Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dar Młodzieży: Trzydziestka pod żaglami [ZDJĘCIA]

Irena Łaszyn
Profesor Henryk Śniegocki był wtedy drugim oficerem. To on dał gwizdkiem sygnał do podniesienia bandery. Orkiestra Marynarki Wojennej grała hymn, a ciężka, biało-czerwona bandera, wyhaftowana - tak jak na poprzedniku, czyli Darze Pomorza - przez kobiety z Tucholi, powędrowała na gaflu w górę. Ależ to było przeżycie! - Trzy dni później, 7 lipca 1982 roku, szkolny żaglowiec Dar Młodzieży wyruszył w swój dziewiczy rejs - opowiada prof. Śniegocki, dziś pracownik naukowy Akademii Morskiej w Gdyni, prodziekan Wydziału Nawigacyjnego, a od września - ponownie prorektor ds. morskich.

Czas Daru Pomorza, na którym Śniegocki zdobywał szlify, minął. Zbudowana w roku 1909 niemiecka fregata, zakupiona przez Polaków i w roku 1930 sprowadzona do Gdyni, w końcu stała się statkiem-muzeum. Zanim to jednak nastąpiło, musiał powstać nowy żaglowiec. Też za społeczne pieniądze.

Partia inicjatywie przyklasnęła, a pierwszy sekretarz KC PZPR Edward Gierek wręcz się pomysłem zachwycił. Dał temu wyraz podczas pobytu w Gdańsku, gdy w trakcie plenum morskiego młodzież gdańska wezwała młodzież polską do budowy następcy Daru Pomorza. Stał za tym ówczesny działacz ZSMP Lechosław Bar, absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Był rok 1978.

Zbiórka szła całą parą. Młodzież polska zbierała makulaturę i butelki, pomagali dorośli i zakłady pracy. A załoga statku Zamość podarowała 63 dolary i 10 marek RFN! Ale nie czarujmy się, nic by z tego nie wyszło, gdyby nie wsparcie Polskich Linii Oceanicznych, które pożyczyły uczelni pieniądze oraz upór i zaangażowanie ówczesnego rektora Wyższej Szkoły Morskiej (dziś - Akademii Morskiej), prof. kpt. ż.w. Daniela Dudy i komendanta Daru Pomorza, kpt. ż.w. Kazimierza Jurkiewicza.

Ugoda w sporze o Dar Młodzieży

- Nawet stoczniowcy mówili, że budują… żebraka - wspomina prof. Śniegocki. - Może dlatego jakość wykonania nie zawsze była najlepsza. Potem wiele rzeczy musieliśmy poprawiać. Ale poprawiliśmy i dziś ta fregata, zbudowana w konwencji statku handlowego, nadal zachwyca. Zapewniam, że przetrwa kolejne 30 lat!

Prof. Śniegocki wie, co mówi: przez kilka lat był na Darze Młodzieży komendantem. M. in. płynął na zlot żaglowców do Japonii. Regaty Osaka Sail '97, oczywiście, w klasie A żaglowiec wygrał.

Szampan i woda święcona

Budowy trzymasztowej fregaty podjęła się Stocznia Gdańska im. Lenina, stępkę położono w marcu 1981 roku, a w listopadzie odbył się chrzest. Kapitanowa Helena Jurkiewiczowa, matka chrzestna statku, rozbiła o burtę butelkę szampana, a słynny gdański proboszcz Henryk Jankowski - żaglowiec poświęcił.

- Po raz pierwszy w historii PRL podczas wodowania użyto wody święconej - podkreśla Michał Dąbrowski, wówczas dziennikarz gdańskiej telewizji, który parę miesięcy później, gdy Dar Młodzieży wyruszył w ten swój dziewiczy rejs, znalazł się na jego pokładzie, by wspólnie z Bohdanem Sienkiewiczem i Krzysztofem Kalukinem, to niezwykłe wydarzenie zapisać na taśmie filmowej.

Był to już jednak zupełnie inny czas. Przypomnijmy - 13 grudnia 1981 roku został wprowadzony w Polsce stan wojenny i wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Budowa fregaty i przyszłość budowniczych - też. Na przykład, prof. Duda przestał być rektorem.

Czytaj:**Półwiecze zespołu Szkół Morskich w Gdańsku**

Ale żaglowiec powstał, został odpowiednio wyposażony, a 4 lipca 1982 roku podniesiono na nim uroczyście biało-czerwoną banderę, do czego dał sygnał Henryk Śniegocki.

Podczas pierwszego rejsu, na mostku stanął kpt. ż.w. Tadeusz Olechnowicz - ostatni komendant Daru Pomorza. Zanim ruszyli do Lizbony, na regaty Tall Ships' Races, zwane wówczas Operation Sail, skierowali się w stronę Falmouth w Wielkiej Brytanii. Niepewni, jak zostaną przyjęci. Wiadomo - w Polsce stan wojenny, a żaglowiec budowano pod komunistycznym patronatem. Ale witani byli owacyjnie, nikt nie zadawał niewygodnych pytań, a na pokład wszedł nawet książę Filip, mąż królowej Elżbiety II, pochwalił statek i życzył pomyślnych wiatrów. Życzenia się spełniły.

Dar Młodzieży odniósł pierwszy sukces, zwyciężył w klasie A - największych żaglowców, mimo że musiał przerwać wyścig, by ratować żeglarza z płonącego jachtu "Peter von Danzig". Za tę postawę Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznał mu potem nagrodę "Fair play".

Dąbrowski pamięta, że to pierwsze zwycięstwo w regatach kpt. Olechnowicz postanowił uczcić. Było to na redzie w Lizbonie, gdy już rzucili kotwicę. Kapitański steward wniósł tacę z szampanem i kieliszki. Po chwili kapitan nieoczekiwanie wyznał, że tego dnia kończy 45 lat… I rozległo się załogowe "Sto lat", tak gromkie, że śpiew słychać było chyba nawet na mrugającej życzliwie do zwycięzcy latarni morskiej na przylądku Cabo de Rocca.

Poczytaj o śmierci Leszka Wiktorowicza

O, dziwo - podczas tego pierwszego rejsu nikt z załogi nie zszedł ze statku i nie poprosił o azyl, choć na pewno była taka możliwość.

Parę miesięcy później uskrzydlony żaglowiec - który płynął pod pełnymi żaglami Tamizą - podziwiała cała Anglia. A na pokład weszli nawet przedwojenni oficerowie marynarki i żołnierze Pierwszej Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka.
Morze ma swoją politykę.

Na pokładzie od zawsze

Potem była Japonia, Kanada, Australia. To wtedy, w roku 1987, żaglowiec odbył swą najdłuższą podróż, przepływając 32 352 mile morskie w ciągu 274 dni. Najbardziej spektakularnym wydarzeniem, obserwowanym przez księcia Karola i księżną Dianę, było przejście, pod pełnymi żaglami, pod słynnym mostem w Sydney. Maszty na Darze Młodzieży mierzą 49,5 metra, to niemal 20 pięter.

- Zmieściliśmy się, mieliśmy jeszcze jakieś pół metra w zapasie - wspomina Michał Liberski, starszy steward, jako jedyny z załogi na Darze Młodzieży od początku. - W ciągu tych 30 lat, dużo było emocji. Było też trochę strachu.
Na przykład wiosną 1988 roku, gdy opływali Ziemię trasą wokół przylądka Horn, gdy wiało, gwizdało, a statek miał 60 stopni przechyłu. Mówią, że Horn, to taki morski Nobel.

- Dowodził wtedy kpt. ż.w. Leszek Wiktorowicz.

- Z nim pływałem przynajmniej tak długo jak z kpt. Olechnowiczem. Ale z każdym zdążyłem się zżyć, bo pracowałem ze wszystkimi komendantami. Obecny, dr inż. kpt. ż.w. Artur Król, to już dwunasty na mostku…

Michał Liberski może powiedzieć, który komendant lubił kawę, a który herbatę, ale niewiele więcej, bo kapitański steward nie jest od gadania. Dlatego jest tu tak długo.

- Wcześniej pływałem na Darze Pomorza, a więc w sumie 36 lat na żaglowcach - mówi. - Kiedyś policzyłem, że dłużej byłem na morzu niż w domu, z żoną.

Pan Michał na żaglowiec trafił zupełnie przypadkiem, bo z zawodu jest monterem maszyn i urządzeń okrętowych. Chciał pływać w PLO, ale nieoczekiwanie zaproponowano mu rejs Darem Pomorza z okazji 200-lecia Stanów Zjednoczonych. Popłynął, spodobało się, nie od razu jednak zmienił plany. Dopiero po dwóch latach, gdy odezwało się PLO, zrozumiał, że jego miejsce jest na tej fregacie. Odrzucił dawne marzenie, został na Darze.

Dziś niektórzy mówią, że Liberski to druga osoba na statku.

Z tamtego dziewiczego rejsu pan Michał najbardziej zapamiętał… wizytę w Rostocku, a właściwie - Warnemunde, w dawnej NRD. Przypłynęli, było miło. Grała orkiestra, młodzież machała, wszędzie portrety towarzysza Gierka i towarzysza Honeckera. Ale po trzech dniach chcieli odpłynąć. O wyznaczonej godzinie stawił się pilot, były holowniki, nie było jednak przedstawicieli Straży Granicznej. Machnęli ręką, ruszyli w morze, a tu wezwanie: Natychmiast wracać! I już nie było miło. Żołnierze z automatami, przeszukania, reprymendy. Przypomnijmy: w Polsce był stan wojenny.

Lęku nie ma

Gdy Dar Młodzieży wyruszał w pierwszy rejs, obecny komendant miał dziesięć lat. Chyba jeszcze wtedy nie wiedział, że będzie pływać na żaglowcu. A tym bardziej - że zostanie komendantem.

Po raz pierwszy na pokładzie Daru Młodzieży znalazł się w 1993 roku. I po raz pierwszy piął się po rejach w górę.

- Nogi mi się trzęsły, tak jak wszystkim - nie ukrywa kpt. ż.w. Artur Król. - To normalne. Nieraz ludzie przychodzą i zastrzegają, że nie będą się wspinać, bo mają lęk wysokości. A to nie jest lęk wysokości, oni się po prostu boją. Po dwóch dniach wchodzenia na górę, przestają się bać, tego lęku wysokości nie ma.

- Na Darze Młodzieży są pasy, na Darze Pomorza takiego zabezpieczenia nie było…

- Świadomość, że nie ma zabezpieczenia powodowała, że ludzie bardziej uważali - twierdzi kpt. Król. - Dziś młodzi ludzie zachowują się na górze bardziej frywolnie. Ale to trochę znak czasów. Kiedyś młodzież grała w piłkę na boisku, teraz siedzi przed komputerem i ma świadomość "trzech żyć" jak w grze komputerowej. A życie jest przecież tylko jedno.

Pamiętny rejs?

- Zawsze się pamięta najbardziej te, które są długie - mówi kpt. Artur Król. - Takim był rejs do Japonii. Spędziliśmy wówczas na statku dziewięć miesięcy. To szmat czasu, zawsze się coś może wydarzyć. Ja wtedy dużo zobaczyłem i zapamiętałem. To dobra szkoła, bo niewiele rzeczy da się wyczytać z książek. Trzeba wszystkiego spróbować, dotknąć, oparzyć się ogniem i wyciągnąć wnioski.

Podczas tamtego rejsu Artur Król był instruktorem, dowodził kpt. Śniegocki.

Najbliższe plany?

Po uroczystościach związanych z 30-leciem fregaty, załoga ma dwa dni na przygotowania i znowu rusza w morze. Zaczynają się bowiem kolejne praktyki, żaglowiec wróci do Gdyni po dwóch miesiącach.

Ty Biała Fregato

Kpt. ż.w. Marek Marzec, który zaczynał służbę na Darze Pomorza, też był kiedyś na Darze Młodzieży komendantem. A potem zaczął dowodzić największymi żaglowcami pasażerskimi na świecie, w tym - bardzo ekskluzywnym Royal Clipperem.
- Żaglowcami jestem zauroczony - wyznaje. - To pierwsza szkoła życia. I to, o co młodym ludziom chodzi - dyscyplina, wchodzenie na reje, uczenie się stawiania żagli, odwagi i morza. Na moich oczach, w ciągu dwóch-trzech miesięcy, chłopcy zaokrętowani na statku zmieniali się w mężczyzn, a dziewczęta w kobiety.

- Dziewczyny sobie na tych rejach radziły?

- Pewnie! Ale raz widziałem, jak dwie z nich płaczą. Zapytałem, o co im chodzi. A one, że o równouprawnienie. To ja im na to, że o równouprawnienie walczy się siekierą i pięścią, a nie łzami. One się zgodziły i powiedziały, że nie potrzebują przywilejów. A koledzy nie pozwalają im wchodzić na bombramy, najwyższe reje. Musiałem interweniować. Jakiś czas potem, w Gdyni, robiliśmy pokaz stawiania żagli, w dzień. Jedna z tych studentek zaprosiła ojca, dała mu lornetkę. On patrzył, jak córka śmiga po drabinkach, a potem zapowiedział: Już jej tam więcej nie puszczę! Ale ona nie posłuchała, skończyła AM i dzielnie sobie radzi na morzu.

Kpt. Marzec twierdzi, że to wszystko przez bakcyle, które grasują na żaglowcach. Gdy już człowiek takiego złapie, to się nie uwolni.

- A poza tym, tu jest pełno serc dziewczęcych - mówi. - Pamiętam, jak w Kanadzie dziewczyny awionetkami za naszymi załogantami latały, od portu do portu. Chłopcy byli wniebowzięci. Gdy wypływali w rejs, śpiewali: Zabrałaś mi lato, ty Biała Fregato, ale gdy wracali z Kanady, to nucili rozmarzeni: Dziękuję ci za to lato, ty Biała Fregato…

Najlepszy warsztat

Szkolą się na Darze Młodzieży studenci z Gdyni i ze Szczecina, uczniowie średnich szkół morskich, a także cudzoziemcy. Nawet Afrykańczycy. Któż na niej zresztą nie płynął… W ramach obchodów Roku Chopinowskiego, w rejs do pięciu europejskich portów, na pokładzie żaglowca wyruszyła stuosobowa grupa muzyków Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Wiadomo, fregata musi zarabiać.

Czytaj koniecznie: **Barwna Parada Załóg**

Najważniejsze jednak są rejsy kandydackie dla studentów i uczniów szkół morskich.

- To kształtowanie charakterów, odpowiedzialności, odporności na stresy, praca w grupie - uważa prof. Henryk Śniegocki. -Nie ma lepszego laboratorium i warsztatu niż Dar Młodzieży. Symulatory wszystkiego nie nauczą.

Załoga stała liczy 31 osób. Podczas każdego rejsu jest też 130 studentów. Co sprawia młodym ludziom największą trudność? Niektórzy mówią, że równie trudne jak wspinanie się po rejach i wykucie specjalistycznych nazw, jest… obieranie kartofli dla stu kilkudziesięciu osób. Podobno byli tacy, którzy robili to tak nieumiejętnie, że później musieli obierać… obierki. Ale może to legenda?

Armatorem, zarządcą i właścicielem żaglowca jest Akademia Morska w Gdyni. Od kwietnia br. wiemy to definitywnie, bo zakończył się spór między uczelnią a Skarbem Państwa odnośnie prawa własności. To właśnie ta społeczna zbiórka - według resortu infrastruktury - zrodziła wątpliwości, czy fregata na pewno jest dobrem uczelnianym, czy też raczej ogólnonarodowym.

Na pewno jednak od 30 lat jest ambasadorem Polski.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dar Młodzieży: Trzydziestka pod żaglami [ZDJĘCIA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki