Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cymański: Obudzić nadzieje w tych, dla których problem to przetrwać do pierwszego

Ryszarda Wojciechowska
archiwum
Nie jest tajemnicą, że Jarosław Kaczyński ma rozstrzygający wpływ na przebieg wydarzeń i losów polityków prawicowych - mówi w rozmowie z nami Tadeusz Cymański z Solidarnej Polski

Jest Pan gotowy do ofensywy wyborczej?
Tak, szczególnie teraz. Jako polityk, od wielu lat związany z programem społecznym, uważam propozycje prezydenta Andrzeja Dudy za niezwykle ważne. Wodą na młyn jest też dla mnie debata, jaka się toczy wokół polskiego neoliberalizmu. Słucham profesora Marka Belki i profesor Elżbiety Mączyńskiej z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, czytam komentarze na temat książki Thomasa Piketty'ego "Kapitał XXI wieku" i wiem, że jestem gotowy. Chciwie piję te słowa, bo są potwierdzeniem mojego sposobu myślenia od lat. Wcześniej zastanawiałem się nawet, czy może jestem jakimś naiwnym lewakiem albo socjalistą. Okazuje się, że nie. I dzisiaj przychodzi czas, kiedy mówię: - A jednak miałem rację.

Pytając o ofensywę, miałam na myśli Pana start do Senatu.
Na razie w Zjednoczonej Prawicy prowadzone są negocjacje. Każda partia zabiega o jak najlepsze miejsca dla swoich kandydatów. W tej układance pojawiła się też propozycja dla mnie, kandydowanie do Senatu z Lublina. Nie komentuję jeszcze tego i jestem przygotowany na każdy wariant.

Ale dlaczego Senat?
Dla mnie to rzeczywiście nowe miejsce. Niezależnie od innych racji, zaczynam trochę pasować do Senatu wizerunkowo (śmiech). Mam 60 lat i już trochę siwych włosów na głowie. Senator to przecież nie młokos. Chociaż nadal jest tam dużo życia, mimo iż się uważa, że Senat to izba refleksji.

Nie taki ten Senat poważny. Ostatnia debata nad in vitro przypominała kabaret. Internauci pytali, co oni zażyli, że tak plotą od rzeczy...
Pojedyncze wypowiedzi nie zmieniają jednak faktu, że Senat jest czasami jedyną szansą na uratowanie, czy jak się mówi w żargonie, "wyprostowanie", projektu ustawy.

Pan już startował z Gdańska, Jastrzębia Zdroju. Teraz ma być Lublin...
W partii nie jest tak, że "każdy sobie rzepkę skrobie". Prawdę powiedziawszy, nie wiem, jaka będzie ostateczna decyzja w mojej sprawie. Przez pewną delikatność tematu, kulturę polityczną i doświadczenie wolę używać czasu przyszłego, w trybie niedokonanym. Bo ostateczne zatwierdzenie list przed nami. Na razie tę opcję biorę bardzo poważnie pod uwagę i nie widzę w tym problemu. Jestem jak żołnierz. Jeździłem po kraju i widziałem, że wszędzie mam swoich sympatyków i przeciwników. Oczywiście zawsze lepiej, jeśli się startuje z własnego regionu. Ale nie zawsze można. I to nie są jakieś tam niskie gierki, tylko pewna, partyjna logika. Nam, czyli Zjednoczonej Prawicy, zależy na sukcesie i chcemy mieć też mocną reprezentację w Senacie. Z radością rzucę się w ten wir, bo lubię spotkania z wyborcami na żywo. Ostatnio głównie "spotykałem" się z nimi przez szklany ekran. A to nie to samo.

I tak jest Pan w lepszej sytuacji niż Pana były partyjny kolega Jacek Kurski, który na moje pytanie o start odpowiedział: - Jeszcze mi trochę stopy przypieka, ale w oczach blask niebiański się mieni. Pana już nie przypiekają.
Los Jacka Kurskiego, jak on sam mówi z rozbrajającą szczerością, jest w rękach prezesa Kaczyńskiego. Jacek to nietuzinkowa postać. Wywołuje kontrowersje, często budząc jednocześnie sprzeczne uczucia, podziw i wściekłość opozycji. Nigdy obojętność. Dlatego właśnie wymyka się prostym ocenom. Ale politycznie jest to ktoś, kto potrafi atakować i bronić swoich racji jak nikt inny. Mam świadomość, że pod jego adresem pojawiają się ironiczne, nawet szydercze komentarze, przezwiska typu "bulterier". Ale ja nie mam żadnego powodu, żeby mu źle życzyć. Trzymam za niego kciuki i mam nadzieję, że Jarosław Kaczyński da mu szansę. Jaką? Nie wiem.

Po co Panu było to wyjście z PiS i teraz powrót do Zjednoczonej Prawicy, czyli tak naprawdę znowu do... PiS?
Żadne odejście, nie tylko z własnej partii czy klubu partyjnego, ale rozstanie z pracą czy żoną, nigdy nie jest czymś przyjemnym. Wtedy miały miejsce pewne okoliczności. One są powszechnie znane i nie chcę już do nich wracać. Nasza dzisiejsza współpraca w Zjednoczonej Prawicy jest dowodem na to, że mamy nie tylko wspólne korzenie, ale też że więcej nas łączy niż dzieli. Ja reprezentowałem zawsze socjalne skrzydło PiS. I wiem, że teraz jest czas na to, żeby się zaangażować w realizację tych ambitnych celów i deklaracji Zjednoczonej Prawicy dotyczących polityki społecznej i rodzinnej. Propozycję 500 złotych na dziecko w ubogich rodzinach można nazwać przełomem. Pamiętajmy, że Platforma przez osiem lat podniosła zasiłek rodzinny o kilkanaście złotych. My chcemy zrobić rewolucję. Wiem, że w całym świecie zachodnim, a na nim pragniemy się wzorować, zasiłek rodzinny w różnej formie jest kluczowym instrumentem polityki rodzinnej.

Są argumenty za i przeciw. Ale sprytnie Pan odszedł od odpowiedzi na pytanie: czego Pana to wyjście z PiS i powrót nauczyły?
Po odejściu nie paliłem za sobą mostów. One zostały tylko zerwane na pewien czas. Ale ta porażka przyniosła pewną refleksję, a mianowicie - że znaczna większość prawicowego elektoratu ceni sobie jedność ponad wszystko. Teraz bardzo często słyszę od ludzi: - Dobrze, że jesteście razem.

A ja myślę, że zreflektowaliście się, że poza Jarosławem Kaczyńskim nie ma na prawicy samodzielnego politycznego życia.
Rola Jarosława Kaczyńskiego jest w polityce poza dyskusją. To przywódca silny, twórca wielkiej formacji, który po tragicznej śmierci brata stał się pewnym symbolem. Z tym się trudno nie zgodzić. W dodatku jego ostatnie posunięcia, koncepcje doprowadzają przeciwników do wściekłości - tak bardzo są skuteczne. Nie jest tajemnicą, że Jarosław Kaczyński ma rozstrzygający wpływ na przebieg wydarzeń i losów polityków prawicowych, tak się dzieje także w moim przypadku. To on zdecydował o tym, że będzie porozumienie, i on jest architektem tego sukcesu. Wykazał, jak wielką zaletą w polityce jest cierpliwość. Ponosił porażki, naigrawano się z niego, a on to cierpliwie znosił. Teraz, po sukcesie Andrzeja Dudy, nie ulega prymitywnej radości, mobilizuje do jeszcze większej pracy przed jesiennymi wyborami, mówiąc: - Nic nam się nie należy.

Weźmie Pan udział w referendum?
Tak, ale bardziej pójdę z szacunku dla ludzi, którzy to referendum sprokurowali. Bo przecież to nie prezydent wywołał je po przegraniu pierwszej tury. Praprzyczyną tego referendum był gniew i masowe poparcie dla Kukiza. Gdyby nie to, prezydent by się nie przestraszył i nie przygotował nam takiego pasztetu w obronie własnej skóry.

No dobrze, ale jak Pan zagłosuje?

Jestem za systemem mieszanym, takim, jaki mają Niemcy. Czyste JOW-y nie, bo eliminują z życia politycznego mniejsze partie. Powtarzam - szacunek nakazuje iść na referendum, ale powaga i logika już nie. Bo co to za pytanie - czy jesteś za zmianą zasad finansowania partii? Co z tego wynika? Nic.

W domyśle - czy jesteś za likwidacją finansowania partii z budżetu.
Wersja domyślna? Nie, to śmieszne. Mnie, na przykład, bliska jest wersja jawności i transparentności finansowania partii z budżetu. Odpowiada mi pod tym względem model niemiecki, czyli jasna i czytelna wiedza o tym, co się z tymi pieniędzmi dzieje. Referendum ma kosztować tyle co dwuletnie finansowanie wszystkich partii w Polsce. Tak, ocierające się o kabaret wydarzenie będzie nas kosztować 100 milionów złotych. Rozmawiam z ludźmi i słyszę, że to jakaś totalna ściema. Że poprzednik nawarzył piwa obecnemu prezydentowi. Pytanie tylko - kto ma je wypić?

A co z tymi pytaniami, które chce zadać Polakom Beata Szydło, kandydatka na premiera PiS? Dopisać?
Osobiście uważam, że jeżeli referendum ma się odbyć, to nie będzie żadnym nadużyciem spytać w sprawach, w których już kilka milionów ludzie zajęło jasne stanowisko.

Solidarna Polska przetrwa czy PiS was wchłonie?

Nie stawiam sobie takiego pytania, bo o tym, co się będzie działo z partią, zdecydują jej członkowie. Wchłonie to zresztą niewłaściwe słowo. Solidarna Polska nigdy nie była celem samym w sobie, jak zresztą każda partia. To tylko sposób działania i polityka.

Pięknie Pan brnie, ale to już wiemy, że brnąć potrafi Pan pięknie...
W tej chwili koncentrujemy się na walce o sukces zjednoczonych sił prawicy. Na pewno część z nas chce kontynuacji funkcjonowania Solidarnej Polski, ale są i tacy, którzy myślą inaczej. Ale moim zdaniem, różne partie Zjednoczonej Prawicy są tylko siłą, a nie słabością tych list, które się tak pięknie kroją. Dla każdego coś miłego - mówi porzekadło. Ludzie wolą robić zakupy w delikatesach, a nie w sklepikach GS, jak w czasach komuny. To jest bogactwo, a nie słabość.

Widzę, że Pan się uważa za luksusową szyneczkę.
To pani tak uważa. Ja raczej porównałbym siebie do pasztecika. Szyneczkę zostawiam liberałom (śmiech). Jeżdżę po kraju, spotykam się z ludźmi i wiem, że to nie jest łatwy moment w historii naszej partii. Nie mamy finansowania z budżetu. Nie jesteśmy taką partią jak Nowoczesna.PL pana Petru, gdzie na jednym spotkaniu działacze wyciągną karty, zrobią przelewy i zapewniają partii byt. Na nasze spotkania najczęściej przychodzą ludzie, którzy mają różnorakie problemy, a często nie posiadają nawet zdolności kredytowej, nie mówiąc już o pieniądzach. Dla nich problemem jest przetrwać do pierwszego. W tej kampanii chcemy w nich obudzić nadzieje.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki