Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy muszę kupować polskie towary? Różne oblicza patriotyzmu gospodarczego

Małgorzata Gradkowska, Dariusz Szreter
Rys. Bartłomiej Brosz
Do patriotyzmu gospodarczego nawołuje nas zarówno rząd jak i opozycja. Co jednak kryje się pod tym pojęciem: kupowanie polskich produktów, promowanie polskich firm przez polityków, a może, zwyczajny nacjonalizm w biznesie, jaki zaprezentował ostatnio Fiat w Polsce? - próbują wyjaśnić Małgorzata Gradkowska i Dariusz Szreter.

Ten termin pojawia zawsze kiedy na świecie kiepsko się dzieje pod względem gospodarczym - mówi ekonomista, prof. Piotr Dominiak, z Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej, pytany o "patriotyzm gospodarczy".

- Praktycznie przez całe dwudziestolecie międzywojenne, a szczególnie w latach 30. stosowano różnorodne formy protekcjonizmu, ochrony własnej produkcji. Gospodarki się zamykały. Nie chciałbym przeceniać wpływu tej sytuacji na wybuch II wojny światowej, ale faktem jest, że jeszcze przed jej końcem alianci szukali rozwiązań, nowego ładu ekonomicznego.

Takim środkiem zaradczym jest właśnie Unia Europejska. Lansowanie rozwiązań protekcjonistycznych to, zdaniem prof. Dominiaka, pójście pod prąd, dezintegracja. Co nie znaczy, że nie należy podejmować wysiłków, szczególnie w sferze propagandowej, dowartościowania i wzmocnienia własnej gospodarki.

- Sama UE też stara się stawiać bariery przed importem z Chin - zauważa profesor. - Inna sprawa na ile skutecznie. Gdzieś trzeba znaleźć optymalny punkt. Należy rozróżnić między tym co np. stało się z fiatem, który wycofał produkcję z Tych pod Neapol, w imię, można przecież powiedzieć, włoskiego patriotyzmu, a z drugiej strony hasłem "kupujcie krajowe towary". Pod nim byłbym gotów się podpisać, choć nie wbrew cenom i jakości.

Drogie, bo polskie?

Cóż, cena ma znaczenie rozstrzygające dla większości klientów.
- Mam tysiąc dwieście emerytury. Naprawdę myśli pani, że w sklepie będę sprawdzał, z jakiego kraju jest ser czy dżem? - gdańszczanin Antoni Zawadzki nawet nie czeka na odpowiedź, pakując do koszyka twaróg, przecier pomidorowy, makaron i sos do makaronu. - Zakładam, że twaróg jest polski, bo pewnie nikomu nie opłacałoby się przywozić tak nietrwałego produktu z innego kraju, a cała reszta pewnie przywieziona z zagranicy. Idę do tego sklepu prawie dwa kilometry, bo jest taniej niż w tych koło mnie.

Już to, że wybieram niepolski sklep, powinno mnie dyskwalifikować jako gospodarczego patriotę, ale jakoś nie mam wyrzutów sumienia. Ale w tym sklepie koło mnie, z polskiej sieci, niemal wszystko jest droższe. Mój patriotyzm kończy się, gdy na początku każdego miesiąca dzielę pieniądze na rachunki i zakupy.

Barbara Sadowska kupuje grę na konsolę w sklepie międzynarodowej sieci.
- Widzi pani, kupuję coś, przy czym nawet nie mam dylematów, bo polskich odpowiedników dobrych gier nie ma. Przecież to nie do kupujących powinno się adresować pytanie, czy popierają polskie produkty. My jesteśmy najniżej - najpierw powinny powstać mechanizmy, które pozwolą nam na kupowanie polskich produktów. Co z tego, że na sklepowej półce leży pudełko z napisem "Dobre, bo polskie" czy "Teraz Polska", jeśli będzie o połowę droższe od tego obok.

Moim zdaniem ścieżka powinna być taka - politycy tworzą odpowiednie regulacje, pozwalające polskim przedsiębiorcom na tworzenie konkurencyjnych produktów, a przedsiębiorcy z tych możliwości korzystają, wypuszczając na rynek swoje produkty w konkurencyjnej cenie i jakości. Dopiero potem pojawiamy się my - kupujący, którzy mogą wybierać między dobrym produktem zagranicznym a równie dobrym polskim.

Czosnek a sprawa polska

Artur Karolczyk, właściciel spożywczej hurtowni w małym mieście: - Żaden właściciel sklepu nie patrzy na pochodzenie towaru, który ode mnie bierze. Patrzą na cenę i na to, czy producent dużo inwestuje w reklamę, bo wtedy towar lepiej się sprzeda. Więc ja też nie szukam towaru dla siebie pod kątem producenta. Najprostszy przykład - jogurty albo czosnek. Proszę mi pokazać polską markę jogurtów, które reklamują się tak, by kupujący właśnie ten produkt wrzucił do koszyka.

A czosnek? Ktoś wpadł na pomysł, żeby sprowadzać go z Chin i sprzedawać taniej, polscy producenci płaczą, ale ceny nie obniżą, bo im się nie opłaca. Więc może ktoś powinien usiąść i zastanowić się, dlaczego producentom czosnku czy jabłek się nie opłaca... Dopóki ktoś tego nie przepracuje, pojęcie kupowania towaru ze względu na pochodzenie zawsze będzie przegrywało z kupowaniem ze względu na cenę. Jedni z moich klientów stworzył nawet taki skrót - CCC. Czyli - cena czyni cuda!

Pomieszanie języków

- Lata PRL odzwyczaiły nas od kupowania patriotycznie, lokalnie - przypomina socjolog Maciej Warzecha. - Przez dziesięciolecia to co obce, było lepsze od tego co nasze, nie mówiąc już o tym, że tego, co nasze, praktycznie nie było. Przed rokiem 90. wszystko co zagraniczne, utożsamiane było z luksusem i wyższą jakością. Nie było też dumy z tego, że coś jest nasze, więc warte popierania.

Przykład? Choćby nasze cukierki krówki, które bardzo lubią Niemcy. Tyle że oni cały czas myślą, że to niemieckie słodycze. Moi znajomi Niemcy bardzo byli zdziwieni, że krówki można też dostać w polskich sklepach. Kraje zachodniej Europy, nie mające przecież takich obciążeń jak my, łożyły mimo to przez lata olbrzymie kwoty w edukowanie swoich obywateli, uświadamianie im, że kupowanie tego, co wyprodukowanie u nich, opłaca się im wszystkim, nie tylko producentom.

Natomiast nasi producenci robią wiele, żeby nie było wiadomo, że ich produkt jest polski, zaczynając od nazw, a kończąc na umieszczaniu informacji "wyprodukowano w Polsce" najmniejszymi literkami. A i tak dają tę informację w większości tylko dlatego, że zmusza ich do tego unijny przepis.

Ilu Polaków wie, że dżinsy Americanos produkowane są przez polską firmę? Że Yes to polska biżuteria? Że Monnari, Franco Feruzzi, Happy Kids, Tatuum, Solar, Big Star to polscy producenci odzieży? Sam byłem pewny, że popularna śmietanka do kawy w proszku Cremona to produkt niemiecki. Tymczasem to wytwór tej samej polskiej firmy, która produkuje kawę La Fiesta - też zresztą z obco brzmiącą nazwą.

Czy leci z nami biznesmen?

Jedną z najpopularniejszych form promocji rodzimego biznesu jest zabieranie przedsiębiorców, jako osoby towarzyszące oficjalnym delegacjom rządowym czy samorządowym.
- Biznesmen, który pojawia się w towarzystwie oficjeli ma więcej szans. To go uwiarygodnia, nie musi się tłumaczyć kim jest - mówi Dorota Sobieniecka, dyrektorka Gdańskiego Klubu Biznesu.

Niestety, o ile na poziomie pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego ta współpraca wygląda satysfakcjonująco, tak na szczeblu centralnym, zdaniem dyr. Sobienieckiej, uległa od kilku lat wyraźnemu pogorszeniu.
- Wcześniej przedsiębiorców brali ze sobą Kwaśniewski, Buzek, Miller, Pastusiak, kiedy był marszałkiem Senatu, ale od czasu IV RP politycy jakby zaczęli bać się biznesmenów. Zapanowało przekonanie, że to złodziejska grupa, z którą nie należy się zadawać.

Z tą obserwacją nie zgadza się Zdzisław Iwanicki, szef prasowy Biura Senatu.
- Przyglądam się temu od 13 lat i nie widzę istotnej zmiany - mówi. - Zarówno przedstawiciele prezydium, jak i zwykli senatorzy wspierają polskich przedsiębiorców zabierając ich na zagraniczne wizyty. To prawda, że kiedyś było łatwiej, bo Senat miał do dyspozycji rządowe samoloty. Teraz kiedy rząd wynajmuje Embraery od LOT-u te wizyty faktycznie są rzadsze.

Jakie jest kryterium doboru przedsiębiorców w takich sytuacjach?
- To już spawa Krajowej Izby Gospodarczej. Ona ogłasza "nabór" wśród zainteresowanych - wyjaśnia Zdzisław Iwanicki i przywołuje niedawną wizytę senacką w Omanie. Jego zdaniem bardzo owocną. Uczestniczył w niej m.in. przedstawiciel Politechniki Gdańskiej, która w tym egzotycznym kraju szuka kandydatów na płatne studia inżynierskie w Gdańsku.

Jak u Fredry

- Biznesmenów nie trzeba wozić rządowymi samolotami. Sami mogą dolecieć gdzie chcą, szczególnie że i tak sami płacą za bilety - denerwuje się Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. - Najważniejsze żeby mogli uczestniczyć w oficjalnych spotkaniach. Bez politycznej forpoczty w wielu krajach nie da się skutecznie robić interesów. Mówiłam o tym podczas konferencji na temat patriotyzmu gospodarczego, zorganizowanej przed tygodniem w Ministerstwie Gospodarki.

Szczególne wrażliwym krajem pod tym względem są Chiny. Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek przywołuje przykład znanej firmy kosmetycznej Irena Eris, której produkty są obecne na rynkach dalekowschodnich, ale w Państwie Środka, bez politycznego backgroundu nie są w stanie zaistnieć.

- To ich rynek i oni tak to rozgrywają. My musimy się dostosować. I nie ma się co bać pojęcia lobbowania. Prezydent USA podczas spotkań międzynarodowych na sprawy polityczne poświęca około 70 proc. czasu, potem przechodzi do zagadnień gospodarczych. Bardzo konkretnych. Potrafi powiedzieć: "Amerykańska firma X skarży się, że ma takie to a takie trudności w waszym kraju. O co chodzi?". Naszym politykom w takich sytuacjach zatyka gardło.

A co do praktyk protekcjonistycznych, jakie pojawiły się ostatnio w Unii Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek ma jedna radę: podnosić ten problem w Komisji Europejskiej i domagać się kar. Czechom się to udało, kiedy Sarkozy namawiał francuskie firmy motoryzacyjne do wycofania produkcji do Francji. My sprawę Fiata przespaliśmy dwa lata temu.

- Nie można łamać zasad Unii, bo jak się wszyscy zamkniemy, to się skończy jak w "Zemście - podsumowuje.

[email protected]
[email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano
od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki