Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciąg na mandat, czyli sportowe transfery do świata wielkiej polityki

Paweł Durkiewicz
Archiwum Polskapresse
W ostatnich tygodniach całkiem sporej gromadce polskich sportowców zamarzyła się przeprowadzka do Brukseli. Nie planują tam jednak strzelać goli ani skakać wzwyż, tylko reprezentować Polskę w ławach Parlamentu Europejskiego.

"Sportowi" kandydaci skutecznie ściągają na siebie uwagę mediów, choć nie zawsze w pożądany sposób i z zamierzonym efektem. Czy mają szansę na drugą w życiu spektakularną karierę - tym razem w polityce?

Ordynacja wyborcza stawia sprawę jasno - aby odnieść sukces w wyborach, partie polityczne muszą stawiać na tzw. nazwiska. Chodzi o osoby znane, często eksponowane w mediach, a także budzące emocje - najlepiej pozytywne. Wyliczono, pojedynczy kandydat pod warunkiem wysokiej popularności jest w stanie wywindować poparcie dla swojego ugrupowania nawet na poziom progu wyborczego.

Jako że w świecie polskiej polityki coraz trudniej o postacie wywołujące pozytywne odczucia, partie chętnie sięgają po mistrzów sportu. Zamysł jest dość prosty - sportsmeni, kojarzący się wyborcom z wielkimi triumfami, dumą i patriotycznym uniesieniem, dużo łatwiej powinni zaskarbić sobie zaufanie zrażonego do polityków obywatela. Prosta taktyka na ogół się sprawdza.

Przy okazji kilku poprzednich wyborów właśnie w taki sposób posłami na Sejm RP stali się m.in. byli piłkarze Jan Tomaszewski, Roman Kosecki i Cezary Kucharski, gimnastyk Leszek Blanik, bokserka Iwona Guzowska, siatkarz Paweł Papke czy koszykarz Maciej Zieliński.
Za swoją działalność parlamentarną bohaterowie sportowych aren zbierają różne recenzje. Często zarzuca się im brak przygotowania merytorycznego, wąskie zainteresowania, znikomą aktywność czy też infantylność głoszonych postulatów. Stereotypowy sportsmen w polityce to osoba powodowana pazernością i chęcią łatwego zarobienia pieniędzy.
Tak surowych ocen nie podziela prof. Radosław Markowski, politolog z warszawskiej SWPS.

- Sportowiec to też człowiek i obywatel, ma więc bierne prawo wyborcze. Nie widzę powodów, żeby uznawać ich za jakąś grupę wyklętą, która nie ma prawa włączać się do życia politycznego. Byłoby to bardzo niedemokratyczne i w sumie bezzasadne podejście do sprawy - ocenia naukowiec. - W polskim Sejmie jest zresztą według moich obliczeń zaledwie około dwudziestu bardzo sensownych i kompetentnych polityków. Dodać możemy jeszcze około pięćdziesięciu już nie tak dobrych, ale pracowitych i rozsądnych. Do tej elity dochodzi setka takich, którzy czymś tam jeszcze się zajmują. Pozostałe trzysta nazwisk to ludzie, którzy przez cztery lata tylko przechadzają się gdzieś w tle. Nie sądzę, żeby ci sportowcy ze stażem parlamentarnym byli znacząco gorsi od średniej.

W polityce gorzej niż w ringu

W tym roku, przy okazji eurowyborów, swoje aspiracje do politycznej kariery zgłosili kolejni byli sportowcy, a wśród nich m.in. siatkarz Michał Bąkiewicz (SLD), mistrzyni karate Marta Niewczas (Twój Ruch), lekkoatletka Anna Jesień (SLD) czy piłkarz ręczny Bogdan Wenta (PO). W pomorskim okręgu świat sportu reprezentować będzie Katarzyna Rogowiec (PO), paraolimpijka (uprawia narciarstwo biegowe) i działaczka społeczna na rzecz osób niepełnosprawnych.

Bodaj najgłośniejszy debiutant to były mistrz świata w boksie Tomasz Adamek, którego pod skrzydła Solidarnej Polski wziął Zbigniew Ziobro. Pięściarz dostał nawet "jedynkę" w okręgu śląskim. Swoją decyzję o kandydowaniu zdradził na antenie Radia Maryja, przyznając, że najpierw zapytał o zgodę żonę.

- Bóg, honor, ojczyzna, czas zacząć walkę - ogłosił.
Popularny wśród kibiców "Góral" wybrał partię Ziobry ze względu na swoje mocno konserwatywne przekonania.
- Jestem katolikiem stuprocentowym, więc będę bronił praw człowieka i życia nienarodzonych dzieci - zadeklarował, od razu dodając, że zamierza też w Brukseli chronić Kościół katolicki przed atakami "entuzjastów ideologii gender".

Pięściarz zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, że w świecie polityki reguły są czasem dużo brutalniejsze niż w ringu. Już w pierwszych tygodniach po swojej politycznej inicjacji niemal codziennie musiał odpierać ataki mediów i konkurentów z innych ugrupowań. Ciosy na ogół były mocne i dobrze wymierzone w czuły punkt. Bokserowi wypominano m.in., że w styczniu zeszłego roku został złapany na prowadzeniu samochodu w stanie nietrzeźwym. Dziennikarze przywoływali jednocześnie wypowiedzi Ziobry, który kilka lat wcześniej pijanych kierowców porównywał do "terrorystów z bombami". Przy okazji jednego z wywiadów Adamek naraził się też części wyborców, wysyłając gejów i lesbijski na przymusowe leczenie psychiatryczne i krytykując transseksualizm Anny Grodzkiej ("Nikt mi nie wmówi, że to kobieta"). I choć w środowiskach prawicowych zebrał sporo braw za bezkompromisowe wyrażanie swoich poglądów, większość komentatorów zarzucała sportowcowi homofobię i przedpotopową mentalność.

- Być może Adamek swoje poglądy znów wygłasza pod wpływem promili - kąśliwie skomentowała Joanna Senyszyn z SLD.
O mandat europosła starają się również dwie inne gwiazdy - mistrzyni olimpijska w pływaniu Otylia Jędrzejczak oraz były reprezentant Polski w piłce nożnej Maciej Żurawski. Ta dwójka zwróciła na siebie uwagę przy okazji występu w audycji TVP "Polityka przy kawie". Goszczących w studiu kandydatów mocno zaskoczyły pytania prowadzącej program Justyny Dobrosz-Oracz, która, wbrew panującym trendom, postanowiła zadać swoim rozmówcom pytania czysto merytoryczne, czyli dotyczące polityki unijnej. Najpierw wprawiła w zakłopotanie Żurawskiego.

- Czy pan uważa, że Polska powinna popierać pogłębianie porozumienia z Kioto?
- Z Kioto? Pani wyjaśni bardziej, co to z tym Kioto - odparł piłkarz, nawet nie siląc się na próby zręcznego wyjścia z niezręcznej sytuacji.

- A pani, pani Otylio, wie, co to jest porozumienie z Kioto?
- Hmm... Nie.
Gdy Dobrosz-Oracz wyjaśniła, że chodzi o kluczowy dla europejskiej polityki energetycznej traktat mający na celu przeciwdziałanie globalnemu ociepleniu poprzez redukcję emisji dwutlenku węgla, dwójka sportowców starała się naprawić gafę i zająć jak najbardziej racjonalne stanowisko.

- Po prostu nie znałam stwierdzenia "z Kioto", ale o całym zdarzeniu mam wiedzę - zapewniała Jędrzejczak. - Powinniśmy inwestować w nasz węgiel. Nawet klimatolodzy nie są zgodni co do tego, że dwutlenek węgla ma zły wpływ na klimat (...). Powinniśmy zwrócić uwagę na unię energetyczną, tak jak mówi premier Tusk.
Niestety, kolejne "podchwytliwe" pytania prowadzącej wykazały dalsze luki w wiedzy kandydatów.
- Jaki kraj przewodniczy Unii Europejskiej, panie Macieju? - Unii Europejskiej? Nie doczytałem chyba - przyznał nieśmiało Żurawski.

- Czy Parlament Europejski ma inicjatywę ustawodawczą?
- Tak - odpowiedziała po chwili zastanowienia Jędrzejczak. Strzał był niecelny - władzę ustawodawczą w Unii dzierży Komisja Europejska.
Zapis fragmentów audycji w błyskawicznym tempie rozniósł się po wszystkich możliwych portalach społecznościowych, wywołując lawinę miażdżącej krytyki. Internauci nie pozostawili suchej nitki na dwójce kandydatów, publikując złośliwe memy i komentarze. "A co, jak to Kioto to wyuzdana forma genderu?" - zakpił jeden z użytkowników Facebooka.

Wcale nie gorsi, za to mniej cyniczni?
Prof. Markowski, choć nie chce stawać w obronie sportowców-polityków, zwraca uwagę, że ich kompromitujące wypowiedzi nie są wcale ewenementem.

- Ależ takie same, a nawet gorsze niedorzeczności słyszałem z ust dużo bardziej prominentnych polityków! - zauważa. - Co najmniej dwie partie prowadziły w ostatnich tygodniach kampanię, która nie miała absolutnie nic wspólnego z prerogatywami Europarlamentu. U kandydujących sportowców widać oczywiście braki w wiedzy o polityce unijnej, ale w momencie, gdy na drugiej szali położymy cynizm polityczny kandydatów z najwyższymi numerami na listach, to brak doświadczenia i obycia u Adamka czy Jędrzejczak już tak bardzo nie razi.

Politolog z SWPS jest zdania, że sportowcy decydujący się na wejście w świat polityki zasługują na szansę i odrobinę wyrozumiałości. W porównaniu z innymi kandydatami mają bowiem swoje konkretne atuty.

- Możemy się chyba zgodzić, że wśród cech charakterów wybitnych sportowców jest to coś, czego nam jako populacji często brakuje. Mam na myśli nastawienie na zwycięstwo, zdobywanie, osiąganie celów. To kwalifikacja osobowościowa, którą trzeba zaliczyć na plus. Inna rzecz - gdyby przypatrzeć się naszym posłom z minionych dwóch kadencji Parlamentu Europejskiego, to bez problemu znaleźlibyśmy osoby nieznające ani słowa po angielsku. Czego by nie mówić o sportowcach, na ogół mają opanowany przynajmniej jeden język obcy. Dlaczego nie mieliby więc reprezentować interesów Polski lepiej niż ci "niemi" parlamentarzyści? - pyta Markowski.

O ile doświadczenia polskiego parlamentaryzmu nie wystawiają sportowcom zbyt dobrych ocen, to już za granicą błyskotliwe kariery polityczne robili i robią przedstawiciele najrozmaitszych dyscyplin, zarówno tych najbardziej popularnych, jak i niszowych. Ukraiński bokser Witalij Kliczko to jedna z głównych postaci przewrotu na kijowskim Majdanie. Liberyjski piłkarz George Weah jeszcze przed zakończeniem kariery został działaczem humanitarnym, a niedługo po zawieszeniu butów na kołku kandydował na prezydenta swojego kraju jako przedstawiciel stronnictwa na rzecz przemian demokratycznych. Kulturysta Arnold Schwarzenegger dzięki swojej ogromnej popularności zdobył stanowisko gubernatora Kalifornii i według wielu ekspertów miałby spore szanse w walce o Biały Dom, gdyby nie austriackie pochodzenie, uniemożliwiające objęcie funkcji prezydenta USA. Rosyjski szachista Garri Kasparow znany jest na całym świecie jako prominentna postać rosyjskiej opozycji. W 2008 roku bezskutecznie ubiegał się o urząd prezydenta, z kolei w roku 2013 otrzymał nagrodę Obrońca Praw Człowieka.

Wymienieni eks-sportowcy nie ograniczyli się do roli figurantów, lecz współdecydują o najważniejszych wydarzeniach w swoich krajach czy regionach.

Prof. Markowski: - Rzeczywiście na całym świecie wiele było przykładów udanych transferów ze sportu do polityki i to może być dla nas pouczające. Trzeba przyznać, że Kliczko w ostatnich miesiącach zrobił na Ukrainie kawał dobrej roboty. Sprawdził się jako moderator, ponadto nie pchał się na afisz w momencie, gdy nie byłoby to korzystne dla kraju. I mniej ważne jest w tym momencie, czy jego postawa wynikała z wiedzy, intuicji czy obycia w świecie. Po prostu dał sobie radę.

O tym, czy nasi bohaterowie sportowych aren dali radę w trakcie kampanii wyborczej przekonać do siebie wyborców, przekonamy się już w niedzielę wieczorem. Trwający od godz. 7 do 21 wyścig zapowiada się bardzo ciekawie. Co ważne, w polityce - w przeciwieństwie do igrzysk - nie liczy się sam udział. Liczy się miejsce, nad kreską lub pod nią.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki