

Dorota Abramowicz
Przemek Świderski
Nic tak nie podnosi ciśnienia policji jak pojawienie się na jej terenie Krzysztofa Rutkowskiego - detektywa i celebryty. Przeczytajcie o tym, co może oznaczać powrót Rutkowskiego do sprawy Iwony Wieczorek.

Gdańsk, ostatni poniedziałek, sala konferencyjna hotelu Scandic. Za stołem Krzysztof Rutkowski. Jak zwykle w ciemnych okularach, które - o czym poinformował swego czasu jeden z tabloidów - maskują podkrążone ze zmęczenia oczy. Na stole leży w widocznym miejscu "blacha", do złudzenia przypominająca odznakę policyjną, opatrzoną napisem "Patrol Rutkowski". Na widok wchodzących dziennikarzy Rutkowski wręcza narzeczonej Mai Pilch (według innego tabloidu, "noszącej pod sercem syna detektywa") aparat, by robiła zdjęcia z konferencji.

Obok detektywa zasiada Iwona Kinda, mama zaginionej w lipcu 2010 roku Iwony Wieczorek. Rutkowski obiecuje milion złotych i 10 tys. euro nagrody za pomoc w odnalezieniu Iwony.

Milion na przynętę

Trzy lata wcześniej w tym samym hotelu odbyła się bardzo podobna konferencja, poświęcona zaginionej Iwonie. Detektyw pokazywał wówczas zapis monitoringu przy sopockim klubie Sanatorium, zarejestrowany 17 lipca 2010 roku, o godzinie 3 rano, na którym Iwona idzie na bosaka po chodniku, trzymając w ręku buty. Zdjęcie tych samych butów, niebieskich, zamszowych, zostało przekazane mediom. Rutkowski poinformował, że przeznacza 25 tys. zł na informacje na temat zaginionej dziewczyny. Do tego trzeba było doliczyć 20 tys. zł od prezydenta Jacka Karnowskiego.
Niedługo potem kwota wzrosła o milion złotych, zadeklarowane przez anonimowych biznesmenów. Przez trzy lata nikt się nie pokusił o te pieniądze. Może dlatego że sam Rutkowski głośno mówił, że nagroda jest przynętą dla sprawcy, który miał dać się złapać po przekazaniu informacji.

Czy dziś detektyw, który po półrocznym zajmowaniu się sprawą zamknął prywatne śledztwo, twierdząc, że już niczego więcej nie dokona, ma szanse na odnalezienie nowych tropów?
- Wątpliwe - odpowiadają nieoficjalnie policjanci. - Rutkowski robi sobie reklamę, on gra tylko na siebie.
- Ściągnęłam pana Rutkowskiego, bo zauważyłam, że jego obecność wpływa na pracę policji - mówi Iwona Kinda, mama zaginionej gdańszczanki. - Mobilizuje ich. Nieistotne, kto w tym wyścigu wygra, policja czy pan Rutkowski. Dla mnie najważniejszy jest efekt końcowy. Chcę wreszcie wiedzieć, co się stało z moim dzieckiem.

Życiorys na film

Życiorys Krzysztofa Rutkowskiego nadaje się na scenariusz filmu. Albo i dwóch. Były zomowiec, który przed dziewięcioma laty mówił w wywiadzie dla "Playboya", że nigdy nie pałował demonstrantów, odszedł w połowie lat 80. XX w. z milicji. Według jednej wersji, wyrzucono go za obrabowanie klienta prostytutki, według innej - sam podjął decyzję. Wyjechał do Austrii, gdzie z żoną Anną założył agencję ochrony, a od 1990 roku prowadził Biuro Detektywistyczne Rutkowski. Już trzy lata później bezskutecznie próbował startu w wyborach do Sejmu, do którego się dostał dopiero w 2001 roku, z listy Samoobrony.
Tak naprawdę sławę przyniosły mu kolejne odcinki serialu "Detektyw", emitowane przez TVN, przedstawiające - nieco sfabularyzowane - akcje jego biura. Występował w serialu "Sukces" oraz filmie "Gulczas, a jak myślisz...", grając tam samego siebie.

Jest kontrowersyjny, działa na granicy prawa, czasem nawet niezgodnie z prawem. W 2006 roku aresztowano go w związku z zarzutem prania brudnych pieniędzy. Rok później belgijski sąd skazał go na 1,5 roku więzienia za bezprawne zatrzymanie w Antwerpii poszukiwanego Polaka. Rutkowskiego zatrzymywali też Czesi, gdy próbował wywieźć z Pragi do Polski mężczyznę podejrzanego o zabójstwo, i Szwedzi, kiedy w jednym z tamtejszych hoteli skuł trzech mężczyzn podejrzewanych przez niego o próbę szantażu. Był oskarżony o bezprawne prowadzenie agencji detektywistycznej oraz skazany na 2,5 roku za wystawianie faktur na fikcyjne usługi. Szerokim echem odbił się konflikt detektywa z rodziną Olewników. Włodzimierz Olewnik utrzymywał, że Rutkowski wyłudził od niego pieniądze i nic nie zrobił. Sąd jednak uznał, że doszło do zniesławienia detektywa i nakazał Olewnikowi przeprosiny.

Złapię wam Saddama

Wszystkie te problemy nie zakończyły medialnej kariery detektywa bez licencji. Nawet jeśli jego oświadczenia nie zawsze były traktowane poważnie. Polski "Brudny Harry" przed 10 laty całkiem poważnie oznajmił, że jeśli będzie trzeba - to złapie Saddama Husajna. Nie dla pieniędzy, oczywiście.

Kolorowe pisma rozpisują się o jego kolejnych związkach z kobietami. O trzech żonach i wielu narzeczonych, wśród których największe zainteresowanie wzbudzała pewna 26-letnia zakonnica. Wystarczyła akcja grupy Rutkowskiego w pobliżu zakonu żeńskiego na Dolnym Śląsku, by Luiza zrzuciła dla o wiele starszego od siebie (rocznik 1960) mężczyzny habit. Potem były: ciąża, zakończona poronieniem, nieporozumienia, zdrady, próba samobójcza kobiety, rozstanie. Teraz tabloidy czekają na narodziny potomka detektywa.

Kłótnia o monitoring

Nie da się ukryć, że w 2010 roku, po zaangażowaniu przez matkę Iwony Krzysztofa Rutkowskiego, śledztwo w sprawie jasnowłosej 19-latki ruszyło z miejsca. Rocznie w Polsce bez śladu ginie małe miasteczko - 15 tys. osób. Większość z nich rozpoznawana jest tylko przez wiernych miłośników biuletynów Itaki, a rodziny, borykające się z bolesną zagadką, z trudem przebijają się przez mur obojętności.

Policja początkowo podeszła rutynowo do zniknięcia 19-latki. To Rutkowski zaczął szukać zapisów kamer z domniemanej trasy Iwony i przekazał je policji. A potem na konferencji prasowej głośno stwierdził, że policjanci zbyt późno zajęli się poszukiwaniami, że przed przyjazdem detektywa nie przesłuchali jej przyjaciół, że o tajemniczym zaginięciu nie powiadomili prezydenta Sopotu i nie zainteresowali się przekazywanym przed detektywa zapisem monitoringu. Policjanci odpowiadali, że to nieprawda - dysponowali wcześniej wieloma zapisami z monitoringów, pozwalającymi prześledzić trasę Iwony. Obowiązywały ich jednak procedury, których musieli przestrzegać.

Rutkowski organizował przeszukania lasu pod Gdańskiem, zwoływał konferencje, na których informował o kolejnych ustaleniach śledztwa. Sugerował, że podejrzewa pewne osoby. Wśród nich wymieniał też chłopaka Iwony. Tego samego, który - jak pisała w ubiegłym tygodniu "Polityka" - miał wielokrotnie rozmawiać z młodą kobietą, która według uzyskanych przez policję bilingów, szła tamtej nocy, 17 lipca, śladem Iwony. I chociaż policja utrzymuje, że dokładnie sprawdziła ten wątek, nie potwierdzając udziału młodych ludzi w zaginięciu Iwony, Rutkowski zaznacza, że będzie go nadal badał.

Gra operacyjna czy wpadka?

Dziś jeden z funkcjonariuszy mówi z goryczą:
- Warto przypomnieć, jakie były dotychczasowe "osiągnięcia" Rutkowskiego w tej sprawie. Doniesienia o ucieczce sprawcy do Szwecji albo o młodym człowieku, który popełnił zbrodnię, a następnie się zabił. Potem tłumaczył, że była to gra operacyjna.
Detektyw rozkładał ręce - jego obowiązkiem było poinformowanie prokuratury o swoich ustaleniach. Twierdził, że na początku 2011 roku wskazywały one jednoznacznie na domniemanego sprawcę zabójstwa dziewczyny. Miał to być 24-letni student Uniwersytetu Gdańskiego, który zwierzył się koledze, że z dwoma kryminalistami uczestniczył w gwałcie i zabójstwie Iwony. Nie mógł tego jednak potwierdzić, bo popełnił samobójstwo. W marcu 2011 roku wersja ta została kategorycznie wykluczona przez prokuraturę. Okazało się, że w dniu zaginięcia Iwony chłopak przebywał poza Gdańskiem.

Nie będziemy tego komentować

Ponowne, po trzech latach, zaangażowanie Rutkowskiego do sprawy Iwony zostało przyjęte przez gdańskich śledczych co najmniej z dystansem.
- Nie będziemy tego komentować - mówią. - Po co robić mu reklamę?
- Współpracujemy z każdym, kto ma informacje na temat zaginięcia Iwony Wieczorek - tak oficjalnie i bardzo krótko odpowiada na pytanie o współpracę z Krzysztofem Rutkowskim rzecznik KWP komisarz Joanna Kowalik-Kosińska.
Sceptycznie do efektów prywatnego śledztwa podchodzi również mec. Janusz Kaczmarek, były szef MSWiA, zajmujący się problemem osób zaginionych. - Tam, gdzie miałem okazję obserwować działalność pana Krzysztofa Rutkowskiego, chociażby w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika, efektów nie było - mówi Kaczmarek. - Natomiast nikomu nie można zabronić korzystania z usług detektywa, w szczególności osoby, która ma tak duże możliwości medialne. Jednak generalnie krytycznie podchodzę do osób, które tak mocno eksponują życie prywatne na tle życia zawodowego.

Niech się sprywatyzują?

Sam Rutkowski rzuca wyzwanie policjantom.
- Doprowadziłem do wyjaśnienia sprawę małej Madzi z Sosnowca, jeśli teraz uda mi się odnaleźć Iwonę, policja powinna się sprywatyzować - mówi, dodając, że osoba, która chce dostać obiecany milion złotych, powinna przyjść bezpośrednio do niego. Za sygnały przekazane policjantom nie będzie płacił.
- Nie mamy zamiaru tego komentować - kwituje komisarz Joanna Kowalik-Kosińska. - Robimy swoje. Uważam, że informacje dotyczące tej sprawy powinny jak najszybciej trafić do policjantów, którzy mogą je na bieżąco zweryfikować. Tylko w ten sposób będzie je można wykorzystać procesowo w sprawie. Osoba prywatna nie ma takiej możliwości.
- Rutkowski ma jedną przewagę nad policją - może działać na pograniczu prawa - potwierdza doświadczony prokurator. - Z jednej strony, pozwala mu to na zebranie nieosiągalnych dla policjantów informacji, z drugiej jednak - stwarza ryzyko, że nie będzie można z tym iść do sądu.

Tymczasem matce Iwony już na sądzie nie zależy. Na zemście i karze też nie, chociaż jest prawie pewna, że Iwona została zamordowana. Ona chce tylko wiedzieć, gdzie leży ciało córki.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki