Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co to znaczy być Ukraińcem w Gdańsku? Opowiada Elżbieta Krzemińska

Dariusz Szreter
Były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko podczas wizyty w Gdańsku. Pierwsza z lewej - Elżbieta Krzemińska
Były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko podczas wizyty w Gdańsku. Pierwsza z lewej - Elżbieta Krzemińska archiwum prywatne
Niektórzy Ukraińcy są w Unii Europejskiej już od 9 lat. O dziejach i teraźniejszości ukraińskiej diaspory opowiada Elżbieta Krzemińska, działaczka Związku Ukraińców w Polsce.

Przewodnicząca Oddziału Pomorskiego i gdańskiego koła Związku Ukraińców w Polsce Elżbieta Krzemińska przychodzi na spotkanie w redakcji wprost ze studia TVP Gdańsk, gdzie występowała w "Panoramie".

- Mamy teraz swoje pięć minut - mówi z uśmiechem. - Normalnie trudno nam się przebić do mediów, a jeśli już temat ukraiński powraca, to zwykle przy okazji kolejnej rocznicy tragedii wołyńskiej. Komentarze nie są wtedy zbyt przychylne, czemu zresztą trudno się dziwić. Ale czasem zdarza się taki cud jak teraz, kiedy stosunek Polaków do Ukraińców się zmienia.
Liderka gdańskiej diaspory docenia to, że Polska była głównym krajem, który aktywnie działał na rzecz stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską, ale zauważa, że to od samej Ukrainy zależy, czy będzie chciała skorzystać z tej możliwości.
- Nasi przodkowie nigdy nie żyli na terenie dzisiejszej Ukrainy, ale interesujemy się tym, co się dzieje w Kijowie, i popieramy dążenia naszych rodaków do integracji z Unią Europejską. Dlatego też wspieramy i współorganizujemy wiece poparcia, które się odbywają w całej Polsce. To jest zresztą fenomen, bo o ile dziewięć lat temu były one organizowane głównie przez Ukraińców z Polski, o tyle obecnie aktywnymi uczestnikami, a często także inicjatorami są często młodzi Ukraińcy, którzy przyjechali tu niedawno - na studia czy do pracy.

Akcja "Wisła" nieskończona
Tych, którzy są tu od zawsze, a w każdym razie od czasów Rusi Kijowskiej, jest w Polsce około 51 tys. Tylu obywateli RP zadeklarowało narodowość ukraińską w spisie powszechnym w 2011 roku. Elżbieta Krzemińska uważa jednak, że jest ich więcej. W samym województwie pomorskim - kilkanaście tysięcy.

- Nie do wszystkich rachmistrzom spisowym udało się dotrzeć, a część osób, szczególnie tych starszych, które dużo przeszły, po prostu nie miała odwagi przyznać się, kim są - przekonuje.

W ostatnim roku wojny, kiedy linia Curzona odcięła wschodnie tereny II Rzeczypospolitej, po zachodniej, polskiej stronie żyło około 600 tys. Ukraińców. Trzy czwarte z nich zostało niebawem deportowanych na teren Ukrainy radzieckiej, a pozostałych wywieziono na tzw. ziemie odzyskane podczas akcji "Wisła".

- Skutki akcji "Wisła" trwają do dziś - tłumaczy Elżbieta Krzemińska. - Przed wojną wszystko było ułożone: istniały całe wsie ukraińskie, gdzie były szkoły, biblioteki, czytelnie, a nawet spółdzielnie. Teraz jest duże rozproszenie, wiele zależy od aktywności lokalnych liderów. Nie każdy może pracować zawodowo i jeszcze udzielać się społecznie. Asymilacja części młodego pokolenia jest nieunikniona. Wyjeżdżają tam, gdzie nie ma ośrodków kulturalnych ani religijnych, tworzą się rodziny mieszane narodowo, trudno przekazać tradycję.

Pod okiem bezpieki

Wysiedlani w 1947 roku zostali podzieleni na trzy kategorie: A, B i C, w zależności od stopnia podejrzenia o skłonność do podjęcia działalności wywrotowej. Od tego zależały też miejsce i sposób osiedlenia. Po 1956 roku Ukraińcy dostali prawo do zrzeszania się, ale działacze byli pod lupą bezpieki. Elżbieta Krzemińska pamięta dyskretną kontrolę służb specjalnych jeszcze w latach 80., kiedy występowała w ukraińskim chórze, zespole tanecznym i grupie teatralnej.

W gorszej sytuacji był Kościół greckokatolicki, którego wyznawcami jest większość polskich Ukraińców.
- Choć nie został, tak jak w USRR, oficjalnie zlikwidowany, to jednak w praktyce nie był przez cały okres PRL uznawany - wyjaśnia Elżbieta Krzemińska. - Dopiero pod koniec lat 50. władze zgodziły się na utworzenie kilkunastu tak zwanych ośrodków duszpasterskich. Po 1989 roku zaczęły oficjalnie powstawać parafie. Gdańska od 1997 roku ma siedzibę w kościele św. Bartłomieja, teraz pod wezwaniem św. Bartłomieja i Opieki Przenajświętszej Bogurodzicy.

Kiedy władze poluzowały politykę wobec Ukraińców, część zaczęła się na powrót przenosić na południowy wschód, głównie do Przemyśla. Proces ten nasilił się w latach 90., ale ma ograniczony zasięg.

- Nie uchwalono ustawy o reprywatyzacji, w związku z czym nie ma możliwości domagania się zwrotu tego, co ludzie stracili w 1947 roku - mówi szefowa gdańskiego oddziału ZUwP. - Poza tym w Przemyślu trudno o pracę. Jeśli ktoś wraca, to ze względów sentymentalnych, nie ekonomicznych. Ważniejszy jest raczej powrót symboliczny: opieka nad tamtejszymi cerkwiami i cmentarzami.

W Przemyślu mieści się także siedziba metropolity greckokatolickiego oraz Narodnyj Dim, centrum ukraińskiej kultury narodowej. Piękny gmach w stylu karpackim wybudowano na początku XX w., ze składek miejscowych Ukraińców. Nieremontowany i zniszczony budynek związek mógł odkupić dopiero w 2011 roku.

Scheda po teściu

Ojciec Elżbiety Krzemińskiej pochodzi z miejscowości Krajna, w gminie Bircza, na terenie dzisiejszego województwa podkarpackiego. Jego 10-osobową rodzinę, mieszkającą w jednym dużym domu (on, jego mama, czyli babcia Elżbiety, bracia z żonami i dziećmi oraz siostra z mężem), w 1947 roku wysiedlono do trzech różnych miejscowości. Tata z babcią trafili do Białego Boru.

Rodzinę mamy, która pochodziła z okolic Lubaczowa, wysiedlono nie do wsi, ale do kolonii w lesie, gdzie nawet dziś nie dochodzi droga. Dziadkowie wiedzieli, że aby córka coś w życiu osiągnęła, musi się kształcić, i posłali ją do liceum pedagogicznego. Jako nauczycielka zaczęła pracę w Białym Borze. Tam poznała swojego przyszłego męża.

- Mama uczyła w polskiej szkole. W pokoju nauczycielskim zawsze była "inna". Żeby tego nie potęgować, posłała mnie do polskiej szkoły, choć Biały Bór to jedna z pięciu miejscowości w Polsce, obok Przemyśla, Bartoszyc, Górowa Iławeckiego i Legnicy, gdzie istnieje szkoła z wykładowym ukraińskim. Mijałam ją codziennie przez osiem lat po drodze do polskiej szkoły. W domu rodzice mówili po ukraińsku. Rozumiałam, ale odpowiadałam im po polsku. Edukację narodową tak naprawdę zawdzięczam Gdańskowi, gdzie przyjechałam na studia w latach 80. Były wieczornice, dyskusje, książki, wtedy jeszcze w większości zakazane, przywożone z Zachodu, nauka literackiego ukraińskiego, bo my mieliśmy wymowę "galicyjską"
Tu też Elżbieta poznała swojego męża. Jej teść, Paweł Krzemiński, od 1956 roku był jednym z najaktywniejszych działaczy ukraińskich w Polsce. Można powiedzieć, że ona, angażując się w działalność w związku, kontynuuje jego dzieło.

Przetrwać można, ale rozwijać się trudno

Marzeniem przewodniczącej zarządu gdańskiego koła ZUwP jest własna siedziba. Wcześniej mieli lokal na Długim Targu. Kiedy go stracili po 50 latach, miasto zaoferowało miejsce w filii Pałacu Młodzieży przy ul. Aksamitnej. Lokalizacja jest bardzo dobra, bo nieopodal znajduje się parafia greckokatolicka, a w pobliskiej Szkole Podstawowej nr 57 czynny jest międzyszkolny punkt nauczania języka ukraińskiego.

- Mamy tu więc takie małe centrum - mówi Elżbieta Krzemińska. - Ale umowa na wynajem tego miejsca kończy się za cztery lata. Kto wie, jakie będą dalsze plany pałacu po tym okresie?

Siedziba służy przede wszystkim pracy artystycznej. Gdańsk jest jednym z najaktywniejszych ośrodków kultury ukraińskiej, oprócz zespołów muzycznych działa tu też młodzieżowa grupa teatralna Nawpaky, pod kierunkiem znanej z filmu "Olena" Oksany Terefenko. Od 1977 roku organizowany jest także doroczny Jarmark Młodzieżowy, na który oprócz wykonawców krajowych, takich jak Chutir, Berkut czy Horpyna, przyjeżdżają gwiazdy estrady ukraińskiej.

- Dzięki dofinansowaniu i grantom przetrwać można, ale rozwijać się trudno. W budżecie ukraińskiego MSZ teoretycznie są duże środki na diasporę na całym świecie, ale do Polski jakoś trafiają z rzadka.

Za swój główny cel ZUwP stawia sobie zachowanie tożsamości narodowej na tych ziemiach, gdzie Ukraińcy w Polsce, nie zawsze z własnego wyboru, żyją. Bywa, że ich działalność wkracza na inne, niespodziewane tereny.

- Kiedyś przyjechali do nas młodzi ludzie ze wschodniej Ukrainy, z rodzin rosyjskojęzycznych, ale znający ukraiński ze szkoły - relacjonuje Elżbieta Krzemińska. - My, Ukraińcy, uwielbiamy śpiewać. Każda uroczystość zaczyna się lub kończy wspólnym śpiewaniem. Kiedy odśpiewaliśmy przy naszych gościach wszystkie ulubione pieśni, oniemieli. Okazało się, że większości z nich nie znali. Stwierdzili, że dopiero tu, w Gdańsku, dowiedzieli się, co to znaczy być Ukraińcem.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki