Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cztery Dekady: Splątane losy trzech gdańszczan

Tomasz Słomczyński
Kwiecień 1995 r. Gdańsk, ul. Wojska Polskiego. Trwa akcja ratownicza. Mieszkańcy uszkodzonego w wybuchu wieżowca opuszczają swoje mieszkania już na zawsze
Kwiecień 1995 r. Gdańsk, ul. Wojska Polskiego. Trwa akcja ratownicza. Mieszkańcy uszkodzonego w wybuchu wieżowca opuszczają swoje mieszkania już na zawsze Wojciech Lendzion
Splątane losy trzech gdańszczan na tle zmieniających się realiów miasta i kraju - opisuje Tomasz Słomczyński

Lipiec 1975

Zadzwonił budzik. Lipcowe słońce przedzierało się przez zasłony. Ostatnie piętro nowoczesnego punktowca, dzielnicy Zaspa. W mieszkaniu zaczynało się robić duszno. Był początek wakacji. Tomek wyjrzał na zewnątrz.

W ostatniej pięciolatce przekroczono plan o 45 tys. nowych mieszkań. W Gdańsku zmieniono ostatnio nazwę przystanku SKM - nie ma już "Lotniska", jest "Zaspa"... Jednak co to wszystko mogło obchodzić stojącego na balkonie Tomka? Dla niego było ważne, że na boisku nie było jeszcze nikogo z kolegów. Na to co będzie robił w ciągu najbliższych godzin i dni, Tomek miał bliżej niesprecyzowane plany. Ojciec załatwił wczasy FWP na Mazurach dopiero w sierpniu.

***

Między bloki wjechał duży fiat. Siedziało w nim trzech mężczyzn w garniturach i jeden umundurowany milicjant. Choć było rano, zdążyło się zrobić duszno. Spoceni mężczyźni wysiedli z auta, zapalili papierosy.

- Czasami myślę sobie, co ja robię w resorcie... - westchnął ten, który w przeciwsłonecznych okularach i z bakami na policzkach przypominał gliniarza z przedmieść Los Angeles.

Przed miesiącem Tadeusz Fiszbach zajął fotel I sekretarza KW PZPR w Gdańsku.

- Myślisz, że będzie coś zmieniał w resorcie? - dopytywał najmłodszy z mężczyzn.
- Za mały jest na to - wtrącił świszcząco umundurowany milicjant.

Bacznie się rozglądali.

***

Tomek był w domu sam. Rodzice w pracy - ojciec w biurze projektów, matka w szkole. Pił mleko, które jak co dzień znalazł pod drzwiami na klatce schodowej. W radiu kończyły się wiadomości informacjami ze świata sportu. Zwycięzcą Wimbledonu został czarnoskóry Arthur Ash. Tomek na chwilę podniósł głowę znad chleba posmarowanego margaryną, przełożonego boczkiem, który miał swoje stałe miejsce w lodówce za sprawą babci z podelbląskiej wsi.

Zawsze chciał grać w tenisa. Raz był nawet z ojcem w Sopocie na kortach, wszystko mu się tam wydawało takie... zagraniczne.

Dość rozmyślań, chwycił klucz, wybiegł na klatkę schodową, jeszcze tylko rower z piwnicy. Po chwili był już na zalanym słońcem boisku przed blokiem.

***

- Byle by był umyty - stęknął w porannym upale umundurowany milicjant.

- Egzekutywa mówiła, że ma być normalny - dodał gliniarz o amerykańskim wyglądzie.
***
Zadzwonił budzik. Wojtek już nie spał. W jego dziesięcioletnim życiu na pierwszym miejscu była piłka nożna. Włączył radio, dobrze znał godziny serwisów sportowych.

"Nasi rozegrali ostatni już mecz za oceanem. W Los Angeles spotkali się z meksykańskim zespołem Universidad Guadalajara. Zagraliśmy bez Szarmacha i Laty. Być może dlatego pojedynek zakończył się remisem 1:1".

Wojtek się przeciągnął i ziewnął głośno. Nie miał wiele czasu. Oprócz piłki nożnej, było jeszcze harcerstwo. Spojrzał na leżącą w kuchni kartkę papieru, którą dostał kilka dni temu od druhny. Było to zaproszenie dla rodziców. Przeczytał je jeszcze raz.

"Zapraszamy na uroczystość otwarcia kolejnej akcji pod hasłem »Morena 1975«. Akcja ta jest kontynuacją pracy społecznej szerokich mas młodzieży harcerskiej przy budowie Gdańskiego Parku Kultury i Wypoczynku przeznaczonego dla mieszkańców Trójmiasta. W uroczystości będą uczestniczyli m.in. sekretarz KW PZPR w Gdańsku Włodzimierz Sak i I Zastępca Wojewody Gdańskiego Jan Mariański. W poprzednich latach na wzgórzu Pachołek w Oliwie wykonano ścieżkę zdrowia długości ok. 150 m oraz boiska: tenisowe, do siatkówki, a także zadaszone miejsca do rozgrywek ping-pongowych i szachowych...".

To dziś - pomyślał Wojtek w popłochu - gdzie ja mam mundur? Skoczył do szafy, mundurek harcerski był na swoim miejscu. Spojrzał na zegarek, zostało mu 40 minut. Po chwili wybiegał ze swojego bloku z kluczem zawieszonym na szyi.

***

Dopalali kolejnego papierosa. Byli coraz bardziej nerwowi. Jeden dzieciak przejechał na rowerze, nie zdążyli go zatrzymać. Drugi był w harcerskim mundurku. Nie nadawał się, miał być normalny, a nie umundurowany.

***

Zadzwonił budzik. Piotrek od razu zerwał się z łóżka. Szybko założył tenisówki, koszulkę i spodenki i wybiegł przed blok. Kupowanie bułek należało w wakacje do jego obowiązków. Chciał szybko mieć to za sobą. W pokoju czekały na niego pożyczone wczoraj komiksy, kilka "Kapitanów Żbików". Czym prędzej chciał usiąść i zabrać się do lektury. Wracał z bułkami do domu, kiedy zatrzymał go milicjant.
- Chodź tu, mały - kiwnął na niego palcem.

- Ja?

"Podobny do Żbika, tylko ta szpara między zębami..." - pomyślał Piotrek. Bez lęku, raczej z zaciekawieniem, podszedł do milicjanta.
- Tak, ty. Chodź tu szybko. Ile masz lat?

- Dziesięć.

- Chyba się będzie nadawał? - milicjant zwrócił się z tym pytaniem do pozostałych mężczyzn.
Czas się wydłużał. Minęło już chyba 15 minut, kiedy Piotrek odważył się spytać milicjanta, na co ma czekać.

- Zaraz podjedzie samochód. Będziesz tu stał, z samochodu wyjdą panowie. Jak cię zapytają, jak ci się tu mieszka, powiesz, że wspaniale i podziękujesz socjalistycznej ojczyźnie. Rozumiesz?
Rzeczywiście, chwilę potem podjechała czarna wołga. Wysiedli z niej panowie w garniturach, podeszli do Piotrka...

***

Następnego dnia Piotrek leciał do kiosku, chwycił "Dziennik Bałtycki". Na pierwszej stronie rozpoznał znajome twarze.

"Na Wybrzeżu gościła delegacja Bułgarii". Czytał dalej. "Powitał ją I sekretarz KW PZPR Tadeusz Fiszbach... Goście bułgarscy zwiedzili Rafinerię Nafty "Gdańsk" zapoznając się z przebiegiem realizacji inwestycji oraz problemami socjalno-bytowymi załogi. Następnie udali się do Portu Północnego. Z kolei delegacja bułgarska zwiedziła place budowy nowych, wielkich gdańskich osiedli mieszkaniowych na Zaspie i Żabiance".

Tomek, Piotrek i Wojtek zaczynali dostrzegać otaczającą ich rzeczywistość.

Lipiec 1985
Choć był początek wakacji, mieszkali jeszcze w akademiku. Przygłucha i słabo widząca pani Jadzia dawała się oszukiwać.

- Dzień dobry, pani Jadwigo - Piotrek wsadził głowę w okienko, jakby chciał wejść do budki, w której siedziała starsza pani. Tymczasem Wojtek na czworakach przedreptał pod okienkiem i czmychnął na schody. Brzęknęły mu butelki w wojskowym plecaku, ale wada słuchu pani Jadwigi uniemożliwiła jej wykrycie podstępu.

Mieli układ. Wojtek nie płacił za akademik, za to dostarczał gorzałkę. Piotr odebrał klucz od pani Jadzi i już go nie było.

***

"Rodacy! Minął czas najostrzejszych konfliktów. W świadomości społecznej pozostaje jednak jeszcze niemało urazów i rozterek. Dziś trzeba wznieść się ponad nie, porozumieć wokół spraw nadrzędnych dla Polski, skupić na pełnym wcieleniu w życie zasad socjalistycznej odnowy". Tomek był z siebie zadowolony. To nie pierwszy raz, gdy dla swojego wuja pisał okolicznościowe przemówienia. Tym razem - na obrady Prezydium Komitetu Wykonawczego PRON. Wuj nieźle płacił, nawet 300 albo i 500 zł. Dla Tomka, który od początku studiów na uniwersytecie musiał sobie radzić sam, była to okazja nie do pogardzenia. Po krótkiej przerwie na papierosa znów wziął się do pracy.
- Słyszałeś? Wałęsa z Bujakiem ogłaszają ostrzegawcze strajki, na 15 minut - Piotrek pojawił się niespodziewanie. Wyszedł z pokoju obok, od Wojtka, który miał niezłą Unitrę. W ręku trzymał pajdę razowca przełożoną boczkiem.

- Wolna Europa podała?

- No przecież nie Rozgłośnia Harcerska.

Wraz z Piotrem do pokoju przedostał się głos Ryśka, przeciągłe: "Czerwony jak cegłaaa..."
- Ale słyszę, że już zostawiliście spiskowanie i słuchacie reżimowej rozgłośni.

- Reżimowy to jest twój wujek - odgryzł się koledze Piotr.

- Co za strajki? Chodzi o podwyżki cen mięsa? - Tomek nie chciał kontynuować kłopotliwego tematu, tym bardziej że rozpaczliwie próbował ukryć zeszyt, w którym spisywał przemówienie dla wuja.
- Chodzi o całokształt, ale co ty możesz o tym wiedzieć?

Koledzy podejrzewali Piotra o kolaborację. Na każdym roku - tak się mówiło, był ktoś, kto współpracował. Jednak go lubili, traktowali z pobłażaniem. Ich konspiracja sprowadzała się głównie do słuchania Wolnej Europy i podglądania Ewy pod prysznicem. Ewa - najbardziej urodziwa ze studentek drugiego roku ekonomii... Chłopcy czasem kolportowali jakieś bibuły. Mieli świadomość, że nie robią nic wielkiego, dlatego niespecjalnie się krygowali przed podejrzanym kolegą.

***

Mówił z charakterystycznym poświstem, to był efekt nieszczęsnej szpary między zębami. Czasem śmiali się z niego koledzy. Najgłośniej ten, który sam wyglądał jak amerykański gliniarz.

- Skończyłeś "turystę"? - charakterystyczny poświst wywołał śmiech funkcjonariuszy z pokoju obok.

- Tak. Posłuchaj - przygładził baczki, zwilżył wargi i zaczął czytać. - "Jak informuje rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Służba Bezpieczeństwa MSW zatrzymała 22-letniego obywatela RFN - Petera Humeniuka, emisariusza terrorystycznej, antykomunistycznej organizacji, która w okresie II wojny światowej ściśle współpracowała z Niemcami, a obecnie - ze służbami specjalnymi państw NATO..."

- Dobre, dobre - entuzjastycznie pochwalił kolegę.

- "Peter Humeniuk w zakonspirowanym pojemniku przywiózł do Polski instrukcje, środki pieniężne oraz materiały podżegające do wrogiej, antysocjalistycznej, antyradzieckiej działalności. Ujęty został..."

- Kiedy to pójdzie?

- Nie wiem, jeszcze stary musi to zobaczyć. A propos pisania, co tam nowego nam zdradził nasz "Pisarz"?

- Ten od przemówień?

- Ten.

- Ma kolegę w akademiku z powielaczem. Idziemy po niego jutro z rana. Staremu już mówiłem.
***
Wojtek się zastanawiał, czy powielacz jest bezpieczny. Zastanawiał się, czy on sam jest bezpieczny z powielaczem, który schował pod kocami. To pierwsza taka akcja, przy której rzeczywiście trząsł portkami.

Wziął do ręki kapitana Żbika. Jakże śmieszny i banalny wydawał mu się dziś ten komiks.
Wyjął spod łóżka maszynę do pisania. Przez chwilę szukał kartki papieru. Wkręcił białą kartkę papieru i zamaszyście przesunął walec. Zaczął od: "Po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki". I dalej: "Bezprzykładnie brutalny mord dokonany przez »stróżów porządku socjalistycznego«, funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa MSW tzw. »ludowego państwa« na bezbronnym kapłanie, ks. Jerzym Popiełuszce, postawił jaskrawo problem oceny moralnej postaw nie tylko jawnych i niejawnych sprawców tego mordu, lecz również postaw moralnych. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z jadu zakłamania, fałszu i obłudy, wszczepianych nam zasad etyki marksistowskiej..."

***

Zadzwonił budzik. Piotrek zerwał się z posłania - zawsze tak robił. Żeby kupić świeże bułki, trzeba w sklepie być przed siódmą rano. Może się uda trafić na śmietanę. Jak nie, pozostanie do kupienia makaron, ten jest zawsze. W drzwiach akademika minął dwóch mężczyzn. Jeden z nich uśmiechnął się do niego, prezentując imponującą szparę między zębami. Drugi rzucił spojrzenie zza ciemnych okularów.

Czerwiec 1995
Tego lata "województwo gdańskie było wyspą dobrobytu w pasie biedy", a "przemysł okrętowy miały czekać dobre lata", o czym przekonywał wiceprezydent Gdańska Henryk Woźniak. Zabezpieczono 3 tys. worków z rzeczami osobistymi zebranymi na miejscu katastrofy wieżowca przy ul. Wojska Polskiego. Zostały złożone w koszarach przy ul. Łąkowej, natomiast w akcji ratunkowej po katastrofie drogowej w Kokoszkach popełniono dwa błędy. Kamiński i Moskal wrócili z bieguna. Jeszcze wiosną upadł rząd Pawlaka, a misji tworzenia nowej Rady Ministrów podjął się Józef Oleksy. Gazety donosiły o zatrzymaniach gangsterów z mafii pruszkowskiej i radziły, kiedy i jak posługiwać się coraz bardziej powszechnym w użyciu telefonem komórkowym, żeby nie było obciachu.

W kinach Znicz, Zawisza i Bajka grali "Cztery wesela i pogrzeb".

Piotr szerokim ruchem przełożył ostatnią stronę gazety. Czas najwyższy ruszyć się zza biurka. Nie przepadał za takimi uroczystościami, wiedział jednak, że uśmiechanie się znad kieliszka wina to jest część jego pracy.

Prowadził firmę produkującą materiały budowlane. A Wyspa Spichrzów niebawem stanie się placem budowy.

***

- Co za spotkanie! - cóż było powiedzieć... Piotr podszedł do Wojtka i Tomka z kieliszkiem wina w ręku. W zasadzie wszyscy trzej znaleźli się tu przypadkowo.

Tomasz, lokalny polityk, starał się bywać wszędzie, w myśl zasady - im więcej cię widzą, tym lepiej. Wciąż pisał przemówienia, w których spoglądał w przyszłość, bronił maluczkich i piętnował niesprawiedliwość - zgodnie z jego lewicową wrażliwością. W tej chwili zastanawiał się nad tym, czy Senat opowie się za nieprzedawnianiem przestępstw popełnionych przez funkcjonariuszy publicznych w latach 1944-1989. Sam prowadzi cichą kampanię w szeregach swojej partii, żeby się wstrzymać w tej sprawie od głosu. Nie wiadomo, jak zareaguje PSL. PC z Kaczyńskim - wiadomo, tu nie będzie żadnych niespodzianek.

Zastanawiał się też, co wyniknie z awantury, którą rozpętał Kaczyński, oskarżając Wachowskiego o kontakty z SB...
Wojciech natomiast musiał tu być z zupełnie innych względów. Nerwowo się rozglądał, czy czasem jego szef nie widzi, że rozmawia z gośćmi. Piotrek nie bardzo wiedział, jak się zachować, kiedy zauważył na uniformie Wojtka napis "ochrona".

- Nie musisz się czuć skrępowany. Pogodziłem się z tym, że jestem tylko cieciem - Wojtek próbował rozładować sytuację.

Koledzy ostatni raz widzieli go, kiedy dwóch SB-ków wyprowadzało go z akademika. Po wakacjach nie wrócił na uczelnię. Słuch po nim zaginął. Aż do dziś.

- Ile to już lat?

Upływający czas to jedyne, ci ich teraz łączyło.

- Będzie 10, kiedy ostatni raz się widzieliśmy - Piotrek rozpaczliwie się zastanawiał, jak zniknąć z tego bankietu. Tymczasem rozpoczęły się przemówienia z okazji wmurowania kamienia węgielnego pod osiedlem Stągiewna na Wyspie Spichrzów.

- Osiedle, z 42 stylowymi kamienicami, nawiązującymi do historycznej zabudowy tego rejonu miasta, zostanie ukończone za trzy lata - obiecywali włodarze. Zapewniali, że zagospodarowanie całej wyspy to kwestia priorytetowa.

Piotrkowi zadzwonił telefon komórkowy. Postawił na ziemi aktówkę, otworzył ją, wyjął telefon, wyciągnął antenkę i odszedł jak najdalej od tłumu gapiów, którzy ze zdziwieniem odwrócili się w jego stronę.

***

Impreza w hotelu dobiegła końca. Wojtek przebrał się w cywilne ubranie. Wychodząc, przystanął jeszcze na moment w recepcji, gdzie włączony był telewizor.

- W ciągu najbliższych dni postawione mają być zarzuty w sprawie tragicznego pożaru w hali stoczni. Możliwe, że śledztwo zakończy się jeszcze w tym roku...

Wojtkowi napłynęły do oczu łzy. Pomyślał o ukochanej Ewie, swojej żonie, która walczy o życie w Siemianowicach.

Chwilę potem, w tramwaju, otworzył gazetę. Zwrócił uwagę na znaną, choć dawno niewidzianą twarz na fotografii. Tadeusz Fiszbach właśnie przyjechał do Gdańska z Oslo. Radca handlowy polskiej ambasady wziął urlop, podczas którego udzielił wywiadu znanej w Trójmieście dziennikarce.
- Domagałem się prawdy o PZPR i odcięcia się od przeszłości - mówił. Na mszy z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego... ukląkł! Przyznaje, że nigdy nie był ateistą. Teraz wiele spraw przemyślał, przewartościował i w końcu może być sobą.
Październik 2005

Wojtek ledwo zdążył. Choć studiował tylko dwa lata - chciał się pojawić na zjeździe absolwentów. Niestety, autobus z Niemiec się spóźnił, więc zdyszany wbiegał do hotelu trzy godziny po rozpoczęciu imprezy.

Stanął trochę zdezorientowany, oszołomiony głośną muzyką, tłumem osób, które wydawały mu się znajome. Nazwisk jednak nie pamiętał. Po chwili dostrzegł w kącie sali Wojtka i Tomka. Rozpoznał ich od razu.

- Cześć.

- Wojtek! Siadaj, czemu się spóźniłeś? Czekamy...

Na stole stała pusta butelka wódki. Druga była do połowy opróżniona.

- Opowiadaj, chłopie, co u ciebie - Tomek nachylił się nad skrępowanym jeszcze kolegą.

- Spóźniłem się, bo autokar się spóźnił, jechałem z Niemiec...

- Ho, ho, ho, z Niemiec, jakiś biznesik, co?

- Niezupełnie. W Stuttgarcie pomagałem na budowie.

Tomek i Piotr poczuli się jakby trzeźwiejsi. Rzeczywiście, głupio wyszło. Ach, ten Wojtek! Ile razy się spotkają, to zawsze jakoś tak głupio wychodzi.

- No to po maluchu - Wojtek podniósł kieliszek do ust, zaczął żałować, że tu przyjechał. Lepiej by mu było jechać do domu, do Ewy, która dzwoniła przed godziną i mówiła, że czeka na niego. Czeka też na pieniądze, które zarobił. W torbie ma odłożone 2 tys. euro za miesiąc pracy w Stuttgarcie, wystarczy na kolejną, ostatnią już operację plastyczną dla Ewy, która po pożarze zamknęła się w sobie, praktycznie nie wychodzi z domu.

- Ty, stary, a to prawda, że się hajtnąłeś z Ewką? Naszą Ewcią?

- Prawda - odparł Wojtek, uśmiechając się. Przynajmniej to w życiu mu się udało - zdobył serce najpiękniejszej dziewczyny na roku.

- To czegoś jej tu nie przyprowadził? Gdzie ona jest? - dopytywali się koledzy.

- Musiała zostać w domu - odpowiedział Wojciech.

Minął kwadrans, w ciągu którego wypili cztery kolejki.

- Coś ty taki zamyślony? - Piotr był już pijany. - Myślisz, że ja nie mam problemów? Bank zajął mi dom! Prokurator postawił zarzuty...

- Kolega nie czytał przepisów o zamówieniach publicznych, nie wiedział, że nie wolno przekupywać komisji przetargowej! - zaśmiał się Tomek.

- Ty lepiej siedź cicho, kanalio, sam długo już w polityce nie posiedzisz...

- Co masz na myśli?

Atmosfera przy stole gwałtownie zgęstniała. Wojtek postanowił, że jednak jedzie do domu, do Ewy.
- Mam na myśli listę Wildsteina - mruknął pod nosem pijany Piotr, kiedy Wojtek mijał drzwi wyjściowe z hotelu.

Wykorzystane w tekście cytaty i wydarzenia są autentyczne. Podobieństwo bohaterów do autentycznych postaci - przypadkowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki