Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

COVID-19 ma swoją następną odsłonę - mówią ozdrowieńcy. Brak oddechu, niemoc odbierającą siły, a nawet wypadnięcie większości włosów

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Magdalena, jedna z pierwszych osób z COVID -19 na Pomorzu, zakaziła się w marcu od narciarzy w Austrii. Doktor Paweł złapał wirusa na początku sierpnia, prawdopodobnie od bezobjawowego turysty, który przyjechał nad morze z południa kraju. Mateusz, przed tygodniem uwzględniony w rejestrze przypadków koronawirusa (razem z 2366 osobami z Polski) zetknął się z SARS-CoV-2 tuż za drzwiami swojego mieszkania. Nosicielem był sąsiad.

Jest już coraz bliżej. W sklepie, szkole, na imprezie rodzinnej i w autobusie. Niektórzy oswajają się z codziennymi raportami resortu zdrowia, podających liczbami nowych zakażeń i zgonów za którymi kryją się mniejsze i większe dramaty. Dla wielu innych doniesienia epidemiologów na temat koronawirusa są zresztą niewiarygodne. To ściema - mówią i piszą. Z badań CBOS wynika, że połowa rodaków nie wierzy w potrzebę zakładania maseczek, a co trzeci Polak deklaruje, że nie obawia się zakażenia koronawirusem.

- Co myślę o takich ludziach? - Magdalena Perepeczko, która zachorowała na COVID-19 w marcu najpierw rzuca dosadne słowo, ale szybko prosi, by jej dokładnie nie cytować. - Pozwoli pani, że przemilczę. Nie chcę używać obraźliwych określeń. Wiem, że to, czego nie widać, może być bardzo niebezpieczne. I że zetknięcie się z niewidocznym wirusem może się bardzo źle skończyć.

Magdalena, numer 22
Magdalena Perepeczko była 22 osobą na Pomorzu ze stwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2.
W pierwszej połowie marca 2020 r. Magdalena, matka dwojga dorosłych dzieci wraz z mężem Tomaszem wyruszyła na narty do Austrii.  Przez tydzień wakacji zażywali świeżego powietrza, zachwycali się ośnieżonymi górami i możliwością szusowania po niedostępnym w Polsce śniegu. Pani w hotelowej recepcji zapewniała turystów z Polski, że "„u nas nie ma wirusa”.
W ostatni dzień urlopu wybrali się na Hintertux. Do zajętej przez gdańszczan gondoli dosiedli się turyści. Młodzi, kaszlący i kichający.

Austrię opuścili 13 marca . W Gdańsku na wszelki wypadek sami zarządzili sobie kwarantannę, rezygnując ze spotkań z dziećmi.
Trzy dni po powrocie do domu, w poniedziałek 16 marca, u Magdaleny nagle, po powrocie ze spaceru z psem, pojawił się kaszel, gorączka, dreszcze. Tej samej nocy przed szpitalem zakaźnym został pobrany wymaz. Aż sześć dni trwało oczekiwanie na wyniki.  Kiedy badania potwierdziły COVID, stan gdańszczanki był już bardzo poważny. Magdalena karetką na sygnale została przewieziona do 7. Szpitala Marynarki Wojennej, wówczas szpitala jednoimiennego dla chorych ciężko przechodzących zakażenie SARS-CoV-2. W szpitalu spędziła miesiąc.
Okazało się, że zakaził się także jej mąż. Tomasz chorobę przeszedł w domu.
Kiedy personel medyczny walczył o życie i zdrowie Magdy, ona starała się - w miarę możliwości - robić notatki. Zapiski mówiące o bólu i strachu, a także o wielkim poświęceniu lekarzy i pielęgniarek trafiły do naszej redakcji. Przejmujący pamiętnik "numeru 22 z czasów zarazy" opublikowaliśmy pod koniec kwietnia na łamach "Dziennika Bałtyckiego".
Pół roku później pytana o samopoczucie Magdalena odpowiada, że tak naprawdę zarówno ona, jak i Tomasz, nie uporali się jeszcze ze skutkami zakażenia.

- Ustawiłam sobie w głowie, że się czuje dobrze - mówi Magdalena Perepeczko. - Niestety, prawda jest zupełnie inna. Ta choroba ma swoją następną odsłonę. Po kilku miesiącach od wyzdrowienia, w czerwcu i w lipcu, straciłam co najmniej połowę włosów. I przyznam, że to mnie zaskoczyło. Jestem też szczuplejsza niż byłam przed chorobą. Muszę świadomie jeść.

Do tej pory nie wrócił całkowicie smak i zapach. Za to włosy już odrastają, chociaż wymagało to pewnych zabiegów.
Tomasz nie stracił zmysłów smaku i powonienia, za to do dzisiaj nie może porządnie odetchnąć.  - Miał holtera, zrobił prześwietlenie płuc, wszystkie niezbędne badania, ale nic nie wykazały - słyszę od Magdaleny. - Cały czas szukamy przyczyn. Jego wydolność jest też nieco mniejsza niż przed koronawirusem.
U niej siły wracają. Jeździ na rowerze. Stara się dwa razy w tygodniu przejechać nieco ponad 20 kilometrów. Chodzi na długie spacery.
Niedawno zrobiła badania na obecność przeciwciał na wirusa SARS-CoV-2. Na szczęście ma te przeciwciała.

-  Mimo wszystko nadal nakładam maseczkę w miejscach publicznych - mówi. - Dezynfekuję ręce. I dziwię się tym, którzy tego nie robią. A czy izoluje się pani? -pyta na koniec rozmowy.

Kiedy odpowiadam, że w miarę możliwości staram się izolować, słyszę: -To dobrze.. Nikomu nie życzę, by przeszedł to, co ja.

Paweł, numer między 1000 a 1500
Paweł nie chce, bym podawała jego prawdziwe imię i miejsce pracy. Jest lekarzem z Pomorza, jednym z ponad pół tysiąca zakażonych koronawirusem pracowników medycznych w naszym województwie. Ma niespełna 40 lat.Jest sprawny fizycznie, dużo ćwiczył. Do momentu zachorowania nie miał problemów ze zdrowiem.

Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!

A teraz jak się czuje?

- Ciężkie pytanie   - wzdycha lekarz.-  Powoli idzie ku lepszemu. Choć minęły już ponad dwa miesiące od zakażenia nadal moja wydolność jest słaba. Podbiegnięcie, zwykłe przyspieszenie kroku wymaga sporego wysiłku. Czuję się, jakbym dopiero wczoraj wstał z łóżka po ciężkiej grypie.

Zakaził się w pierwszej połowie sierpnia. Jak? Prawdopodobnie w pracy. - Praktycznie spędzałem tam całe dnie - mówi. -. Wśród moich pacjentów byli także turyści, którzy przyjechali na Pomorze z rejonów, gdzie wówczas notowano gwałtowny wzrost zakażeń. Na przykład ze Śląska i Małopolski. Nawet jeśli były to osoby bezobjawowe, to zakażały. W takim Wejherowie personel zakaziła pacjentka, która po tym, jak przejechała przez cały szpital, oznajmiła, że może mieć COVID.
Zasady ostrożności były oczywiście przestrzegane. Zarówno personel medyczny, jak i pacjenci nosili i nadal noszą maski. Jednak lekarz już wie, że osoba wysoko zakaźna może rozsiewać wirusa nawet w maseczce. A na SARS-CoV-2 szczególnie wrażliwe są osoby, u których z różnych powodów spadła odporność. -Wszyscy zakażeni lekarze, których znam, nie dosypiali, jadali nieregularnie, byli przemęczeni - wylicza Paweł. - Lipiec i sierpień to dość nerwowy okres, nałożył się sezon urlopowy, napływ pacjentów -turystów.
Początkowo nikt nie rozpoznał, że lekarz zachorował na COVID-19.

- Zaczęło się w pewną sierpniową środę od silnego bólu mięśni, kolan i biodra - wspomina. - Jeździłem na motocyklu, byłem przekonany, że mnie przewiało. Potem koledzy ortopedzi uznali, że wypadł mi dysk i zaczęli wysyłać mnie do neurochirurga na operację. Nie miałem też gorączki. Wręcz przeciwnie, kiedy przed wejściem do pracy rutynowo sprawdzano temperaturę, termometr pokazywał u mnie z reguły 35,5 st. C, albo i niżej.  Odczuwałem też coraz silniej niesamowite zmęczenie.Był to jednak czas, gdy dużo pracowałem, czasem nawet szesnaście godzin dziennie, więc kładłem to na karb przemęczenia.

W sobotę nagle wyskoczyła gorączka, nieco powyżej 38 st. C, doszedł katar. W niedzielę opanowała go już totalna niemoc. Nie mógł ruszyć ręką i nogą, nie był w stanie podnieść niespełna rocznego dziecka.. Do toalety szedł trzymając się ściany. W pewnym momencie, jakby przez naciśnięcie włącznika, odcięło mu węch i smak.  W ciągu dnia włączyła się duszność spoczynkowo-wysiłkowa, która po jakimś czasie zmieniła się na duszność wieczorną. Po położeniu się do łóżka nie byłe już w stanie rozmawiać.
Wiedział, że to coś nietypowego. Miał przyjmować pacjentów we wtorek, więc w poniedziałek wziął wolne. Tego samego dnia zrobił sobie test na SARS-CoV-2.. Wyszedł dodatni.

I tak Paweł znalazł się w sierpniowym raporcie o kolejnych zakażeniach na Pomorzu. Gdzieś między tysięcznym a tysiąc pięćsetnym przypadkiem.

- Przeniosłem się z rodziną z bloku w Trójmieście do domu rodziców - wspomina. -. Z ogródkiem. Mam dwoje małych dzieci, było lato, nie wyobrażałem sobie, że będziemy tłoczyć się w mieszkaniu na piętrze, bez dostępu do skrawka zieleni. Jako lekarz postanowiłem leczyć się w domu, pod kontrolą koleżanki, pracującej w szpitalu zakaźnym poza Pomorzem.  Zaleciła mi sterydy doustne, leki przeciwkrzepliwe plus osłonowe na żołądek. Dała mi wytyczne, powiedziała, kiedy powinienem wzywać karetkę. I chyba dzięki temu, że szybko zostały włączone leki, nie skończyłem "na rurze", czyli pod respiratorem. I w ogóle przeżyłem.

 Kiedy po kilku dniach poczuł się lepiej, zadzwonił do koleżanki ze szpitala zakaźnego z radosną wieścią. A ona na to: - Uważaj, będzie jeszcze gorzej. Nie uwierzył.
- Ta choroba oszukuje - mówi dziś Paweł.. - Mija pięć dni i jest poprawa. Człowiek myśli, że teraz to już wszystko pójdzie z górki,  a tu w 10-12 dniu pojawia się nawrót.
I jak zapowiadała lekarka-zakaźnik, wszystko wróciło. Pojawiła się mieszanka totalnej niemocy z dusznością.  - Zamieniłem się w 80-letniego staruszka - opowiada doktor. - . Osoby, które ze mną rozmawiały, twierdziły, że byłem otępiały. U młodych ludzi pojawia się jeszcze jeden skutek uboczny zakażenia - udary. Zwłóknienie w płucach powodują mikro zatory. Stąd konieczność włączenia leków przeciwkrzepliwych.
Paweł wspomina jednego z zakażonych kolegów lekarzy, u którego wystąpił początkowo wynik ujemny, potem pojawiła się wysoka gorączka. Ostatecznie trafił do szpitala w stanie ciężkim. Miał zajęte dwa płaty płuc.
Tym, którzy lekceważą epidemię, Paweł odpowiada krótko: -Duszności nikomu nie polecam. Różne rzeczy w życiu widziałem, ale poczucia, że na klatce piersiowej leży kilkukilogramowy ciężar, jeszcze nie miałem. Dlatego jeśli podejrzewacie, że to COVID -19, nie zwlekajcie z podjęciem leczenia. Objawy się rozwijają. W moim przypadku szybkość podjęcia terapii miała ogromne znaczenie.
U lekarza objawy utrzymywały się przez trzy tygodnie. Bóle mięśniowe ustąpiły po trzech dniach, gorączka po jednym. Duszność po 12 dniach. Ale praktycznie jeszcze nie wrócił do normy.

Na szczęście nie zakaził ani żony, ani dzieci. Nie zakaził też kolegów i koleżanek z pracy.
Paweł do pracy wrócił w drugiej połowie września.

Mateusz, numer między 5300 a 6200
Mateusz Bulwan jest najmłodszym moim rozmówcą. Ma 27 lat, jest absolwentem Politechniki Gdańskiej. Mieszka w Gdańsku, pracuje w Gdyni, w firmie zajmującej się automatyką. Czy chce pozostać anonimowy? Może być po nazwisku, rzuca.. Tyle osób już choruje, nie jest sam.
Z sąsiadem spotkał się we wtorek, 22 września. Wybrali się na rowery, wracali jednym samochodem. Następnego dnia sąsiada chwyciła już infekcja, pojawił się u niego kaszel i gorączka. W sobotę, 26 września sąsiad spytał Mateusza o samopoczucie. Coś już podejrzewał...

- Rano jeszcze było dobrze, ale już w sobotę wieczorem odczuwałem zmęczenie - mówi Mateusz. - Zmierzyłem temperaturę, miałem 38,3 st. C. W niedzielę gorączka wzrosła do 38,7 st. C, by w poniedziałek nagle spaść do normalnego poziomu. Innych objawów typowych dla COVID nie miałem. Ani kaszlu, ani zaburzeń smaku.

Tydzień po naszym spotkaniu sąsiad pojechał zrobić test. Był pozytywny. Zgłosił Mateusza do sanepidu jako kontakt. Zadzwonili do niego jeszcze 30 września, już 1 października pojawił się wymazobus. Samotny ratownik, patyczek,5 minut. W piątek ok.16 dowiedział się, że wynik jest pozytywny.
Okazało się, że sąsiad kilkanaście dni wcześniej wrócił z "koronawesela". Oprócz niego i żony imprezę z dodatnim wynikiem na obecność wirusa opuściło jeszcze jedna para. Kolejne pary, które bawiły się na weselu nadal czekają na wyniki.
- Przekazano mi, że przez dziesięć dni, do niedzieli 11 października potrwa moja samoizolacja  - opowiada Mateusz.-. Lekarz rodzinny   już raz ze mną rozmawiał, podczas zaplanowanej na piątek, 9 października  teleporady zadecyduje co dalej.
Zauważył, że węch ma teraz trochę słabszy. Na szczęście zupełnie się nie wyłączył, kiedy Mateusz przytyka nos do czosnku czy wypełnionego po brzegi śmietnika - coś tam czuje.  No właśnie śmieci. Ma z nimi kłopot. Nie wie, jak wyrzucić kolejne, zapełniane worki.

- Myśli pani, że jak poproszę policjanta, który bada, czy jestem w domu, że pomoże? - zastanawia się Mateusz.

Mateusz mieszka sam. Wcześniej poprosił kolegę, by zrobił mu zakupy. Pracuje w tej chwili zdalnie. Nie nudzi się. Czyta książki, rozmawia z rodziną i znajomymi. Znajomi byli początkowo zaskoczeni, teraz każdy przyjął to do wiadomości. Nie czuje z tego powodu ostracyzmu.
- Mam nadzieję, że nikogo wcześniej nie zakaziłem - mówi Mateusz. - Wprawdzie zanim pojawiły się objawy chodziłem do pracy, ale w pokoju siedziałem sam. Zaglądałem do kolegów w innych pokojach, ale do dziś żaden nie skarży się na zdrowie.
Liczy na to, że choroba nie przyniesie już żadnych dodatkowych dolegliwości, a on niebawem wróci do pracy i kontaktu z ludźmi. Ale - podkreśla - maseczkę będzie nosił. Nie jest pewien, czy przechorowanie da mu odporność na stałe. W dodatku nawet jeśli nie zachoruje, to może przecież zarażać.
O tym, że COVID niesie więcej pytań, niż odpowiedzi, mówi także Paweł.
- Tak naprawdę jednak do tej pory niewiele wiemy na temat  koronawirusa   - uważa lekarz. - Jedyny schemat, jaki pojawia się u osób, które zakaziły się wirusem i ciężko przeszły chorobę to niehigieniczny tryb życia. Jest np. teoria, że osoba ciężko przechodząca COVID zakaża mniej, niż wysokozakaźna osoba bez objawów. Może coś w tym jest, ale ostatecznego potwierdzenia tej tezy jeszcze nie ma. Także wymieniana jeszcze niedawno wśród wskazań do przeprowadzenia testów wysoka gorączka u mnie wystąpiła incydentalnie. Przez całą chorobę moja temperatura utrzymywała się między 35,3 a 35,8 st. C.
-Koronawirus to ściema?- pytam Mateusza.

- Halo, jestem przykładem, że to nie ściema! - odpowiada młody inżynier.-. Jest nas jeszcze stosunkowo mało, ale będzie więcej.

Według Pawła - o wiele więcej. - Obawiam się, że każdy z nas kiedyś zetknie się z tym wirusem - twierdzi. -. Dlatego też warto dbać o odporność, prowadzić zdrowy tryb życia, wysypiać się, dobrze jeść, prowadzić aktywność fizyczną - to niweluje ciężkie objawy.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki