Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężki los pań do „towarzystwa” na kościerskich ulicach

Maciej Wajer
Archiwum prywatne
Pochodziły głównie z robotniczych środowisk, a do pracy na ulicy zmuszała ich głównie bieda. Mimo restrykcyjnych przepisów przed wojną nie brakowało pań trudniących się prostytucją.

Kościerzyna to miasto z bogatą, ponad 600-letnią, dość dobrze udokumentowaną historią. Nieco mniej informacji dotyczy okresu międzywojennego. Te, które są znane, związane są przede wszystkim z działalnością kaszubskich działaczy, funkcjonowaniem organizacji społeczno-kulturalnych, sportowych czy też patriotycznych. Czytając opracowania poświęcone Kościerzynie z okresu XX-lecia międzywojennego, można odnieść wrażenie, że miasto to jawi się przede wszystkim jako prężny ośrodek krzewienia patriotyzmu na ziemiach, które decyzją Traktatu Wersalskiego zostały włączone do powstającego państwa polskiego. Praktycznie zupełnie nieznane są informacje na temat obyczajowości mieszkańców tego miasta. A jak się okazuje, aspekt ten w analizowanym okresie, był niezwykle ciekawy. Dowodem na to jest proceder prostytucji, który w Kościerzynie, jak na niewielkie miasto (liczyło ono bowiem w tym okresie ok. 9 tys. mieszkańców), był dość mocno rozpowszechniony. Warto wspomnieć, że zgodnie z obowiązującymi w tamtym czasie przepisami, w Polsce obowiązywał system walki ze wspomnianym procederem, aczkolwiek sam nierząd nie był karany. Trzeba jednak pamiętać, że osobę trudniąca się prostytucją zarobkowo, przymusowo rejestrowano, a jej obowiązkiem było systematyczne poddawanie się kontroli lekarskiej.

Zjawisko prostytucji w okresie XX-lecia międzywojennego w Kościerzynie zbadała Izolda Wysiecka, doktorantka Akademii Pomorskiej w Słupsku, na co dzień pracująca w Muzeum Ziemi Kościerskiej. Informacje, które zostały przez nią zebrane i przeanalizowane, mogą miłośników ziemi kościerskiej z jednej strony mocno zadziwić, a z drugiej na pewno zaciekawić. Jak podkreśla nasza rozmówczyni, Kościerzyna dla kobiet żyjących z prostytucji, nie była miastem „atrakcyjnym”, ponieważ nie było w tym mieście np. garnizonu wojska. Nie oznacza to wcale, że do kontaktów cielesnych z żołnierzami nie dochodziło w ogóle.

W poszukiwaniu klienta

- W dokumentach znalazłam zeznania jednej z kobiet, która przyznawała, że jest chora płciowo od momentu obcowania z pewnym kapralem, który urzędował w Kościerzynie - mówi Izolda Wysiecka. - Tego pana wskazywała jednoznacznie, jako osobę, od której się zaraziła.

Co ciekawe, zdecydowanie więcej „pracy” kościerskie prostytutki miały w czasie różnego rodzaju jarmarków, które odbywały się w Kościerzynie. Jeśli chodzi o liczbę prostytutek w analizowanym okresie, to dane są różne i wahają się od kilku pań, do liczby sięgającej nawet ponad 30.

- W 1923 roku w spisie „nierządnic pod kontrolą policyjną” znajdowały się 3 kobiety - dodaje Izolda Wysiecka. - Dwa lata później, Urząd Policyjny w Kościerzynie raportował staroście kościerskiemu, że w mieście prostytutek i nałożnic jest 15.

Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku tej najstarszej profesji świata, w Kościerzynie miało miejsce też zjawisko rotacyjności. Do dawnego grodu Księżniczki Gertrudy przyjeżdżały panie z innych miast takich, jak np. Tczewa, natomiast te, które pochodziły z Kościerzyny, wyjeżdżały również do innych aglomeracji miejskich. Najczęściej obierały kierunek Gdyni oraz Wolnego Miasta Gdańska, głównie ze względu na atrakcyjne, nadmorskie położenie. Nie brakowało też przypadków emigracji do takich miejscowości jak Zblewo, Kartuzy czy Skarszewy. Jak zaznacza Izolda Wysiecka, był to między innymi spowodowane chęcią chociaż chwilowego zniknięcia z pola widzenia kościerskich stróży prawa i cieszenie się pewną anonimowością, którą gwarantowało nowe miejsce pracy.

Jeśli chodzi o pochodzenie kościerskich prostytutek, to rekrutowały się one głównie ze środowiska robotniczego. Duża część z nich była stanu wolnego, choć zdarzały się też wdowy oraz mężatki. Zdecydowana większość z nich była kościerzyniankami. Jak podkreśla doktorantka Akademii Pomorskiej w Słupsku, najczęściej wykonywały swoją pracę w miejscu zamieszkania, aczkolwiek można było je też spotkać w hotelach: Internacjonalnym (ul. Świętojańska), Hamburskim (ul. Długa), Pomorskim (ul. Gdańska). Co ciekawe, niektóre często bywały też w okolicach cmentarza.

- Ciekawostką jest fakt, że pomimo obowiązujących przepisów o zakazie funkcjonowania domów publicznych, za taki powszechnie uważano w przedwojennej Kościerzynie lokal pana Ebertowskiego na Markubowie - wyjaśnia Izolda Wysiecka.

Dodajmy, że o nielegalnym charakterze wspomnianego obiektu miał świadczyć fakt, że szczególnie w nocy podjeżdżały tam taksówki, które czekały na swoich klientów, aż opuszczą po kilku godzinach to miejsce.

Pod kontrolą

Warto też trochę uwagi poświęcić kwestii kontroli nad prostytutkami. Okazuje się, że dużą rolę w tej sferze odgrywał aparat policyjny. Każda z takich kobiet musiała posiadać tzw. książkę kontroli. Była ona zakładana przez policję w celu zabezpieczenia zdrowia, porządku i przyzwoitości publicznej. Taką książkę prostytutka musiała mieć zawsze przy sobie i przedstawiać policji, a także klientowi.

- Ponadto, raz w tygodniu musiała stawiać się w biurze policyjnym w celu zbadania stanu zdrowia przez lekarza - tłumaczy Izolda Wysiecka. - Jeżeli nie mogła się stawić, bo była chora, musiała dostarczyć zaświadczenie od lekarza stwierdzające dokładnie rodzaj choroby oraz potwierdzające, że nie ma żadnych oznak choroby wenerycznej. Miała na to 24 godziny. Dodam też, że gdy stawiały się na policji, musiały być czyste, trzeźwe, nieumalowane i nieupudrowane. Policja musiała znać też ich adres zamieszkania, a w przypadku jego zmiany, konieczne było poinformowanie o tym fakcie, w dodatku w ciągu 24 godzin. Meldować na policji musiały się też te panie, które wyjechały na jakiś czas z miasta i powróciły do niego.

Pomimo rygorystycznych przepisów, większość prostytutek je łamała. W tej sytuacji musiały się one liczyć z karami grzywny, nawet w kwocie 20 zł. Ze względu na fakt, że wiele z nich nie mogło uiścić takiej kwoty, karę zamieniano na pobyt w areszcie. Te, które nagminnie łamały prawo, były kierowane na prace przymusowe do tzw. „domów pracy”.

Świat zakazów

Jak zaznacza Izolda Wysiecka, prostytutki miały bardzo ograniczone pole swojej działalności. Absolutnie nie miały prawa przebywać na dworcu kolejowym, na ulicach prowadzących do niego. Przechadzanie się obok kościołów, szkół, placów zabaw było również surowo wzbronione. Przebywając na świeżym powietrzu, nie mogły kiwać, pokasływać, sykać, przechadzać się tam i z powrotem, ponieważ mogło to być odebrane jako nagabywanie potencjalnych klientów. Natomiast absolutnie nie mogły przebywać w centrum miasta, w okolicach ulic 3-go Maja, Gdańskiej, Świętojańskiej, Hallera, Kartuskiej oraz na Rynku. Złamanie tych zakazów groziło ostrymi sankcjami w postaci - do 6 tygodni aresztu lub umieszczenia na rok w „domu pracy”.

Jak podkreśla Izolda Wysiecka, pomimo społecznego napiętnowania, często też przyjmującego postać pomówień, liczba prostytutek w Kościerzynie nie była mała. Co więc miało wpływ na to, że kobiety decydowały się na uprawianie tak powszechnie potępianego przez lokalne środowisko zawodu? Głównym powodem była, niestety bieda, z którego pochodziła większość kościerskich prostytutek. Do tego dochodził brak wykształcenia, a także brak pracy. Jednak warto też wspomnieć, że niektórym paniom udawało się zerwać z dotychczasową profesją, zacząć nowe życie, ale już w innych miastach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki