- Właściwie to hokej był w moim życiu pierwszy, jeśli chodzi o sport. Trenowałem go od 7 do 15 roku życia, podobnie jak wielu uczniów Szkoły Podstawowej nr 35 w Gdańsku. Kończąc w niej naukę byłem nawet w kadrze Polski. Żelaza posmakowałem dopiero w liceum. Trener Stoczniowca Wiesław Walicki kładł duży nacisk na przygotowanie siłowe. Pewnego dnia podczas zajęć w Hali Olivia kazał nam się podciągać na drążku, a ja nie byłem w stanie zrobić tego ani razu, straszny wstyd - wspomina w rozmowie z trojmiasto.pl Libacki.
W latach młodości Libacki nie wyobrażał sobie życia bez hokeja. Szybko jednak został sprowadzony na ziemię.
- Miałem 16 lat, gdy w klubie zabrakło dla mnie łyżew, to były ciężkie czasy. Zaproponowano mi o rozmiar większe. Odmówiłem i obraziłem się na hokej. Od tego momentu żelazo było na pierwszym miejscu - tłumaczy.
W 1999 roku zawodnik został pierwszym mistrzem Polski strongmanów. 12 lat później ponownie dała jednak o sobie znać "pierwsza miłość" Libcackiego.
- Namówili mnie na trening. Już po pierwszych zajęciach zdecydowałem się zakupić sprzęt. W 2011 roku stałem się członkiem amatorskiej drużyny Mad Dogs Sopot. Na lodzie najwięcej ważyłem 160 kilogramów. Nigdy jednak nie wykorzystywałem ani swojej wagi, ani swojej siły, by w pozasportowy sposób walczyć z rywalami. Jestem osobą łagodną, choć stanowczą i raczej pełnię rolę rozjemcy. Koledzy mówią na mnie "ojciec" - powiedział.
Źródło:www.trojmiasto.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?