Sprawa dotyczy cyfrowej platformy, która z jednej strony miała ułatwić obywatelom kontakty z policją, z drugiej zaś spowodować, że praca funkcjonariuszy byłaby transparentna. Ten prestiżowy projekt miał kosztować 98,5 mln zł, z czego Unia Europejska miała wyłożyć 83,7 miliona.
Rewolucji jak na razie nie ma, choć Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji twierdzi inaczej. Wszystko przez sprawę łapówkarską, znaną powszechnie jako "afera w MSWiA", która wybuchła w 2011 roku.
Komisja Europejska cofnęła dofinansowanie na policyjną "e-platformę", choć minister Boni zapewniał, że Polska nie straci tych pieniędzy. Kierowany przez niego resort uznał projekt... za zakończony. W oficjalnym raporcie czytamy, że informatyczny "system został już zbudowany".
- Został dostarczony, zainstalowany w jednostkach policji i jest gotowy do użytkowania - poinformował rzecznik Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, Artur Koziołek.
Tyle tylko, że w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku nikt jeszcze nie widział "e-platformy" i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie zobaczy.
Świadczą o tym słowa nadkom. Roberta Horosza z Zespołu Prasowego Komendy Głównej Policji: - W chwili obecnej formalnie system nie został przez policję przejęty, nie został podpisany protokół odbioru. Nadkomisarz Horosz poinformował ponadto, że wdrożenie systemu wiąże się z kosztami ok. 12 mln zł, o które policja prosi Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
Rzecznik resortu administracji i cyfryzacji powiedział nam, że nie widzi sprzeczności między tym, co na ten temat mówi minister Michał Boni, a tym, co odpowiadają policjanci.
24 września 2009 r. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego podpisało umowę z MSWiA na realizację projektu o długiej i skomplikowanej nazwie: "Zintegrowana, wielousługowa platforma komunikacyjna policji z funkcją e-usług dla obywateli i przedsiębiorców". Miał być realizowany w ramach jednego z funduszy europejskich. Instytucją odpowiedzialną za realizację przedsięwzięcia zostało Centrum Projektów Informatycznych, jednostka powołana przy MSWiA (obecnie przy Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji).
- Zostanie zbudowana rozległa, ogólnokrajowa infrastruktura teleinformatyczna, stanowiąca elektroniczną platformę komunikacyjną policji... - pisali specjaliści z CPI.
W praktyce miało to wyglądać następująco: obywatel miał zgłaszać np. skargę na policjanta nie ruszając się z domu. Po zalogowaniu do systemu usług publicznych (ePUAP) opisałby sytuację i wskazał na niewłaściwe zachowanie się funkcjonariusza. Potem system zarejestrowałby całą drogę służbową takiej skargi - na czyje biurko trafiła, kto ją rozpatrywał i w jakim terminie. W efekcie z systemu dałoby się odczytać sposób jej załatwienia.
Poza skargami i zażaleniami projekt miał ułatwiać załatwianie wielu innych spraw. Miała też funkcjonować tzw. e-kancelaria. Ten element projektu w największym stopniu zrewolucjonizowałby pracę stróżów prawa. Każde pismo, czy to pochodzące od obywatela, czy pismo procesowe, czy też zwyczajna notatka z kolizji, miało być zeskanowane i zarejestrowane w systemie. W ten sposób stałoby się dostępne wszystkim organom kontrolnym.
Jak ustaliliśmy, wszelkie prace nad projektem przerwano w październiku 2011 roku.
Wtedy wybuchła afera korupcyjna w MSWiA. Agenci weszli do siedziby resortu. Zatrzymano siedem osób, sześć z nich usłyszało zarzuty. Chodziło o łapówki, które mieli przyjmować urzędnicy za ustawianie przetargów na realizację zadań dofinansowanych z UE. Wśród "trefnych" zadań znajdował się również projekt "e-platformy" dla policji.
Wśród zatrzymanych znaleźli się m.in. szef CPI Andrzej M. i Janusz J., były już szef firmy N., która zamieszana była w aferę korupcyjną.
To właśnie firma N. była wykonawcą projektu "e-platformy" dla policji. Kiedy dokonywano zatrzymań, pracownicy N. właśnie kończyli ostatnie szlify - miał się rozpocząć etap wdrażania i odbiory techniczne w komendach w całej Polsce.
Zarzuty dotyczą wręczenia i przyjęcia łapówki w wysokości 211 tys. zł. Media wciąż donoszą o znacznie wyższej kwocie, nawet pięciu milionów. Jednak, jak na razie, są to informacje niepotwierdzone oficjalnie.
Afera przetoczyła się z hukiem przez media. Mówiło się o 3 mld złotych, które Komisja Europejska może odebrać za łapówki w ministerstwie. Rzeczywiście, wstrzymała wtedy wypłatę pieniędzy.
Miesiąc po wybuchu afery szefem resortu został minister Michał Boni. Zapowiedział wielkie porządki w pokorupcyjnym krajobrazie, które nazwał "sprzątaniem stajni Augiasza". Zapowiedział powstanie "raportu otwarcia" dla swojego ministerstwa.
- Stajnia Augiasza wiąże się z tym wszystkim, co w obszarze administracji funkcjonowało. Jeśli nie zrobimy takiego raportu otwarcia, jeśli nie zostaną wszystkie rzeczy wyjaśnione i uporządkowane, to będziemy nieustannie krążyli wokół nieprzejrzystości, niejasności - powiedział wówczas Michał Boni.
Minister pojechał do Brukseli, żeby ratować dofinansowanie projektów. Wrócił z tarczą - po powrocie zapewniał, że żaden z projektów nie zostanie wstrzymany. W kwietniu 2011 roku powstał zapowiadany "raport otwarcia" pt. "Polska 2.0. Nowy start dla e-administracji". W dokumencie tym "platforma e-usług" dla policji została wpisana do rozdziału "Projekty już zrealizowane" ("termin zakończenia: czerwiec 2012"). Czytamy w nim: "System został już zbudowany", i dalej: "Kolejnym etapem jest wdrożenie przez wszystkie komendy wojewódzkie policji, Komendę Stołeczną i Komendę Główną Policji".
We wrześniu 2012 na stronie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji pojawiła się informacja "Sukces projektu Stajnia Augiasza: Komisja Europejska wznowi płatności...". Czytamy tam, że: 1. Komisja Europejska "odblokowała płatności". 2. Dzięki staraniom ministra Komisja Europejska ma pewność, że Polska właściwie zarządza unijnymi projektami w zakresie e-administracji. 3. Środki europejskie, które Polska wydaje na te projekty, będą przez Brukselę zwracane do naszego budżetu. 4. Nie wstrzymano realizacji żadnego projektu, są na razie realizowane z własnych środków.
Jacek W., obecny szef firmy N. poinformował nas, że jego firma rozliczyła się z ministerstwem z "e-platformy" w marcu 2012 roku.
Nasuwa się więc pytanie - dlaczego od października 2011 nikt nie realizuje tego projektu? Dlaczego, skoro ministerstwo jest rozliczone z wykonawcą (Jacek W. twierdzi, że podpisano protokół odbioru końcowego), projekt nie jest wdrażany?
Z prośbą o wyjaśnienia zwróciliśmy się do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji.
- Wszystkie produkty projektu zostały wykonane, dostarczone, zainstalowane w jednostkach policji i są gotowe do użytkowania - poinformował Artur Koziołek, rzecznik prasowy Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji.
Czyżby?
- Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku na chwilę obecną nie wdraża któregokolwiek z elementów projektu - poinformował Błażej Bąkiewicz z Zespołu Prasowego KWP w Gdańsku.
- System eUsługi nie został przez policję przejęty, nie został podpisany protokół odbioru. Z uwagi na fakt, iż przejęcie produktów projektu wiąże się z wysokimi kosztami, szacunkowo ok. 12 mln zł w pierwszym roku, komendant główny policji wystąpił z pismem do ministra spraw wewnętrznych z prośbą o dofinansowanie - poinformował nadkom. Robert Horosz z Komendy Głównej Policji.
Ponownie zwróciliśmy się z pytaniami do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. - Czy projekt "e-platforma" dla policji stracił unijne dofinansowanie?
Odpowiedź z resortu brzmiała: - Tak. To konsekwencja rozwiązania porozumienia o dofinansowanie. Powodem takiego stanu rzeczy były nieprawidłowości przy wyłanianiu wykonawców.
Zapytaliśmy resort również o to, którym jednostkom policji przekazano "wybudowany system" i w których jednostkach policji jest on "gotowy do użytkowania". Jednak na to pytanie odpowiedzi nie uzyskaliśmy.
Rzecznik ministerstwa stwierdził też, że nie widzi sprzeczności między słowami Boniego a stanem faktycznym.
W efekcie, zamiast rozbudowanego systemu informatycznego, policjanci dalej posługują się długopisami i notatnikami wyciąganymi z kieszeni podczas interwencji. I nic się tu nie zmienia, mimo rzekomego "zadowolenia Komisji Europejskiej" z poczynań ministra Boniego.
Nie byłoby skreśleń w notatniku
Jak się okazuje, w sprawie wdrożenia "e-platformy" dla policji nie chodzi tylko o "usprawnienie pracy". Posłużmy się dwoma przykładami. Jeden pochodzi z najgłośniejszego śledztwa ostatnich lat, drugi zaś to sprawa, jakich nie brakuje w całej Polsce.
W czerwcu 2004 roku dwóch doświadczonych policjantów po opuszczeniu budynku Prokuratury Okręgowej w Warszawie załadowało do służbowego samochodu akta sprawy zaginięcia Krzysztofa Olewnika. Mieli je przewieźć do budynku policji. Po drodze jednak wysiedli z samochodu i udali się do świadka, żeby go przesłuchać. Samochód z aktami zaginął i nigdy się nie odnalazł.
Sprawę kradzieży policyjnego samochodu w 2004 roku przydzielono prokurator Dominice Suchan-Ziembińskiej. Śledztwo prowadziła przez kilkanaście dni. Zdążyła wydać postanowienie o postawieniu funkcjonariuszom zarzutów niedopełnienia obowiązków. Jednak nie udało jej się ich przesłuchać, bo natychmiast się rozchorowali. Po dwóch tygodniach nie prowadziła już tego śledztwa, zostało jej odebrane i przekazane innemu prokuratorowi.
Druga sprawa dotyczy "drobnostki" - krótkiego zapisu w policyjnym notatniku funkcjonariusza z Malborka.
W październiku 2009 roku żona burmistrza Malborka spowodowała kolizję. Wezwani na miejsce zdarzenia policjanci nałożyli na kobietę mandat w wysokości 400 zł. Ta jednak odmówiła jego przyjęcia. Wkrótce potem, w przedziwny sposób, mandat zamienił się w pouczenie.
Sprawa trafiła do prokuratury. Jak się okazało, w notatniku służbowym policjanta (to mały zeszyt, który zazwyczaj policjanci mają przy sobie), widniała notatka z interwencji. Wynikało z niej, że do sądu został przekazany wniosek o ukaranie żony burmistrza mandatem. Jednak zdanie dotyczące tegoż wniosku przekreślono, pojawił się dopisek: "zamiast wniosku - pouczenie". Sprawa wypłynęła na wierzch i wkrótce policjanci sami stanęli przed sądem. Razem z nimi - ich przełożony, któremu zarzuca się "wpływanie" na pracę funkcjonariuszy z drogówki.
Co te sprawy mają wspólnego z informatycznym projektem "e-platforma", który miał być wdrożony?
Okazuje się, że bardzo wiele.
Przypatrzmy się, jak wyglądałyby te zdarzenia, gdyby cyfrowa platforma usług dla policji działała. W pierwszym przypadku akta by nie zaginęły. Ich kradzież nie miałaby sensu. Zachowałyby się w wersji cyfrowej, więc nawet jeżeli komuś zależałoby na tym, żeby zniknęły, musiałby podłożyć bombę pod budynek w Warszawie, w którym znajdowałyby się serwery policyjne.
W drugim przypadku do zmiany policyjnej decyzji nie mogłoby dojść. Zeszycik policjanta zostałby zamieniony na aplikację informatyczną, w której skreśleń i zapisków nie da się zrobić. Gdyby ktoś chciał anulować mandat żonie burmistrza, pozostawiłby wyraźny ślad - system zarejestrowałby kto i kiedy dokonał zmiany.
Gdyby system działał, nie byłoby zaginięć dokumentów. Nie byłoby niewyraźnych podpisów pod policyjnymi notatkami. Ani pustych rubryk w miejscu, w którym należy się podpisać.
Praca policjantów siłą rzeczy stałaby się transparentna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?