Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Córka w Niemczech, syn w Szwecji. A mnie... jest tu dobrze, ja sobie radzę - mówi pani Zosia

Beata Gliwka
Jak stoi wózek, to znaczy, że pani Zosia jest. - Te puszki pozbieram. Tylko przyszłam do domu zagrzać się, bo to zimno - zapewniła stojąc w drzwiach nieogrzewanego od miesięcy mieszkania
Jak stoi wózek, to znaczy, że pani Zosia jest. - Te puszki pozbieram. Tylko przyszłam do domu zagrzać się, bo to zimno - zapewniła stojąc w drzwiach nieogrzewanego od miesięcy mieszkania Beata Gliwka
Odrapane drzwi, bez klamki, uchylają się. Starsza kobieta w kożuchu do kostek, grubej chuście zakutanej wokół głowy, na rękach… skarpetki, uśmiecha się życzliwie… To pani Zosia. „Makabra” sąsiadów.

Zgodnie z zapowiedzią sąsiadów, do środka zaproszenia nie było. I może dobrze, sądząc po zapachu z mieszkania. Przez szparę w drzwiach widać tylko skrawek odrapanych ścian i pustkę. Dobiegające ze środka histeryczne szczekanie też nie brzmi zachęcająco.

Jak mówią sąsiedzi, od długiego już czasu pani Zofia nie ma prądu, nie gotuje, żywi się po śmietnikach i tym, co zdąży kupić, zanim przetraci pieniądze, co zabiera jej góra kilka dni. Nie myje się, zresztą w mieszkaniu nie ma łazienki, nie sprząta, psa nie wyprowadza od kilku lat. Meble i sprzęt wyniosła albo sprzedała na złom. W mieszkaniu, na zgniłej podłodze, zalegają stosy śmieci i brudu. Od jakiegoś czasu składowisko zaczęła robić też na podwórku.

- Jak można tak żyć? - pytają sąsiedzi, oni sami już nie dają rady. Dawno przestali zapraszać do siebie rodzinę czy znajomych. Sami z trudem tu wytrzymują.

- Na święta przyjechał z Londynu mój syn. Mówi „mama sorry, nie przyjdę do ciebie, bo ja nie mogę wejść na to podwórko”. A wnuczka 8-letnia weszła, zatkała nos i szybko uciekła. Makabra.

Zresztą zapuka pani, niech uchyli drzwi…- mówi jedna z nich. - A teraz jest zima, drzwi na dwór ciągle otwarte, więc jakoś da się wytrzymać, ale wiosną, latem?

- Nie pali w piecu, ciepłego nie je, światła nie ma, jak tak można egzystować? A ten brud w mieszkaniu, pety? Zagraża swojemu życiu i nam. Zresztą już nieraz wygrażała, że „wywali tę chałupę” - dodaje druga. - Jakby ją opieka gdzieś zabrała, to przynajmniej ostatnie lata przeżyłaby jak człowiek, bo teraz to gorzej niż w chlewie...

Stary, nieocieplony budynek stoi praktycznie w centrum Człuchowa. To głównie mieszkania socjalne, oprócz tego należącego do pani Zofii, które jest komunalne i odziedziczone jeszcze po rodzicach. Luksusów nie ma. Wąziutki korytarz, strome schody, cementowe bunkry na podwórku to toalety. Ale jak wspominają mieszkańcy, kiedyś żyło się tu bardzo dobrze. Jeszcze trzy lata temu pani Zosia była zupełnie inną kobietą - zadbana, sympatyczna, w mieszkaniu czysto, na podwórku kwiaty… Czasami wypiła, ale kto czasem nie wypije?

- Ona naprawdę dbała o porządek. Poznałam ją, jak się wprowadziliśmy 12 lat temu - wspomina jedna z sąsiadek. - Najpierw musieliśmy zrobić generalny remont. Kiedyś byłam tak zmęczona, że mówię - pani Zosiu, umyję jutro korytarz, bo już nie mam siły. Odpowiedziała „Dobrze, spokojnie, ja to zrobię”. I faktycznie przychodzę następnego dnia - czyściutko. Razem sadziłyśmy kwiaty - ona przytargała konwalie, ja pelargonie… Od czasu do czasu prała, umyła się. Nie ma łazienki, ale miała taką dużą wannę. Często schodziliśmy się razem przy stoliku na podwórku na kawie. A teraz?

Powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają, sprawdziło się dosłownie. Gehenna zaczęła się bowiem jakieś trzy lata temu, kiedy pani Zosia otrzymała emeryturę. Od tego czasu ona z niecierpliwością czeka na 15. każdego miesiąca. Sąsiedzi również, ale ze strachem.

- I ma tę emeryturę piękną, bo prawie 1200 złotych, ja sama mam 680… Spokojnie mogła z niej żyć. I co się zrobiło? Wcześniej też lubiła wypić, ale się hamowała. Z MOPS-u dostawała część pieniędzy w bonach żywnościowych. Miała jedzenie, chodziła zadbana. Jak tylko dostała emeryturę, to powiedziała, że MOPS nic do niej nie ma i mogą ją pocałować - wspomina sąsiadka. - Teraz jedzenie przynosi ze śmietników. 2-3 dni po emeryturze potrafi wołać o 40 groszy, bo nie ma już nic. Od dobrych trzech lat nie wyprowadza psa, ten załatwia potrzeby w domu. Ona pijana, przewraca się, potrafi wyjść w płaszczu całym utytłanym w g… Pod spodem tylko cienkie rajstopy, jeden but taki, drugi taki, z gołym tyłkiem - tak chodzi i tak śpi.

- Jak dostała pierwszą emeryturę, to kupiła sobie mikrofalę. Włożyła w nią surowe ziemniaki, że będzie je piekła, smrodu narobiła, ziemniaki spaliła. Kupiła gazówkę dwupalnikową, postawiła na szafce, ale zaraz potem wyciągnęła na złom. Od prawie pół roku nie ma światła, bo nie kupuje prądu, opału też nie ma. Nawet herbaty nie zagotuje ani jedzenia. Co je? Jak ma parę groszy, idzie do marketu, tam mają z przeceny jakieś pierogi, to prosto z paczki je. Kiedyś przyszła do mnie, żebym jej dała wody gotowanej, bo znalazła pierś z kurczaka, mrożoną. Zalać jej gorącą wodą, to ona zje - opowiada druga z sąsiadek. - Koszmar. Do domu nikogo nie wpuszcza, jak była pani z MOPS, to też rozmawiały przez drzwi. Ale szczerze mówiąc, to i nikt by tam nie wszedł, bo już przy drzwiach trzeba nos zatykać.

Dzieci? Ma, ale są za granicą. Pojawia się ktoś raz na kilka lat. - W ubiegłym roku między świętami i nowym rokiem był jej syn, który mieszka w Szwecji. Przywiózł jakieś wino, dał pieniądze. Syna do domu też nie wpuściła. Rozmawiali na korytarzu. Potem poleciała do sąsiadki do góry wypić! - dodaje sąsiadka. - A na drugi dzień z pieniędzy od syna nic nie było. Kilka lat temu była u niej córka z Niemiec. Wyremontowała jej mieszkanie, przywiozła meble, łóżko. Łóżko kilka lat temu było już sprzedane na złom, bo metalowe. Do domu znosi mnóstwo rzeczy, pod domem zrobiła śmietnik. Brud, smród. Jak jej zwracamy uwagę, to mówi, że jej zazdrościmy. Nic do niej nie dociera.

Miejski Ośrodek Pomocy w Człuchowie zaoferował pani Zofii umieszczenie w Domu Pomocy Społecznej. Ale nie chce o tym słyszeć.

- A nie, nie chcę nigdzie iść. Mi tu jest dobrze, radzę sobie - mówi pani Zofia, stojąc w drzwiach zapuszczonego, zimnego lokum, które kiedyś było mieszkaniem. Jak żyje bez prądu, ogrzewania, bez łazienki?

- Pani, ja sobie kupię prąd. Czekam do 15. Mam dwa wiadra węgla. Śpię pod kołdrą z piór, jest mi ciepło. Chodzę szybko spać, bo nie mam tego prądu, ale sobie kupię. Ale ja chodzę szybko spać, rano wstaję sobie, wypiję kawę…

A jak gotuje?

- Bo nie mam tego prądu, to nie gotuję - odpowiada. - Ja sobie, pani, kupię maszynkę. Jak będzie prąd, to ja sobie tej zupy czy co kupię. A tak idę tu do sklepu, sobie kupię kiełbasy czy bigosowej czy zwyczajnej, bułki świeże. Bułki teraz nawet sobie zjadłam, napojem sobie popiłam.

W kożuchu, chuście siedzi pani w domu, w tym wieku powinna w cieple siedzieć, mieć jedzenie. Ma pani emeryturę… - dociekam.

- No, mam emeryturę. Ale ja się tam, pani, nie wstydzę. Czy wiszą puszki czy co, to sobie zbieram w tym koszu brudnym. Ja sobie puszki też sprzedam, tak że ja sobie radzę, pani, nie dam się przekupić.

Sprząta pani czasami, bo bardzo brudno i w mieszkaniu, i pod oknem - puszki, śmieci… - nie daję za wygraną.

- A tak, te puszki pozbieram. Tylko przyszłam do domu zagrzać się, bo to zimno. A to nie mam rękawiczek, zgubiłam. To ubrałam skarpetki, bo chcę iść na te puszki - śmieje się pani Zofia, pokazując na dłonie.

Że z psem nie wychodzę? - Z psem rano wychodzę, nieraz pani, bo nie mam smyczy, nieraz kaganiec mu ubiorę, bo on nie ugryzie na ulicy w kagańcu. Tak, że ja sobie poradzę, naprawdę.

Pijaństwo, awantury? - Ale! Pani. Nigdy! - oburza się. - Jak Boga kocham. Ja nawet do pani Kasi (pracownica opieki społecznej - dop. red.) powiedziałam - ja ani nikogo nie puszczam, żadnych koleżanek, ani żadnych kolegów, pani, nic! Mam, pani, chęć piwo sobie wypić, pójdę sobie kupię jedno piwo czy co. Sobie wypiję, posiedzę sobie, zapalę, bo i palę…

W połowie ubiegłego roku MOPS wystąpił do sądu z wnioskiem o umieszczenie pani Zofii w domu opieki bez jej zgody. - Nie mogliśmy pozostawić jej w takiej sytuacji, nawet ze względu na jej godność, ale też zagrożenia zdrowia i życia, jakie stwarza dla siebie - słyszymy w placówce.

Cały czas toczy się postępowanie w sądzie. Były już dwie sprawy, pani Zofia miała być badana przez biegłych. Jak mówią, umieszczenie kogokolwiek w ośrodku bez jego zgody nie jest prostą sprawą, ale nie było innego wyjścia.

- Korzystamy z narzędzi, jakie daje nam prawo, żeby pani Zosia znalazła się w godnych warunkach. Jeśli znajdzie się pod troskliwą opieką, nie wspominając o warunkach mieszkaniowych, to ma szansę się zmienić. Jest bardzo fajną kobietką i myślę, że byłaby zadowolona, choć teraz rzuca na nas wszelkie gromy - mówi Ewa Osinska, dyrektor MOPS. - My jesteśmy przygotowani. Nawet mamy już zaplanowane środki, bo przecież dla gminy utrzymanie mieszkańca w domu pomocy społecznej, to są ogromne koszty.

Trwa poszukiwanie kontaktu do dzieci pani Zofii. Ona nie jest w stanie podać żadnego. Ale chętnie o nich opowiada. Kiedy ostatnio je widziała?

- Córka przyjeżdżała z zięciem. W Niemczech mieszka. Teraz nie przyjeżdża, bo urodzi synka... córeczkę ma urodzić, synka? Syn, pani, mieszka w Szwecji. Już sześć lat z żoną, bo do Szwecji ją ściągnął, obkupił ją złotem i wszystko. Ona zapoznała tam Szweda, mieszka teraz ze Szwedem. Syna, podała o rozwód, w Słupsku odbyła się sprawa rozwodowa. Córka następna, najmłodsza, ma 24 lata, mieszka, pani, we Francji z barmanem, w Tuluzy - taka miejscowość. Tam mieszka. A ja nie chcę, ja chcę tu. Bo mąż, pani, nie żyje od 2005 roku…

Zimno daje się we znaki. - Do widzenia i życzę miłego dnia… - żegna życzliwie pani Zosia.

ZOBACZ TAKŻE: W 50 polskich miastach powstały "jadłodzielnie". Miejsca, w których można przekazać nadmiar żywności potrzebującym

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki