Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co zrobić gdy dziecko boi się szkoły?

Agata Grzegorczyk
G.Mehring
Jak wesprzeć dziecko w uczynieniu pierwszego kroku przez próg szkoły oraz jak pomóc mu pozbyć się lęku pojawiającego się na samą myśl o pierwszym dzwonku - radzi dr Edyta Sinacka-Kubik w rozmowie z Agatą Grzegorczyk

Już za niespełna dwa tygodnie świeżo upieczeni pierwszoklasiści usłyszą szkolny dzwonek. Wiele dzieciaków nie może się już doczekać tej chwili, ale mnóstwo jest i takich, które nie chcą nawet o tym myśleć. Jak je przekonać, że szkoła nie jest wcale taka straszna, jak im się wydaje?

Żeby mówić o przekonywaniu, najpierw musimy zastanowić się nad przyczyną tego lęku. A przyczyn może być wiele. Na przykład lęk rodziców. Bywa tak, że to my boimy się, że nasz maluch sobie nie poradzi. I choć może wydawać się nam, że tego lęku w żaden sposób nie uzewnętrzniamy, dziecko go wyczuwa.

A skoro widzi, że rodzic się boi, to dla niego znak, że coś musi być na rzeczy.

Rodzic to wzór, dorosły. Jeśli ktoś taki się boi, to jak dziecko ma się nie bać? Druga sprawa to znowu rodzice, a jeśli nawet nie sama mama czy tata, to babcia, wujek, ciocia, starszy kuzyn, którzy... straszą malucha. Często robią to zupełnie nieświadomie. Ale zdania, rzucone nawet żartem, typu "No, teraz to się zacznie", "Teraz to już koniec zabaw, będzie się trzeba wziąć do roboty, przysiąść nad książką" i tak dalej, mogą wywołać u dziecka lęk. Bo, i tu przechodzimy do trzeciej przyczyny, naturalną zupełnie rzeczą, nie tylko przecież u dzieci, jest lęk przed nieznanym. Dorosły też często denerwuje się, idąc na przykład do nowej pracy. Maluch też ma prawo. Dziecko czasem boi się, bo nie wie, czego ma się spodziewać, co na nie czeka w tej szkole, co tam się będzie działo, co będzie tam robić. A do tego dochodzi czasem jeszcze jedna ważna sprawa, jaką jest lęk separacyjny. Dla wielu dzieci szkoła oznacza pierwsze rozstanie z mamą, babcią czy nawet opiekunką. Myślą: "Zostanę sam". Taki lęk może dotyczyć nawet dzieci, które chodziły wcześniej do przedszkola, które jednak były już "oswojone" z rozstaniami z mamą.

Ale tym dzieciom chyba jest łatwiej go pokonać.

Na pewno. Mają już utrwalony pewien rytuał. "Wstaję rano, mama czy tata prowadzi mnie gdzieś i tam zostaję bez nich". Jest to już coś znanego, ale bywa, że zmiana miejsca, w którym dziecko ma być pozostawione, powoduje znowu lęk przed byciem bez mamy.

Co więc możemy zrobić, by wesprzeć dziecko na początku tej nowej drogi życia?

Uwierzyć, że mu się uda, że poradzi sobie. I budować taką wiarę u dziecka. Podkreślać jego zdolności, możliwości, sprawność. Opowiedzieć trochę, co będzie się w szkole działo. Podbudować trochę, mówiąc: "Jesteś już duży", "Nie taki maluch, jak w przedszkolu" i tak dalej. Warto też zabrać dziecko na zakupy. Pozwolić wybrać nowe kredki, piórnik, farbki, na przykład z ulubionym bohaterem z bajki. Będzie się cieszyć, że niedługo będzie mogło tego użyć, pokazać kolegom. Warto pozwolić obejrzeć też nowe książki. A przy okazji dzieciom, które wcześniej tego nie robiły, pokazać trochę pracy z książką. Może nie z tą szkolną, ale warto posadzić przy stoliku, jeśli wcześniej rysowało tylko leżąc na dywanie. Dać do rozwiązania jakieś proste zadania z książeczki dostosowanej do wieku i możliwości dziecka. Podszlifować te umiejętności, które będą w szkole przydatne, czyli samodzielne wiązanie butów, ubieranie się, zapinanie guzików. Żeby stres w pierwszych dniach się nie powiększał poprzez sytuacje typu "cała klasa przebrała się już, żeby wyjść na podwórko i czeka aż nasza Zosia skończy".

Czytaj także:Trójmiejskie sześciolatki idą do szkoły

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Pójść z dzieckiem wcześniej na spacer w okolice szkoły i pokazać budynek?

Na pewno. Jeśli uda się wejść do środka czy nawet do sali, w której się będzie dziecko uczyć, to jeszcze lepiej. W niektórych szkołach jest taka możliwość. Przy wielu powstały też place zabaw. Warto i je pokazać, powiedzieć, że szkoła to wcale nie koniec zabaw, że to nie tylko nauka.

Podstawówka jest często blisko miejsca zamieszkania, czy szukać dzieci, które trafią do tej samej klasy i spróbować zorganizować spotkanie?

Na pewno warto popytać sąsiadów, znajomych, czasem w szkołach są wywieszone listy uczniów. Dziecku na pewno będzie raźniej przekroczyć próg szkoły z kimś, kogo już zna. A nawet jeśli nie uda się zorganizować spotkania z kimś z tej samej klasy, to warto i z sąsiedniej czy nawet starszej. Albo po prostu z rówieśnikiem, który też idzie do szkoły. To zawsze pomaga.

A co z dziećmi, które w ogóle boją się swoich rówieśników, w grupie zamiast się bawić, trzymają się spódnicy mamy?

Często się boją, bo wcześniej nie miały takich kontaktów, nie wiedzą, czego się spodziewać po innym dziecku, nie mają pojęcia, czego to dziecko od nich może chcieć. Wtedy tym bardziej warto popróbować takich spotkań. Choćby z dziećmi z rodziny, sąsiadów. W takim wypadku warto też porozmawiać wcześniej z wychowawczynią i poprosić ją na przykład o zorganizowanie najpierw zabaw czy zajęć w mniejszych grupach. By dziecko najpierw oswoiło się z Jasiem, Stasiem i Zosią. Mniejsze forum zawsze jest mniej straszne niż duże.

A wychowawczyni się nie obrazi za takie sugestie?

Nie powinna. Teraz w szkołach, szczególnie w najmłodszych klasach, panuje właśnie taki trend prowadzenia zajęć - w małych grupach. To dobra metoda.

A przekupywanie dziecka? Jak pójdziesz do szkoły, kupię ci rower albo zapiszę na balet, jazdę konną czy karate. To może pomóc?

To nie jest właściwa droga. Może doprowadzić do sytuacji, w której kupować będziemy każdy kolejny dzień czy tydzień. Można inaczej -nagrodzić dziecko, jeśli sobie dobrze poradziło. I raczej zajęciami niż rzeczą. Przekupywanie stawia nam na głowie system nagradzania. A to nie jest dobre.

Spotkałam się z sytuacją, w której dyrektor szkoły na pierwszym zebraniu z rodzicami pierwszoklasistów mówił, że nie wolno stać przy drzwiach stołówki podczas przerwy obiadowej i obserwować, jak dziecko je. A skoro jest zakaz, to pewnie nie bez przyczyny, i są rodzice, którzy chcą to robić. Czy tego typu kontrola jest dobra dla naszej pociechy?

Jeśli mamy w domu niejadka i obawiamy się, że w szkole nie zje obiadu, uczulmy na to wychowawczynię. Jeśli nie ją, to starsze dziecko sąsiadów, brata, siostrę. Jeśli dziecko nie ma doświadczenia w samodzielnym jedzeniu, to jeszcze jest czas, by to nadrobić. Obserwowanie dziecka w szkole to raczej sposób na nasz własny lęk niż malucha. Jeśli pomaga, to nie jest to nic złego. Ale trzeba to zrobić tak, żeby dziecko nie widziało. Stanie pod stołówką na pewno nie jest dobre, bo maluch będzie interesował się mamą, a nie jedzeniem i naprawdę tego obiadu nie zje. No i warto pamiętać, że najlepszą zachętą dla niejadka jest właśnie towarzystwo innych, jedzących z ochotą, dzieci.

Zresztą to chyba trochę obciach dla dziecka. Matka w szkole, przy szybie...

Dla takiego małego dziecka nie. Pierwszak nie zna jeszcze takiego pojęcia. Nie tylko z nazwy. Wizyta matki, nawet zaglądającej przez szyby do stołówki, to żaden wstyd w mniemaniu malucha. Ale wydarzenie. Dlatego wszelkiego rodzaju obserwacje, jeśli już nie możemy się bez nich obejść, powinny być dokonywane tak, by dziecko nas nie zobaczyło. Bo wizyta mamy czy taty kojarzy się przede wszystkim z końcem zajęć i udaniem się do domu. Nawet jeśli dziecko w szkole zostaje chętnie, w tej sytuacji, jeśli mama odejdzie i go nie zabierze, może być rozpacz.

Czytaj także:Trójmiejskie sześciolatki idą do szkoły

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki