18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byle jaka czekolada na miłość nie zadziała. Szef kuchni o najlepszych afrodyzjakach [ROZMOWA]

rozm. Gabriela Pewińska
Philippe Abraham: Jedzenie uczy miłości. To celebra, rytuał, świętość
Philippe Abraham: Jedzenie uczy miłości. To celebra, rytuał, świętość Tomasz Bołt
- Randka randką, ale najpierw trzeba coś zjeść - mówi nam w walentynkowej rozmowie Philippe Abraham, szef kuchni sopockiej restauracji Petit Paris.

Pana żona ma w adresie mailowym słowo "amour" (z fr. miłość - dop. red.). A czemu nie carotte (marchew), epinard (szpinak) albo chocolat (czekolada)?
Miłość jest ważniejsza od szpinaku. Nawet od czekolady. Miłość to jest wszystko. Miłość to życie.

Dla Francuza miłość równie ważna jest jak jedzenie. Tak mówią...
Kiedy Francuz wraca z urlopu i spotyka kolegę, to ten od razu pyta go...

O urlopowe romanse...
Ależ skąd! O to, co i gdzie dobrego jadł. We Francji kultura stołu ma już setki lat! Stół nas jednoczy, stół wyzwała emocje, przy stole dzielimy się radościami i troskami. Stół jest w roli głównej.

Na okrągło też o jedzeniu rozmawiacie ...
Lubimy jeść i szukać nowych smakowych doznań. Nie tylko wywodzących się z tradycji rodzimej kuchni. Proszę nie myśleć, że zamiast obrusa kładę na stole francuską flagę... W kuchni nie jestem nacjonalistą, spróbuję każdego jedzenia: barszczu, bigosu, żurku, schabowego...

Jeden Pana rodak, też kucharz, schabowego wyśmiał...
Może jadł kawałek kartonu, nie schabowego. Lubię jak ktoś zaprasza mnie na domowy obiad, nic tak nie smakuje jak domowy schabowy, bigos, czernina i szarlotka zrobione przez mamę w polskim domu. Z takim obiadem nie może się równać żaden homar! Raz we Francji zaprosił mnie do siebie kolega. Na kolację. Jego mama była tak zestresowana wizytą kucharza, że ten zdecydował się podjąć mnie posiłkiem w restauracji. Ale byłem rozczarowany!

Wspomniał Pan o czerninie, zupie na bazie krwi kaczki lub gęsi. Potrawy z dodatkiem krwi, tyle że ludzkiej były kiedyś najlepszymi, najbardziej perwersyjnymi afrodyzjakami. Francuzi zawracają sobie głowę takimi podnietami?
Krwi do potraw nie leję, ale francuska kuchnia jest w afrodyzjaki bogata. Mężczyznom polecam zwłaszcza ostrygi, Casanova jadł codziennie po sześć, a nawet osiem! Ostryga to naturalny producent testosteronu. Równie dobrze sprawdzają się w sypialni potrawy z imbirem. A nawet czekolada.

Już widzę dziś te kolejki do spożywczego...
Byle jaka czekolada na miłość nie zadziała. Musi być prawdziwa, 70 proc., choćby jedna kostka dziennie. Sam uważam, że żaden afrodyzjak nie zastąpi jednak intencji przygotowywania posiłku. Jeśli gotujemy dla kogoś, kogo kochamy, oddajemy tej potrawie całe serce - to jest coś! Ważna jest też atmosfera przyjęcia. Na początek różowy, zmrożony szampan... Najważniejsze w tym wszystkim to zadać sobie pytanie:z kim jesz, gdzie jesz i kiedy zjesz.

Francuzi jedzą na okrągło.
Non stop. W południe cała Francja siedzi za stołem. Przez dwie godziny. Nie liczy się nic innego. Żadna robota, żadne interesy, ani wyprzedaże w Galeries Lafayette. Po obiedzie - obowiązkowo lampka wina. Dla przyjemności.

Nic dziwnego, że Pana słynny rodak, Gérard Depardieu mawiał, że "żarcie to miłość życia".
Najpierw lekkie śniadanie, w południe - obiad, a wieczorem kolacja, prawdziwa uczta, od przystawki do serów. Żadne tam kanapki z pomidorem.

Wiem, po jednej takiej kolacji miałam wrażenie, że zjadłam całą Francję. Jak francuscy uczniowie Casanovy sprawdzają się po czymś takim w sypialni?
W sypialni łatwo te kalorie spalić. W moim domu kolacja to: danie główne, przystawki, coś gorącego, a potem ser. Zawsze bagietka. Polacy dziwią się: Ziemniaki z bułką? Dla was, jako dodatek do mięsa to albo jedno albo drugie. Ja kończę jedzenie wycierając talerz kawałkiem bagietki.

Wspomniał Pan o winie. To też afrodyzjak. Panowało kiedyś słynne zaklęcie: "Oby upił się tą miłością jak winem". Do kolacji ile schodzi? Butelka?
Spokojnie. Dla mojego taty podstawa posiłku to chleb, wino, ser. Posiłek bez wina się nie liczy. Na co dzień - to wino zwyczajne, lekkie. Na specjalne okazje - otwieram moją piwniczkę. To tak jak z Bożym Narodzeniem. U was to: rodzina, Bóg, opłatek, tradycyjne potrawy, bez względu na to czy komuś smakują czy nie. My wyciągamy wtedy na stół wszystko to co najlepsze, foie gras, ostrygi, trufle, homary, langusty, szampan, markowe wino.

Wino pije się u was na okrągło. Miła sprawa. Wciąż jesteście "na afrodyzjaku"...
Samo myślenie o jedzeniu, oczekiwanie na nie tak działa. Pobudzająco! Podniecająco! To planowanie, przygotowywanie się do spotkania przy stole wprawia w fantastyczny nastrój. To jest ta francuska art de vie. Sztuka życia.

Te dwie święte godziny przeznaczone na posiłek. Zawsze na posiłek czy czasem na rendez-vous?

Prawdziwy Francuz połączy obie sprawy. Jakakolwiek nie byłaby to randka, trzeba przecież najpierw zjeść. A zjeść posiłek z piękną kobietą to jest dopiero święty czas!

W jakiejś książce znalazłam zdanie, że jak ktoś jest kucharzem, a do tego francuskim to to jest przepustka do każdej sypialni.
(śmiech) Niezupełnie... We Francji jest za dużo...

Kucharzy?
Spora konkurencja. Ale jeśli mężczyzna lubi gotować i zaprosi kobietę do domu na posiłek, który sam zrobi, do którego osobiście wybierze produkty i przydźwiga je z ryneczku to nie ma takiej kobiety, która nie byłaby tym zachwycona. Poza tym jakie oddanie z jego strony, zrobi zakupy, ugotuje, nakryje do stołu...

Strasznie się umęczy...

Ale pokaże, że kocha! No przecież nie zamówi pizzy na telefon!

Sushi z dostawą do domu?

Słabo... Jak facet wątły taki, przy garach opada z sił, to niech razem coś ugotują. Dla mnie gotowanie w domu to zabawa. Zaczynam od otwarcia butelki wina...

Ba!
Pijemy i bawimy się gotując... Duża przyjemność.

Jest taka książka "Bóg, miłość i kuchnia francuska". Mówi o tym, że droga do miłości wiedzie przez kuchnię.
Jedzenie uczy miłości. Jedzenie to celebra, rytuał, świętość. Tylko takie ma sens.

Dziś jest Pan bardzo porządnym Francuzem: żonaty, dzieci, szanowany szef kuchni, ale kiedyś śmigał Pan na motorze po Paryżu... Uwodził Pan dziewczyny na jedzenie?

(śmiech) Pamiętam moje pierwsze lata małżeństwa. Co wieczór zapraszałem żonę do restauracji. Krzywiła się: - Ale po co wydawać pieniądze! Nie lepiej ugotować coś w domu? Tłumaczyłem jej, że nie chodzi się do restauracji, by jeść. Do restauracji idzie się, by miło spędzić czas, zamówić aperitif, szampana, porozmawiać, popatrzeć sobie w oczy, zatrzymać czas bycia tylko we dwoje... Ale takiego podejścia do jedzenia trzeba uczyć od małego, tak jak pisania, czytania czy kultury. Ja tak wychowuję dzieci. Mój sześcioletni syn jest ciekawy nowych doznań smakowych. Ma przez to wyrobiony smak. Ta kultura jedzenia pomoże mu w przyszłości. Także podrywać dziewczyny. Wyrobienie smaku to wyostrzenie zmysłów.

Widział Pan film "9 i pół tygodnia"? Scena kochanków przy lodówce. Kim Basinger w szlafroku i skarpetkach, a przy niej półnagi Mickey Rourke. On wyciąga z chłodni oliwki, truskawki, szampana, galaretkę i wkłada jej do ust... A potem smaruje ją miodem? Nie szkoda miodu?
Nie... Francuzom się podobało...

Truskawki z szampanem. Banalne?
Idealne pod warunkiem, że szampan jest zmrożony, podany w kieliszkach, a nie w kubku do kawy, a światło przyciemnione... Zamiast truskawek podałbym tartinki z homarem. Albo ostrygi. Ale nie każdy lubi. Specyficzny smak. No i ta tekstura...

Galaretowata, metal na języku. Zjeść to - rosyjska ruletka! No, ale ryzyko to część miłosnej gry przecież... Francuzi lubią jeść w łóżku?
Kawa i croissanty w pościeli! Tak wygląda poranek kochanków w każdym francuskim filmie! Świetnie w łóżku sprawdza się szampan albo czekolada. Ostrygi już mniej... Miłość i jedzenie to te same emocje. Jak je połączymy to będzie eksplozja zmysłów!

No, ale te okruszki, skrzywi się pewnie niejedna kochanka - pedantka...

Jakie okruszki?

Po croissantach, w pościeli...

A czy ta kobieta chce, żeby było przyjemnie czy czysto? Brudne dziecko znaczy szczęśliwe dziecko. Miłość też ma w sobie coś prymitywnego. Nie warto ograniczać tej przyjemności: rogaliki, masło, sok, kawa... Niech się kruszy i leje! Najwyżej potem wymienimy łóżko.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki