Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy kanclerz Angela Merkel zdradziła premiera Tuska? Rozmowa z Januszem Lewandowskim

Barbara Szczepuła
T.Bolt
Z Januszem Lewandowskim, komisarzem UE - rozmawia Barbara Szczepuła

Komentatorzy mówią o fiasku budżetowego szczytu w Brukseli. Mają rację?
Mają w tym sensie rację, że tym razem należało zrobić wszystko, by wygrać walkę z czasem, podpisując pokój finansowy na siedem lat. Gdyby tak się stało, liderzy Europy pojechaliby ze spokojnym sumieniem do Oslo po odbiór Pokojowej Nagrody Nobla

Nie rozumiem.
Wynegocjowanie siedmioletniego pokoju finansowego dla Europy niewątpliwie by na nią zasługiwało.

Ale tak się nie stało, niestety. Jakie były główne powody niepowodzenia?
Nie chcę używać słowa "niepowodzenie". Można mówić o umiarkowanych powodach do zadowolenia, bo tych dwóch dni nie zmarnowano. Zakreślono możliwą wielkość i wewnętrzny podział środków w budżecie na lata 2014-2020.

Zakreślono - to chyba niestety znaczy w tym przypadku: okrojono?
Rzeczywiście, okrojono naszą propozycję z czerwca 2011 roku.

Mówi pan o tych trzystu miliardach dla Polski?
Nie, dotyczyła ona dużo większych pieniędzy i wszystkich krajów.

Mówi się, że Polska i Słowacja nie walczą o to, by jak najmniej im okroić, ale o to, by dostały nieco więcej niż poprzednio. To jest możliwe?
Są jeszcze Bułgaria i Rumunia, ale te państwa dopiero się rozpędzają. Jako nowych członków Unii dotyczą ich inne zasady.

A te 300 miliardów? Może niepotrzebnie wymieniliście w spocie wyborczym tę liczbę?
Liczby są zawsze najtrudniejszym zobowiązaniem wyborczym, ale była to poważna obietnica i jest ciągle celem negocjacyjnym rządu Donalda Tuska. Od czasu wyborów parlamentarnych pogorszyło się nasze europejskie otoczenie - coraz głębszy kryzys i zaporowe warunki dla budżetu, postawione w Wielkiej Brytanii. Jeszcze raz powtórzę: nie zmarnowaliśmy dwu dni podczas szczytu w Brukseli, bowiem mamy wyobrażenie, jak może ten budżet wyglądać, skoro musi być mniejszy o te kilkadziesiąt miliardów. Czyli - jak może wyglądać budżet, na który zgodzi się 27 krajów, włączając w to Wielką Brytanię.

To znaczy jak?
Na razie chodzi o 80 miliardów poniżej propozycji, jaką złożyła moja komisja w roku 2011. Liczę się z jeszcze jednym cięciem, ale to cięcie powinno ominąć politykę spójności i rolnictwo…

Czyli fundusz spójności nie ulegnie zmianie?
Efektem tych dwu dni jest mniej lub bardziej stanowczo wyrażana zgoda na to, by cięcia nie dotknęły funduszy spójności i rolnictwa, czyli pieniędzy dla krajów najuboższych.

Raczej mniej, czy raczej bardziej stanowczo?
Zobaczymy. Będziemy sprawdzali wiarygodność tego typu przyrzeczeń, ale ważne, by jak najszybciej nastąpiło drugie spotkanie, następny szczyt, bo strefa euro cały czas obsuwa się i potrzebne są coraz większe pieniądze ratunkowe, a nie budżetowe. Coraz głośniej będziemy rozmawiali - bo sytuacja popycha nas w tę stronę - o własnych budżetach strefy euro. To może być pretekstem do obniżania budżetu całej Unii.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Co to znaczy: własne budżety strefy euro? Poszczególnych państw?
W połowie 2012 roku ta idea została niefortunnie wrzucona do debaty europejskiej. Własne środki finansowe strefy euro, tzw. fiscal capacity, miałyby być bodźcem do reformowania się poszczególnych państw. Ta idea zbiegała się niestety z ostatnią fazą negocjacji o prawdziwym budżecie dla 27 krajów i stała się dla niektórych pretekstem do obniżania tego budżetu. Bo skoro ma być jeszcze jakiś inny fundusz… Dla mnie to pewna egzotyka, bo skoro są braki w kasie na rok 2012, dziwnie wygląda dyskusja o dodatkowym budżecie.

Kto to wrzucił?
Nikt się nie przyznaje, ale temat pojawił się w publicznej debacie i na pewno znów wypłynie. Być może zderzy się czasowo z rozstrzygnięciem dla 27 krajów, a właściwie dla 28, bo dochodzi jeszcze Chorwacja. Geograficznie obszar Unii Europejskiej się powiększa, rosną kompetencje Wspólnoty, a pieniądze, niestety, są mniejsze. Tego jeszcze nie było, zawsze od pięćdziesięciu lat budżety rosły.

Pojawiają się komentarze, że kanclerz Merkel zdradziła premiera Tuska i poparła premiera Camerona. Tak było?
Zawsze mnie zadziwia łatwość budzenia resentymentów antyniemieckich. Prawda o tych negocjacjach jest taka, że Niemcy zauważyli u Brytyjczyków pewną elastyczność, więc zarzucili pomysł prowizorium budżetowego bez Wielkiej Brytanii i usiłowali za wszelką cenę znaleźć porozumienie wciągające ją do gry. Powoduje to wprawdzie pewne dodatkowe cięcia, ale jest to prawdziwy budżet, a nie prowizorka. To jest dla Polski znacznie korzystniejsze. Daje przewidywalność! Prowizorka zabija projekty wieloletnie, które są sednem budżetu europejskiego i polityki spójności.

To OK?
Korzystne dla nas jest porozumienie dające ową przewidywalność na siedem lat, bo tylko wtedy samorządy, przedsiębiorstwa, szpitale i inni beneficjenci mogą myśleć o pożyczkach na własne współfinansowanie tych projektów, mogą planować przyszłość. Jeśli tego zabraknie, bardzo trudno będzie uzyskać dostęp do unijnych pieniędzy.

Jak można ocenić postawę premiera Camerona wobec Polski? Czy w istocie było tak, jak mówi prezes Kaczyński, że to politycy PiS załatwili z brytyjskim premierem rozwiązania korzystne dla Polski?
Jestem uczestnikiem poważnej rozgrywki budżetowej i nie mam ochoty komentować baśni. Jasne, że gdy następuje głębokie cięcie w stosunku do oryginalnej propozycji sprzed roku, to dotyczy wszystkich kategorii wydatków i wszystkich krajów. Również Polski. Nasze fundusze podczas tej dwudniowej rozgrywki zostały poważnie obcięte. Natomiast teraz chodzi o pewną zgodę wśród płatników netto, żeby w ostatecznej dogrywce nie poszkodować krajów uboższych, czyli beneficjentów funduszy spójności. Na tym Polsce najbardziej zależy. A niektórym politykom w kraju wydaje się, że na tym cięciu budżetu do kości mogą ucierpieć wszyscy z wyjątkiem jednego kraju - Polski! I że wszyscy w dodatku powinni się na to zgodzić!

A jaka jest siła "grupy przyjaciół spójności"?
Chodzi o beneficjentów budżetu. Kiedyś największym beneficjentem była Hiszpania, od siedmiu lat jej miejsce zajmuje Polska. Grupa nie jest jednolita, bo należące do przyjaciół spójności kraje południa chciałyby, aby teraz poratować je w potrzebie. Wschodnia część Europy radzi sobie gospodarczo lepiej, ale ma inne problemy. Wspólne działanie ma oczywiście plusy, ale i tak decydujący głos mają ci, którzy płacą. Mam nadzieję, że Polska kiedyś do tych państw dołączy.

Wszyscy mamy taką nadzieję. Włodzimierz Cimoszewicz przekonywał w mediach, że premier Tusk powinien teraz ruszyć w objazd europejskich stolic i organizować poparcie. To dobry pomysł?
Teraz trzeba trzymać wszystkich uczestników szczytu za słowo, że cięcia nie zabolą najuboższych! Na grudniowym szczycie, który zajmie się strefą euro, premier Tusk będzie miał trudną rolę. Wszyscy, którzy jak on, są spoza strefy wspólnej waluty, ale chcą współdecydować o kształcie nowej architektury euro, są w trudniejszej sytuacji od tych, którzy już tam są. Najważniejszym zadaniem premiera jest wypracowanie polskiej strategii w tej materii, określenie się wobec przyspieszającej, odjeżdżającej strefy euro. Chodzi o to, by trzymać nogę w drzwiach, mimo że Polska jeszcze nie jest w środku. Ale nie chodzi o objazd stolic. Przed następną rundą budżetową, która odbędzie się najprawdopodobniej w styczniu należy potwierdzić ten poziom uzgodnień, z jakim rozjechali się liderzy w listopadzie, by nie zaczynać od nowa. Natomiast zadaniem Hermana Van Rompuya, przewodniczącego Rady Europejskiej, przy naszej współpracy, jest zbliżenie stanowisk w kwestiach ledwo dotkniętych, takich jak strona dochodowa budżetu, w tym rabat brytyjski i apetyt innych krajów na własne na rabaty oraz przyszłość unijnej administracji. Pozostały do rozwiązania kwestie skomplikowane technicznie. Należyte przygotowanie strony dochodowej budżetu, jest warunkiem powodzenia szczytu, który powinien rozmowy o przyszłości zakończyć.

Skoro wspomniał pan o Francji, to zapytam, czy zyskaliśmy w osobie prezydenta Hollande'a rzecznika dopłat do naszego rolnictwa?
Francja zainteresowana jest powiększeniem rolnej części budżetu i na tym dobrze może wyjść także Polska. Pod warunkiem wszakże, że nie będzie to wyłącznie obrona dopłat bezpośrednich tych krajów, które mają najwyższe dopłaty do hektara, kosztem tzw. funduszu rozwoju obszarów wiejskich. Jest to mniej istotne dla Francji i kilku innych krajów, natomiast dla Polski i całej wschodniej Europy stanowi bardzo ważny czynnik poprawy życia na wsi. Generalnie, opłaciło się szukanie wspólnego języka z Francją prezydenta Hollande'a i rewitalizacja Trójkąta Weimarskiego.

Reasumując: nie tracimy nadziei.
Celem negocjacyjnym Polski pozostają obietnice złożone przed wyborami!

Rozmawiała Barbara Szczepuła

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki