Jeśli Korolowi i spółce w ciągu następnych dwóch lat udałoby się zdobyć złote medale na mistrzostwach świata (2011) i igrzyskach olimpijskich (2012), to staną się naturalnymi kandydatami do tytułu "najwybitniejszy polski sportowiec w historii".
- To na pewno byłoby miłe, ale nie o to nam chodzi. Nie po to pływamy, by bić jakieś rekordy. Chcemy po prostu wygrywać, bo to daje nam prawdziwą radość - mówi Korol.
Gdańszczanin o sporcie wie chyba wszystko, bo przez lata startów w jego karierze rozczarowania przeplatały się z zadowoleniem. Jeszcze sześć lat temu, gdy pływał w czwórce podwójnej z Markiem Kolbowiczem (razem pływają od 1997 roku - najpierw w dwójce, a potem czwórce), Sławomirem Kruszkowskim i Adamem Bronikowskim, marzeniem był medal olimpijski. Panowie przegrali go w ostatniej chwili, dając się wyprzedzić Ukraińcom o 0,07 sekundy. Po powrocie z Aten wszyscy myśleli o zakończeniu sportowych karier. W końcu Korol z Kolbowiczem zaczęli szukać nowych ludzi do swojej osady. W 2005 roku znaleźli Michała Jelińskiego, który choruje na cukrzycę i codziennie musi robić sobie zastrzyki z insuliny, oraz Konrada Wasielewskiego.
- Połączenie doświadczenia z młodością świetnie zaczęło funkcjonować - mówi dziś Korol. - Michał i Konrad zaczęli czerpać od nas, starszych, ale też my od nich.
Efekty przyszły niewiarygodnie szybko, bo już w 2005 roku po kilku miesiącach wspólnego pływania nowa polska osada w dalekiej Japonii zdobyła tytuł mistrza świata. Potem okazało się, że ten triumf nie był żadnym przypadkiem. Kolejne tytuły (2006 i 2007) kazały patrzeć innym na naszych zawodników z perspektywy fenomenu. W 2007 roku zostali wybrani najlepszą osadą na świecie, zaczęto o nich mówić "dominatorzy".
Dominację potwierdzili dwa lata temu podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie, zdobywając złoty medal, i przed rokiem w Poznaniu, sięgając po czwarty kolejny tytuł mistrzów świata.
Tegoroczny sezon był trochę inny niż poprzednie. Mistrzostwa świata - rozgrywane w Nowej Zelandii - tym razem przesunięto na listopad. Imprezą nr 1 dla Polaków stały się mistrzostwa Europy, które miały się odbyć w "normalnym" terminie, czyli we wrześniu.
- Jesteśmy w czteroletnim cyklu, którego kulminacją mają być igrzyska olimpijskie w Londynie. Nie możemy sobie pozwolić na zmianę toku przygotowań na rok przed startem olimpijskim - przekonywał trener Wojciechowski.
Niestety, w zgranej do tej pory ekipie nie najlepiej zaczęło się dziać.
- Nie może być tak, że spotykamy się na pierwszym zgrupowaniu po przerwie zimowej, a któryś z nas ma poważną nadwagę - wyjaśnia Korol, który po olimpijskim starcie w Pekinie przytył sześć kilogramów. Przytył, ale w ciągu kilku tygodni, dzięki intensywnej pracy indywidualnej, do pierwszego poolimpijskiego zgrupowania ten "nadbagaż" zrzucił.
- Jeśli nie jesteśmy razem, to i tak robię swoje, czyli trenuję, bo inaczej wpłynęłoby to negatywnie na całe przygotowania i start - twierdzi Korol.
Przez ignorancję jednego z wioślarzy (nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o Wasielewskiego) sezon o mały włos nie skończył się katastrofą. "Dominatorzy" z kretesem przegrywali kolejne regaty Pucharu Świata, na mistrzostwa Europy do Portugalii jechali niby po medal, ale tak naprawdę bali się kompromitacji. I znowu wygrali. Szósty kolejny złoty medal stał się faktem!
- Udało się. Szczęśliwie sezon zakończyliśmy tak, jak chcieliśmy, czyli złotem mistrzostw Europy - mówi Korol. - Ale tak być nie może, bo jeśli taka sytuacja się powtórzy, to nasza osada się rozsypie, a za dwa lata mamy igrzyska olimpijskie w Londynie. Przeprowadziliśmy już rozmowę i mam nadzieję, że 2011 rok będzie już normalny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?