Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cienki jak gdańska wiata, czyli król jest nagi. Komentarz Artura Kiełbasińskiego, redaktora naczelnego "Dziennika Bałtyckiego"

Artur Kiełbasiński
Artur Kiełbasiński
Nieużyteczne, skrajnie cienkie wiaty, rozsierdziły gdańszczan. W efekcie – znikną z ulic, a „winni zostaną ukarani”. Nie interesują mnie kary dla rzekomo winnych, interesuje mnie za to, jak działają służby miasta Gdańska.

Dlaczego nie interesuje mnie karanie winnych? Obecne miasta przestają przypominać wspólnoty mieszkańców, którymi powinny być przede wszystkim, a stają się tak naprawdę korporacjami. Chodzi o procedury, zależności, złożoność przepływu informacji, wielkość organizacji. Coraz częściej słyszę nie o urzędnikach, albo o mieście, ale o „korporacji miejskiej” – obejmującej nie tylko urząd, radę, ale rozmaite dyrekcje i spółki miejskie. W tym gąszczu relacji względnie „łatwo” znaleźć urzędnika, który nie dopatrzył, albo zabrakło mu wyobraźni. Rzekomo zabrakło mu wyobraźni.

Bo sprawa jest jeszcze prostsza. Od 2018 r. w dokumentach miejskich wskazywano na możliwość budowy wiat przystankowych mających mniej niż metr lub nawet mniej szerokości. Dokumenty przygotowano, ale najwyraźniej nich ich nie przeczytał. Albo przeczytał bez zrozumienia. Albo przeczytano ze zrozumieniem, ale zabrakło odwagi, by powiedzieć – te wiaty to pomysł absurdalny.

Bo faktycznie, tak wąskie wiaty to absurd. W mieście, gdzie ciągle wieje wiatr, wiara, że deszcz pada pionowo w dół, jest śmieszna. A wąziutkie wiaty kosztowały sporo (razem ok. 1,5 mln zł), a jednocześnie nikogo nie chroniły. Co więcej, takie inwestycje kompromitują wiarę w transport zbiorowy. Można przekonywać mieszkańców, żeby rezygnowali z własnych samochodów, ale wiara, że z wdzięcznością i uznaniem przyjmą takie wiaty, to nieporozumienie.

Dlatego napiszę wprost. Nie pieniądze, nie szerokość wiat są w tym przypadku największym błędem. Największym błędem był brak dyskusji i brak reakcji na projekt stawiania „cieniasów”. I w tym sensie Gdańsk udowodnił, że faktycznie jest „korporacją miejską”, a nie miastem-wspólnotą. Bo w korporacji liczy się realizacja planów, wykonywanie terminowe poleceń i… unikanie kontrowersji. Dlatego w Gdańsku zabrakło odważnego, który by powiedział – „te wiaty są za cienkie, są nieużyteczne, ich montaż to błąd”. Ta sytuacja przypomina sytuację ze znanej baśni Andersena – nikt z „mądrych doradców” nie przyznał, że szaty przygotowane dla króla nie istnieją, bo każdy bał się przyznania oczywistego faktu wbrew otoczeniu. Prawdę ujawniło dopiero dziecko krzyczące, że „król jest nagi”. W Gdańsku dopiero aktywiści miejscy i dziennikarze zebrali się na odwagę wykrzyczenia, że „wiata jest zbyt cienka i nieużyteczna”.

Dlatego sprawa wiat powinna skłonić władze Gdańska do znacznie głębszej refleksji, niż ukaranie rzekomo winnych. Powinno skłonić do przemyślenia – jak funkcjonuje „korporacja miejska”. Czy działają mechanizmy, które zabezpieczą miasto na przyszłość przed błędami droższymi niż 1,5 mln zł.

Stworzenie i wykorzystywanie takich mechanizmów jest znacznie trudniejsze, niż ukaranie winnych, albo tych, których uzna się za winnych.

Dlatego prezydent Aleksandrze Dulkiewicz i jej współpracownikom szczerze życzę powodzenia w tworzeniu takich mechanizmów. Zadanie nie jest proste, ale jest ważne. I sprowadza się do prostego rozwiązania. Działajcie tak, aby urzędnicy nie bali się krytykować „oczywistych rozwiązań”. A jak już będą je krytykować – słuchajcie ich. Nic więcej nie jest potrzebne.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki