Zdaniem miejskich urzędników, to nie przypadek, a efekt tego, co w drugiej połowie ubiegłego roku wydarzyło się w Pucku.
W pierwszym półroczu 2012 r. do rodzinnej pieczy zastępczej trafiło w Gdańsku 56 dzieci. W drugim półroczu, a więc już po nagłośnieniu sprawy z Pucka, aż 76 dzieci, a tylko w pierwszej połowie tego roku bez opieki biologicznych rodziców zostało 67 maluchów.
- To paradoksalnie dobry efekt wzmożonej czujności służb i aktywności społecznej. Po dramacie w Pucku ludzie bardziej zaczęli zwracać uwagę na to, co dzieje się za ścianą - wskazuje radna Beata Dunajewska, szefowa Komisji Spraw Społecznych i Ochrony Zdrowia.
- Mimo to, że jest wielu asystentów rodziny w systemie pomocy i wielu pracowników, to dzieci nam przybywa. Dzieje się tak dlatego, bo "syndrom po-pucki" spowodował uwrażliwienie policjantów, sądów, prokuratorów, służb medycznych. Na przykład jest interwencja policji, policja zabiera dzieci, jeśli rodzina była pod wpływem alkoholu albo zagrożenie molestowania czy innej przemocy, natychmiast zawiadamia sąd, sąd ustnie wyraża postanowienie i przywożą dzieci do placówki, a my natychmiast musimy się tymi dziećmi zaopiekować - tłumaczyła na jednym z ostatnich posiedzeń Komisji Spraw Społecznych Janina Liedtke-Jarema, szefowa MOPR.
Dzieci porzucone czy odebrane, z różnych przyczyn, rodzicom biologicznym MOPR w pierwszej kolejności stara się umieszczać w rodzinach zastępczych, w ostateczności w placówkach opiekuńczych, które i tak są pełne. Urzędnicy mają już pomysł na bardziej kompleksowe wsparcie trudnych rodzin...
Jaki? Czytaj WIĘCEJ na ten temat w papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" z 25 września br., gdzie znajduje się pełna wersja artykułu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?