Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

D-Day. Hel jak Normandia, czyli wojna dla prawdziwych pasjonatów

Piotr Niemkiewicz, Roman Kościelniak
Fot. Piotr Niemkiewicz
Gdzie się nie ruszyć, tam w Helu mnóstwo mundurów wojskowych. Amerykanie, Anglicy, Niemcy... I tak już prawie tydzień. Ale nikt z miejscowych nie narzeka - bo jak? Ośmiodniowy D-Day Hel to przecież świetny interes. I lekcja historii oraz biznesu.

Tylko czasem da się usłyszeć ciche pytanie: a kiedy zobaczymy polską bitwę?

Medal of Honor

Wszystko zaczęło się od gry. Kultowej gry - Medal of Honor. Bo to właśnie w Helu, przy tutejszych bunkrach i stanowiskach artyleryjskich promowano kolejne odsłony tej strzelanki. A rekonstruktorzy, czyli prawdziwi pasjonaci, którzy militarnej historii poświęcają swój czas i niemałe pieniądze, byli tylko dodatkiem: świetnym i genialnym, ale dodatkiem. Jednak szybko okazało się, że Hel i militaryści to jak najbardziej logiczne, lukratywne i - co tu dużo mówić - nieodłączne połączenie.

- Trudno tak naprawdę oszacować zyski obu stron - podkreśla burmistrz Mirosław Wądołowski. - Bo impreza pod koniec lata przyciąga do nas tłumy turystów, a organizatorzy mogą się cieszyć wielotysięczną widownią. Korzyść jest obopólna.

Tyle, że ta korzyść kosztuje. I to niemało.

Wojna za setki tysięcy

W ciągu kilku lat D-Day Hel z kilkudniowej imprezy zamienił się w barwne ośmiodniowe widowisko militarno-aktorskie. Bo od kilku lat D-Day to w zasadzie tylko hasło spinające to, co dzieje się w mieście przez cały czas pobytu rekonstruktorów. A jest naprawdę różnorodnie - uliczne walki czołgów, potyczki spadochroniarzy, nocne ataki na umocnione pozycje, pokazy mody z lat 40. ubiegłego wieku, prelekcje, wystawy, dioramy... Dajemy gwarancję: nawet największy malkontent znajdzie coś dla siebie.

I wszystko to za darmo. Przynajmniej dla widzów, bo organizatorzy i miasto muszą co roku sięgać do kieszeni i sypać dziesiątkami tysięcy złotych.

Główny ciężar pozyskania funduszy spoczywa na barkach Rafała Biera - prywatnie właściciela Muzeum Broni Pancernej w Bielsku Białej, który założył Fundację Obrony Zabytków Techniki Militarnej.

- Ile to kosztuje? - odpowiada nam pytaniem główny pomysłodawca i organizator D-Day w helskim wydaniu. - To dość droga zabawa, a pieniędzy nigdy za dużo.

Rekonstruktorzy na osiem dni muszą przygotować ok. dwustu tysięcy złotych. Ale i tak sporo rzeczy robionych jest po kosztach. - Do Helu przyjeżdżają prawdziwi wariaci, którzy całym sercem kochają to, co robią - podkreśla Bier. - Poświęcają swoje urlopy, byle tylko się tu znaleźć.

A w Helu sielanki nie ma, bo własnymi rękoma trzeba przygotować inscenizacje, obozowiska, codziennie wbić się w mundury (nawet w czasie upałów!) i ruszać na mniejsze lub większe wojenki. - Nikt nie płacze, tylko działa - mówi Rafał Bier. - To jest jedna z tych pozytywnych stron naszej pasji.

Jedną czwartą budżetu sponsoruje Urząd Miasta w Helu. 50 tys. zł to kwota niemała.

- A tyle kosztuje ponadgodzinny koncert muzycznej gwiazdy - zauważa burmistrz Wądołowski. - Tymczasem u nas turyści mogą bawić się i uczyć przez tydzień z okładem. To naprawdę dobrze spożytkowane pieniądze.

SS-mani na zakupach

D-Day to nie tylko świetna - a przy okazji edukacyjna - impreza. Kilka lat temu w mieście nie cichły głosy, że widok niemieckich mundurów - pasjonatów przebranych za żołnierzy Wehrmachtu czy SS - źle się kojarzy. A sama impreza miała się przyczyniać do propagowania nazistowskiej ideologii - twierdzono.

- Bzdura jakaś - zżyma się Bier. - Taka była przecież historia, którą tu co roku opowiadamy. Czy ktoś tego chce, czy nie, Niemcy rozpoczęli II wojnę światową i walczyli na niej. Jak bez armii Hitlera pokazać desant na plaży bronionej przez to wojsko? To jakby Spielberg nakręcił "Szeregowca Ryana" bez pokazywania hitlerowców. To przecież czysty absurd.

Helscy urzędnicy podkreślają, że D-Day ma sporo patriotycznych akcentów. Rok temu rekonstruktorzy wzięli udział w obchodach święta Wojska Polskiego, w tym roku można było wysłuchać prelekcji poświęconej m.in. udziałowi naszych rodaków w walkach w Normandii.

- Warto pamiętać, że rekonstruktorzy to przecież Polacy - mówi Marek Dykta, sekretarz Helu. - A każdej bitwie czy potyczce, które odgrywane są na naszym terenie, towarzyszy stosowna narracja. Zresztą, co to jest za promocja nazizmu, gdy finalnie hitlerowskie wojska dostają solidnego łupnia?

Ślub na plaży i z armią!

Ten rok będzie dla Rafała Biera szczególny - poszedł w ślady swojego kolegi Piotra Wojtaka i też wziął ze swoją wybranką ślub na helskiej plaży. Oczywiście w amerykańskim mundurze - a goście ubrali się stosownie do tamtej epoki.

- Chodziło mi to po głowie aż cztery lata - ze śmiechem przyznaje Bier. - Piotr mnie wprawdzie wyprzedził, ale sam mu pomagałem w przygotowaniach. Ale dzięki temu udało się lepiej dopracować ceremonię i wyeliminować błędy.

Oba śluby otwierają też furtkę wszystkim innym chętnym - nawet tym, którzy nie pasjonują się rekonstrukcjami. - My bardzo chętnie przygotujemy historyczną oprawę - zapewnia Bier.

Jest i Sherman

D-Day to święto dla fanów militariów. - Pierwszy raz Rafał zabrał mnie na półwysep dwa lata temu - mówi jeden z pasjonatów, Grzegorz. - Na własne oczy zobaczyłem jak wiernie odtwarzane są wydarzenia z 1944 roku. Tak mi się spodobało, że jak na szpilkach czekałem na następną edycję.

D-Day'owy magnes to też autentyczne pojazdy wojskowe z czasów II wojny. W tym roku wśród 60. jednostek są trzy tanki, w tym amerykański Sherman oraz dwie amfibie i działo szturmowe Hetzer. I wszystkie sprawne!

Utrzymanie historycznych wozów w sprawności wymaga sporych nakładów finansowych. Potwierdza to Mateusz Hen, właściciel półciężarówki GMC- ją też zobaczymy w Helu.

- Kupiłem ją od kolekcjonera, który przed laty ściągnął ten egzemplarz do Polski - zdradza Hen - prywatnie chirurg i dyrektor w szpitalu w Gnieźnie. - Pięć lat zajęło mi odrestaurowanie samochodu tak, by jeździł i dobrze wyglądał. Podczas tegorocznej imprezy na Helu moja półciężarówka miała swoją premierę. To były emocje!

Miłośnik starych aut wojskowych jest też właścicielem kilku pojazdów na gąsienicach. Oczywiście nie mogliśmy nie zapytać o źródło tego dość nietypowego hobby.

- Tak już wyszło - przyznaje kolekcjoner. - Jedni hodują rybki, ja mam w garażu wycinek armii.I świetne jest to, że tę pasję udało się zaszczepić także synom.

Dziś, w sobotę, kulminacja D-Day Hel 2013. O godz. 16 na plaży, na cyplu z hukiem wyląduje amfibia. Aliantów powita ostrzał niemieckich wojsk. Kto wygra?

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki