Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy musi tak być? Felieton Wojciecha Wężyka o Sopocie

Wojciech Wężyk
„Zawsze tak było” – to częsty argument, który pojawia się w dyskusjach o Sopocie. Czy sprawa dotyczy śmierdzących glonów, pijaczków na ławkach przy deptaku, czy hałasu wyganiającego mieszkańców z centrum na opłotki – wtedy chętnie sięgamy po to stwierdzenie.

Wbrew pozorom tego rodzaju wzruszenie ramionami, gdy rozmawiamy o negatywnych zjawiskach w mieście, to niekoniecznie apologia „niedasizmu” czy zgoda na determinizm. To raczej mieszanka tęsknoty za tym, co minione i smutna świadomość faktu, że na przestrzeni dziesięcioleci wielu naprawdę ważnych problemów nie udało się rozwiązać. Może więc rzeczywiście nie ma po co zawracać sobie nimi głowy?

Wymawiając ten niemal sakramentalny zwrot, sięgamy pamięcią wstecz, najczęściej do czasów dzieciństwa czy młodości, które niemal zawsze kojarzą się nam dobrze. „Kraj lat dziecinnych na zawsze pozostanie, piękny i czysty jak pierwsze kochanie” – pisał Adam Mickiewicz. Od razu jakoś raźniej, przed oczami miłe obrazy, na sercu cieplej.

Tę reakcję ludzi doskonale zdiagnozowali specjaliści od reklamy. Nosi ona nazwę marketingu sentymentu. Jak łatwo się domyślić, jego celem jest wywołanie miłego wspomnienia, wzruszenia, które „odpalając” emocje raz dwa zachęcają nas do wykonania jakiegoś ruchu, najczęściej zakupu tego czy innego produktu.

„Zawsze tak było” – niesie ze sobą ładunek emocjonalny, który może być elementem stylu sprawowania władzy. Stylu, który w zależności od jakości lidera, sięga do fundamentów danej społeczności, żeby umacniać jej tożsamość lub staje się wygodną wymówką dla niepodejmowania wysiłku prawdziwych, strategicznych zmian.

We wspólnocie, która charakteryzuje się dużym udziałem seniorów, może to być dosyć skuteczna metoda rządzenia. W takim wypadku, żeby nie być posądzonym o zbytnie nieróbstwo, wystarczy raz na jakiś czas zamieszać w garnku przestrzeni publicznej czy to stawiając przeskalowane budynki, czy to betonując jakiś fragment miasta w fałszywym poczuciu tworzenia nowej jakości, która z realnym przełomem ma niewiele wspólnego. Nienaruszanie status quo daje nam, mieszkańcom, pozorne poczucie ciągłości. A przy okazji, zapewnia władzy bezpieczną reelekcję, bo zgodnie z prawem inżyniera Mamonia, lubimy te piosenki, które już raz słyszeliśmy.

Myślenie na zasadzie „zawsze tak było” rodzi się z kultury negującej otwartość i zadawanie pytań, które mogą niebezpiecznie podważyć to, do czego przywyknięto. Jest przymiotem stylu silnie hierarchicznego - jedna osoba dyktuje zasady, reszta bez dyskusji wykonuje. Strategia to ryzykowna, bo w jej rezultacie łatwo przegapić okazje do rozwoju i zmiany na lepsze, ale też utrwalić brak zaangażowania mieszkańców w proces sprawowania władzy, wykraczający poza wrzucenie kartki do urny wyborczej raz na kilka lat.

Ale „zawsze tak było” ma też swoje pozytywne strony. Impregnuje nas na radykalizm nowinek, które mogą być nie tylko niepotrzebne, ale wręcz katastrofalne dla wspólnoty. Jest też manifestem poczucia tożsamości, która rodzi się między innymi z uznania, że pewne zjawiska, nawet te negatywne, są stałym elementem naszego małego uniwersum. Przeciwstawianie się prawom natury, do których należy w przypadku nadmorskiego miasteczka zaliczyć zarówno glony, pijaczków, jak i hałas, nie jest w tym przypadku wywieszaniem białej flagi, a raczej zdolnością do pogodzenia się z faktem, że nie na wszystko mamy wpływ. Kontestowanie dla kontestowania nie ma bowiem sensu.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki