Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy żużel przetrwa bez Polaków i tłumików?

Janusz Woźniak
Środowisko żużlowe w Polsce jest przekonane, że spór o nowe tłumiki to wojna o duże pieniądze
Środowisko żużlowe w Polsce jest przekonane, że spór o nowe tłumiki to wojna o duże pieniądze G. Mehring
Normalny kibic żużlowy ma prawo czuć się skołowany, a może być... wykołowany. A wszystko przez prawdziwą awanturę spowodowaną nowymi tłumikami. Bo żużel - oprócz rywalizacji na torze - to charakterystyczny dźwięk, hałas i specyficzny zapach spalin. Bez tego huku żużlowych maszyn to nie jest już ten sam sport, te same emocje.

Tymczasem ktoś wymyślił sobie, że zarobi na nowych tłumikach. Opakowana w dbałość o ochronę środowiska decyzja zmniejszenia ilości decybeli na żużlowych stadionach weszła już oficjalnie, decyzją FIM, w życie. Tymczasem oprotestowali nowe tłumiki zawodnicy. Ich argumenty powinny być najważniejsze, a zawodnicy twierdzą, że nowe tłumiki są niebezpieczne, powodują w określonych przypadkach utratę kontroli na motocyklem, silniki się przegrzewają i wybuchają, co wszystko razem grozi ciężkimi kontuzjami i utratą zdrowia. Pieniędzy też, bo nowe tłumiki powodują większe zużycie sprzętu, co w sposób bezpośredni obciąża kieszeń zawodników. Żużel zrobi się sportem tylko dla bogatych.

Argumenty są oczywiste, ale żużlowe środowisko, nawet to w naszym kraju, nie potrafi wypracować wspólnego i jednolitego stanowiska. Za granicą nowe tłumiki przyjęto jako dopust Boży. Nie są najlepsze, ale jak tak chce FIM, to będziemy z tymi tłumikami jeździć.

Polscy żużlowcy są najlepsi na świecie. Mamy Drużynowy Puchar Świata, mamy aktualnego mistrza i wicemistrza świata, mamy najlepszą i najlepiej płacącą ligę na świecie. Na wszystkich najważniejszych imprezach żużlowych na świecie dominują polscy kibice. I co z tego? Jesteśmy mocni na torze i trybunach, ale nie we władzach światowego żużla. A tam zapadły decyzje o nowych tłumikach. Teraz pytania, czy żużel przetrwa bez Polaków, są może i istotne, ale nie oznaczają uległości FIM wobec polskich protestów.

Tomasz Gollob, Jarosław Hampel i ich koledzy z toru do ofensywy przystąpili stanowczo za późno, bo tak naprawdę dopiero w ostatnich dniach. Polski Związek Motorowy i Główna Komisja Sportu Żużlowego wykonała pozorny krok w tył. Wbrew decyzjom FIM, a w zgodzie z sugestiami polskich zawodników zgodziła się, aby w polskich ligach, w sezonie 2011, zawodnicy używali tłumików starego typu.

Przeprowadzono nawet głosowanie wśród zawodników. Każdy klub wytypował dwóch swoich żużlowców, którzy mieli się wypowiedzieć, czy chcą startować na starych czy nowych tłumikach. I tu małe zaskoczenie. Po podliczeniu głosów okazało się, że 26 zawodników jest za starymi tłumikami, ale 11 za nowymi. A wydawało się, że przynajmniej w kraju mamy jednomyślność w tym względzie. W tym miejscu warto podać, że w drużynie Lotosu Wybrzeża głosowali Dawid Stachyra i Paweł Hlib, optując jednomyślnie za tłumikami starego typu. Żużlowcy znaleźli się jednak w potrzasku problemów z tłumikami.

Forsując skutecznie decyzję o tłumikach starego typu w polskich ligach usłyszeli od przewodniczącego GKSŻ Piotra Szymańskiego, że to oznacza także rezygnację ze startów w ligach zagranicznych, bo tam obowiązują nowe tłumiki, a w trosce o zdrowie Polaków nikt w kraju nie wyda im zgody na starty w zagranicznych ligach. GKSŻ zamierza też złożyć wniosek do PZM o wycofanie reprezentacji i wszystkich polskich zawodników z imprez organizowanych przez międzynarodowe federacje, w tym reprezentacji z walki o DPŚ. W świetle tego przewodniczący GKSŻ spodziewa się też, ze polscy zawodnicy wycofają się z turniejów Grand Prix, w których trzeba będzie używać nowych tłumików.

- Nie do końca rozumiem tę sytuację. Ja zaczynałem jeździć na żużlu, kiedy jeszcze motocykle nie miały wcale tłumików. Potem jeździłem z tłumikami. Widać, że toczy się jakaś gra interesów. Zawodnikom zabrakło w tym proteście jedności, mam na myśli jej międzynarodowy wymiar, a teraz rzeczywiście znaleźli się w potrzasku. Grand Prix bez Polaków to wydaje się niemożliwe, podobnie jak ligi zagraniczne bez naszych zawodników i nasza liga bez zagranicznych gwiazd. Prawdę mówiąc, nie wiem, dokąd to wszystko zmierza - powiedział nam jeden z najlepszych w historii polskiego żużla zawodników Zenon Plech.

Pełni obaw są także inni gdańscy żużlowcy.

- Czekają mnie starty w lidze polskiej i duńskiej. Nie wiem, co się jeszcze w najbliższych dniach wydarzy. Liczę na wspólne stanowisko przynajmniej wszystkich polskich zawodników, na pewną elastyczność władz żużlowych, tych w kraju i międzynarodowych. Kto miałby jeździć w Szwecji czy Danii, jeżeli zabraknie tam Polaków - retorycznym pytaniem kończy zawodnik Lotosu Wybrzeża Dawid Stachyra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki