Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciała być bizneswoman w szpilkach, została pisarką [ROZMOWA]

Edyta Okoniewska
Miłośnicy twórczości Magdaleny Witkiewicz mieli okazję spotkać się z pisarką w Bibliotece Miejskiej w Kościerzynie.

Jak to się stało, że została Pani pisarką?
Nigdy nawet nie marzyłam, żeby zostać pisarką. Zawsze mi się wydawało, że pisarze to nie do końca zwyczajni ludzie. Chciałam być bizneswoman, chodzić po korytarzach korporacji w czerwonych szpilkach i stukać obcasami. Zwłaszcza, że byłam analitykiem marketingowym. Wszystko zaczęło się, gdy urodziłam córkę. Nagle okazało się, że mam wolne wieczory, kiedy dziecko śpi, a mąż w pracy. Zaczęłam więc pisać książkę, oczywiście nikomu nic nie powiedziałam. Na forum umieściłam kilka rozdziałów „Milaczka”, który został bardzo dobrze odebrany. W końcu odważyłam się pokazać to, co napisałam także mamie. Powiedziała: „Dobre, a czyje to?” Bardzo mnie motywowała do pisania i tak rozpoczęła się moja przygoda z pisarstwem. Choć mam na koncie już wiele książek, wciąż nie mogę uwierzyć, że mnie to spotkało, że jestem pisarką. Jeszcze dziesięć lat temu nigdy bym nie uwierzyła, gdyby mi ktoś powiedział, że będę w tym miejscu.

Pani powieści wzruszają i bawią. Jak to się Pani udaje?

Mama podzieliła moją literaturę na normalną i jęczącą. Piszę raz śmiesznie, raz wzruszająco. Bardzo lubię płodozmian. Z bohaterkami moich książek jest często tak jak w życiu, że trzeba kopnąć w tyłek, by ktoś zmienił swoje postępowanie. Jest jednak jedna zasada - wszystkie moje książki muszą mieć szczęśliwe zakończenie. Ja sama sięgając po literaturę innych autorów, lubię spojrzeć na ostatnią stronę książki i sprawdzić, jak się kończy. Jeśli źle, to po prostu ją odkładam.

Jaki moment pracy nad książką lubi Pani najbardziej, a jaki jest najtrudniejszy?

Uwielbiam wymyślać historie. To zostało mi z okresu, kiedy byłam nastolatką, lubiłam wcześniej kłaść się spać po to, by móc sobie wyobrażać różne rzeczy, tworzyć niesamowite historie, w których byłam główną bohaterką. Najbardziej nie lubię tego momentu, kiedy trzeba usiąść na tyłku i zacząć pisać.

Ile w Pani książkach jest Pani samej?

W każdej powieści jest kawałek mnie, ale nigdy nie są one autobiograficzne. Bardzo lubię pisać w pierwszej osobie, bo to tak, jakby usiąść na kanapie i opowiadać komuś jakąś niesamowitą historię.

Jedną z książek napisała Pani z Nataszą Sochą. Jak doszło do tego spotkania i jak się układała współpraca?

Dla mnie świetnie, ale dla Nataszy pewnie okropnie, bo jestem chaotyczna, niepoukładana, pracuję na ostatnią minutę (ale zawsze zdążę). Tymczasem ona jest niezwykle poukładaną osobą. Spędzałyśmy razem wakacje i wówczas pojawił się pomysł, by wspólnie napisać książkę. I tak się zaczęło...

Kiedy zaczyna Pani pisać musi być...

Nieskazitelna cisza, ewentualnie w tle może cichutko grać muzyka instrumentalna, ale generalnie wolę ciszę i koniecznie duży kubek z kawą.

Z czyją opinią liczy się Pani najbardziej?

Najbardziej liczę się z opinią moich Czytelników.

Rozmawiała Edyta Okoniewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki