Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cała Gdynia pijana ze szczęścia, bo Arka jest znowu w elicie!

Szymon Szadurski
Tomasz Bołt
Wielka euforia i szał radości w Gdyni. Kibice wylegli na ulice. Cieszą się zawodnicy, samorządowcy, legendy Arki. Po upragnionym awansie do ekstraklasy flagi w żółto-niebieskich barwach powiewają też dumnie na Kaszubach.

Jest to uczucie w sercu, które trudno opisać słowami - mówią fani gdyńskiej Arki. Ukochany klub Gdyni, któremu tłumnie kibicują kolejne pokolenia, w imponującym wprost stylu wraca do piłkarskiej ekstraklasy. Futboliści w żółto-niebieskich trykotach nie pozostawili wątpliwości, kto jest najlepszy na zapleczu elity. Wystarczy jedynie wspomnieć, że nie przegrali dotychczas w rundzie rewanżowej ani jednego meczu. Wielu rywali rzucali na kolana, odprawiając ich z bagażem trzech i więcej bramek. Meldują się w elicie niemal miesiąc przed oficjalnym zakończeniem ligi, a na tym poziomie rozgrywek jest to wyczyn, którego próżno szukać w najnowszej historii. Nic więc dziwnego, że kibice we wtorek, po przypieczętowaniu awansu, oszaleli wprost ze szczęścia i na stadionie przy ul. Olimpijskiej zagościły dawno nieoglądane obrazki. Były fajerwerki, okolicznościowe koszulki, polał się szampan.

Arkowcy z krwi i kości

Jednak moda na Arkę, wielki boom, z jakim mamy dziś niewątpliwie do czynienia, to jest coś więcej, niż tylko sukces sportowy. Futboliści stanęli na wysokości zadania, ale najlepsi w całej lidze okazali się także kibice. Nadeszły w końcu czasy, kiedy fani w pełni mogą utożsamiać się z klubem. Gołym okiem widać to na trybunach.

- Trener jest nasz, bowiem Grzegorz Niciński należy do legend klubu - mówi Mariusz „Megafon” Jędrzejewski, jeden z najbardziej znanych kibiców, prowadzący na Arce doping od kilkudziesięciu już lat. - Nasi są też piłkarze. W pierwszym zespole grą kierują chłopcy stąd. Znamy ich, ufamy im, wiemy, że Arka to dla nich coś więcej niż tylko miejsce pracy. Poprzednio spadliśmy z ligi także dlatego, że zaciężna armia piłkarzy z głębi Polski nie zostawiała całego serca na boisku. Teraz jest inaczej. W drużynie gra wielu arkowców z krwi i kości. Nikt nie odstawi nogi i wszyscy ciągną wózek w jedną stronę. Kibice to doceniają i dlatego padają rekordy frekwencji. Na trybunach pojawia się nawet po kilkanaście tysięcy osób. Nareszcie wracamy tam, gdzie jest nasze miejsce, a atmosfera wokół klubu i drużyny jest czymś wyjątkowym, czego nie można zaprzepaścić.

W kontekście klimatu, jaki panuje obecnie w Arce, znamienne były słowa Mateusza Szwocha, wychowanka żółto-niebieskich, który wbił decydującego o awansie gola we wtorkowym starciu z Bytovią.

- To najważniejsza bramka w moim życiu - jasno deklarował ofensywny pomocnik, choć wcześniej grał w uznawanej za największy klub w Polsce Legii Warszawa, sięgnął też z Arką po inny, spektakularny sukces, mistrzostwo Polski juniorów.
Piłkarze na każdym kroku podkreślają, że za gdyński klub skoczyliby w ogień, a wielu ekspertów właśnie w tym upatruje podwalin pod dobrą grę i wysoką frekwencję na trybunach.

- Mateusz Szwoch, Darek Formela, Michał Nalepa, Michał Marcjanik, Przemysław Stolc - wylicza Janusz Kupcewicz, legendarny piłkarz Arki, który na mundialu w 1982 roku w Hiszpanii sięgnął z kadrą Polski po brązowy medal. - Proszę pokazać mi inny klub w kraju na takim szczeblu rozgrywek, gdzie w pierwszym składzie wychodziłoby pięciu wychowanków. Arka konsekwentnie odmładzała zespół, prowadziła przemyślaną politykę kadrową. Teraz zbieramy tego owoce. Cieszą się obecni zawodnicy, byli piłkarze, uradowane są tysiące kibiców, których Arka ma nie tylko w Gdyni i na Pomorzu, ale w całej Polsce. Ten sukces został wywalczony w naprawdę wielkim stylu, z ogromną przewagą nad rywalami.

Eksperci podkreślają też, że za prawdziwych arkowców w zespole uznawani są przez kibiców nie tylko wychowankowie, ale kilku innych futbolistów, nieukrywających wielkiego przywiązania do klubu. W gronie tym znajdują się z pewnością kapitan Krzysztof Sobieraj czy Brazylijczyk Marcus Da Silva. Wrócić ma podobno Filip Modelski, uznawany w przeszłości za jednego z najzdolniejszych wychowanków. Trenerowi Grzegorzowi Nicińskiemu pomaga prowadzić zespół kolejny zasłużony arkowiec Grzegorz Witt. Dariusz Ulanowski, legendarny zawodnik, dzierżący rekord występów w barwach Arki, jest współodpowiedzialny za wychowanie i rozwój młodych chłopców z zespołu rezerw. Wszystko to razem buduje w klubie klimat, jakiego próżno było szukać w ostatnim dziesięcioleciu.

Dawniej grali tylko swoi

Czesław Boguszewicz, związany z Arką już od 40 lat, trener drużyny, która w 1979 roku sięgała po Puchar Polski, podkreśla, że obecny charakter żółto-niebieskich jest wartością trudną do przecenienia.

- Za moich czasów było nie do pomyślenia, aby do Gdyni sprowadzono gracza z Legii Warszawa - mówi Czesław Boguszewicz. - Wszyscy zawodnicy w pełni utożsamiali się z Arką. Kilkanaście lat temu filozofia klubu niestety się zmieniła. Zaczęli pojawiać się Bartosz Karwan, Tomasz Sokołowski, Radosław Wróblewski i wiele innych tzw. gwiazd. Zapewniono im doskonałe warunki, bardzo dobrze zarabiali, ale nie pokazywali swojego potencjału na boisku. Można tylko domyślać się, dlaczego. Pożyli sobie w ładnym mieście, nad morzem, potem wrócili do siebie, gdzie nikt nie miał do nich pretensji za brak sukcesu sportowego. I tak w kółko. Kibice to wyczuli, wielu się odwróciło. Sam klub popadł w końcu w tarapaty finansowe i zaliczył bolesny zjazd w dół. Teraz nareszcie wraca normalność.

Słynne były historie, gdy sowicie opłacanych graczy z tzw. zaciągu Arki fani spotykali w dyskotekach czy opalających się na plaży, a przy okazji futboliści popijali nie tylko wodę mineralną. Psuło to relacje na linii drużyna - kibice. Narastały plotki, niejasności, pretensje. Kilku graczom zarzucano wprost, że więcej potu wylewają na parkietach sopockich lokali niż na boisku. Na domiar złego w 2007 roku klubem wstrząsnęła potężna afera korupcyjna.

- Mija już dziesięć lat od destabilizacji Arki i wróciliśmy w końcu na właściwy kurs - mówi Krzysztof Sampławski, właściciel Hotelu Nadmorskiego w Gdyni, fanatyk żółto-niebieskich. - To olbrzymia szansa, do której trzeba podejść z nadzieją, ale też i z troską. Kiedy patrzę na obecny skład Arki, na jej potencjał, jestem jednak jakoś dziwnie spokojny, że damy radę. Chłopcy na boisku, nasi wychowankowie, wiedzą, o co chodzi w tej grze. Awansowali po efektownych meczach. To nie była gra na alibi, na strzelenie jednej bramki i murowanie się do końca spotkania. Arka prezentuje obecnie grę, która musi się podobać. I dlatego uważam, że zainteresowanie klubem będzie jeszcze rosło. Teraz świętujemy, nie tylko w Gdyni, ale i na Półwyspie Helskim czy Kaszubach. Jednak działacze zdają sobie sprawę, że trzeba szybko wziąć się do roboty, aby podołać organizacyjnym wymogom ekstraklasy.

Nie będą chłopcem do bicia

Ważne jest również, że Arka po powrocie do ekstraklasy nie zamierza być i z pewnością nie będzie jedynie ubogim krewnym wielkich drużyn, takich jak Legia Warszawa, Lech Poznań, Śląsk Wrocław, Wisła Kraków, czy odwieczny rywal zza miedzy - Lechia Gdańsk. Gdynianie nie są klubem pokroju Termaliki Nieciecza czy Górnika Łęczna, gdzie na trybuny przychodzi niewielu widzów. Arka to jest marka, dlatego ponowne zameldowanie się żółto-niebieskich w elicie jest wydarzeniem ekscytującym nie tylko dla ich kibiców, ale także przyszłych rywali. Fani Lechii Gdańsk już ostrzą sobie apetyty na wielkie derby na stadionie Energa w Letnicy, przy okazji których pojawi się na trybunach z pewnością komplet ponad 40 tys. widzów. Cieszą się w Lubinie, Poznaniu, Krakowie. Kibice Zagłębia, Lecha czy Cracovii żyją bowiem z żółto-niebieskimi w wielkiej przyjaźni i z całego serca życzyli im awansu.

Nie ulega też wątpliwości, że klub liczyć może niezmiennie na przychylność ze strony miasta. Awans został wywalczony na oczach prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka, który nie ukrywał radości.

- Mamy sukces, na który czekaliśmy pięć lat - mówił Wojciech Szczurek. - Znów Arka gra w ekstraklasie. Wielkie dzięki dla całego zespołu za wspaniałe mecze i niezwykłe emocje. Słowa szczególnego podziękowania dla najlepszych w Polsce kibiców.
Z awansu cieszą się także sponsorzy.

- Jako gdynianin jestem dumny, że Arka znowu staje się drugim klubem z regionu w ekstraklasie - mówi Janusz Jarosiński, prezes gdyńskiego portu. - To coś fantastycznego.

Po wybudowaniu w 2011 roku nowego stadionu miejskiego w Gdyni jeden z odchodzących kierowników Gdyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji zapowiedział, że jego 15-tysięczne trybuny długo nie zapełnią się po brzegi. Minęło od tego czasu pięć lat, a ta niemiła klątwa trwa. Nie ma jednak najmniejszych wątpliwości, że teraz zostanie przełamana.

- Nie wyobrażam sobie, aby na meczach z Lechią, Legią czy Lechem nie było kompletu widzów - mówi Mariusz „Megafon” Jędrzejewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki