18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

By nie paść trupem. Marcin Chudziński i jego lekcje szermierki

Marek Adamkowicz
Przed menzurą. W pierwszym rzędzie studenci w kaftanach ze szlegerami (specjalne rapiery do menzury)
Przed menzurą. W pierwszym rzędzie studenci w kaftanach ze szlegerami (specjalne rapiery do menzury) Ze zbiorów Jana Daniluka
Gdańsk nie od dziś słynie z fechtmistrzów. Wprawdzie z szermierką sportową nie jest ostatnio najlepiej, a występ Sylwii Gruchały w Londynie rozczarował, za to coraz więcej osób chce się dowiedzieć, jak szpady czy rapieru używać w... pojedynku - pisze Marek Adamkowicz

Marcin Chudziński do Gdańska sprowadził się kilka lat temu. Naucza szermierki, ale robi to w specyficzny sposób.
- Pokazuję, jak wygląda szermierka pojedynkowa, a to zupełnie co innego niż szermierka sportowa czy pokazy rekonstruktorów historycznych, odtwarzających walki na podstawie starych traktatów - przekonuje Chudziński. - Nie chodzi w niej tylko o to, żeby trafić przeciwnika. Trzeba jeszcze przewidzieć, co się z rywalem stanie, jaka będzie jego reakcja.

Niby to niuans, ale może on mieć poważne konsekwencje. Jeśli bowiem nasze pchnięcie nie będzie dostatecznie dobre, to nie można wykluczyć, że zwycięzcą zostanie przeciwnik, który odpowie na nasz atak, a wtedy to my możemy paść trupem.
Sytuacja, rzecz jasna, jest czysto hipotetyczna, bo prawdziwych pojedynków, takich na śmierć i życie, już nie ma. Do walki używa się strojów ochronnych oraz odpowiednio zabezpieczonej broni. Zmieniły się czasy, zmieniły zwyczaje...

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Mistrz igły i szpady

Prowadzone przez Marcina Chudzińskiego lekcje szermierki pojedynkowej to w Gdańsku swego rodzaju powrót do przeszłości. Miasto ma pod tym względem bogate tradycje, o czym skwapliwie przypomniano przy okazji budowy Teatru Szekspirowskiego. Lobbująca na rzecz tej inwestycji Fundacja Theatrum Gedanense wskazywała, że prawdopodobnie w 1611 r. wzniesiono w Gdańsku teatr, który funkcjonował również jako szkoła fechtunku. Budynek - mało wyszukany pod względem architektonicznym - miał posiadać trzy kondygnacje galerii dla widzów, otwartą scenę i niezadaszony dziedziniec.
Na początku XIX w. w jego miejscu powstała ujeżdżalnia koni, potem Wielka Synagoga, którą w przededniu wojny rozebrały hitlerowskie władze Wolnego Miasta. Dziś jest tu budowany Teatr Szekspirowski.

Czy pierwotny obiekt rzeczywiście pełnił rolę teatru, to - zdaniem niektórych - sprawa dyskusyjna.
- Mówimy o drewnianej budzie, w której ćwiczono szermierkę - przekonuje Aleksander Masłowski, przewodnik turystyczny i znawca dziejów Gdańska. - Na XVII-wiecznych grafikach widać ludzi, którzy w tym właśnie miejscu szkolą się we władaniu bronią białą. Skłaniałbym się więc do twierdzenia, że była to raczej szkoła fechtunku, w której ewentualnie występowały grupy komediantów, ale to jeszcze nie powód, żebyśmy wspomniany budynek nazywali teatrem.

O ile istnieją wątpliwości, co do działalności szkoły, o tyle nie podlega dyskusji, że w dawnym Gdańsku byli nauczyciele szermierki. Wystarczy sięgnąć do XVIII-wiecznej prasy. Potwierdza to dr Piotr Paluchowski z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, który w "Wöchentliche Danziger Anzeigen" znalazł kilka interesujących anonsów.

- Mamy na przykład informację, że w 1786 roku nauczaniem szermierki zajmował się niejaki Nock z ulicy Ogarnej - mówi dr
Paluchowski. - Co ciekawe, był to... mistrz krawiecki.

Rok później ogłoszenie o prowadzonych przez siebie lekcjach fechtunku dał kawaler von Tailvis. Z jego usług można było skorzystać na ulicy Świętego Ducha, opodal bramy, która nosiła taką samą nazwę.

- W owym czasie umiejętność władania bronią białą mogła się przydać, nie tylko do obrony honoru, ale też w czasie wojny - zaznacza Piotr Paluchowski. - Pamiętajmy, że w historii Gdańska były sytuacje, gdy mieszczanie stawali do jego obrony na
równi z żołnierzami. Tak było chociażby podczas oblężenia miasta przez Rosjan i Sasów w 1734 roku.

Złote czasy pojedynków przypadły zapewne na okres wojen napoleońskich. Wśród żołnierzy wielonarodowej armii Bonapartego, która w 1807 r. Gdańsk zdobywała, potem w nim stacjonowała, a w 1813 r. broniła, często dochodziło do nieporozumień czy wręcz awantur. Kwestie sporne wyjaśniano sobie za pomocą pałaszy, co potwierdzają pamiętniki z epoki. W jednym z nich znajdziemy taką oto relację, opisującą walkę do pierwszej krwi. Daje ona posmak tego, co Ridley Scott uchwycił w filmie "Pojedynek": "Szliśmy na otwarte i mniej uczęszczane miejsce, by się trochę przy latarniach wykrzesać, czego jednak adiutant placu, który z patrolem za nami pędził, nie dopuścił, więc sobie na jutro daliśmy słowa na pałasze. Mnie Bem [późniejszy generał i bohater narodowy Polski i Węgier - przyp. MA] sekundować nie mógł, bo się sam wtedy bił, kiedy i ja.

Sekundował mi Młocki, a obraliśmy sobie salę wielką, w której mieszkał Dąbski, porucznik 10 pułku (...). Tam niebawem, bo w minut kilka, przepłatałem łapę Westfalowi [żołnierz west-falski] i na tym się ów ogromny hałas skończył. Bem miał trudniejszą sprawę ze swoim, bo to był jakiś z burszów i nie chciał się bić - tylko w ostre rapiery i z ogromnymi gardami; nie chciał zdejmować munduru ani kaszkietu, więc się męczyli długo, nim Bem gdzieś go zadrasnął. Mój zaś poczciwy grenadier naśladował mnie, zrzucił mundur i kamizelkę, podkasał rękaw od koszuli i prędko rzecz się załatwiła.

Takich awantur było między nami co dzień z pół tuzina (...). Można rachować, że na 6 pojedynków ledwie w jednym Niemiec Polaka przemógł".

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Honor po studencku

Początek XX w. przyniósł w Gdańsku pojedynki studentów. Miało to związek z utworzeniem w 1904 r. Królewsko-Pruskiej Wyższej Szkoły Technicznej.

- W tym samym roku, w którym otwarto uczelnię, pojawiły się pierwsze korporacje akademickie - mówi historyk Jan Daniluk. - W ciągu pierwszych trzech lat istnienia w Gdańsku szkoły wyższej powstało ich łącznie 12.
Wśród wielu elementów charakterystycznych dla korporacji, zwłaszcza niemieckich, był obowiązek odbywania menzury, czyli specjalnego rodzaju pojedynku. Tego typu walki nie są prowadzone z osobą, którą się obraziło czy która obraziła. Chodzi o uzyskanie przez korporanta kolejnego, wyższego stopnia w organizacyjnej hierarchii.

- Menzura jest pewnym uproszczeniem pojedynku, ponieważ walczący nie przemieszczają się w trakcie walki - precyzuje Marcin Chudziński. - Tymczasem w normalnej walce praca nóg i tempo poruszania się stanowią bardzo istotne elementy.
Dla wszystkich korporacji - tak niemieckich, jak polskich czy z krajów bałtyckich - kwestią fundamentalną był uregulowany stosunek do spraw honorowych. Można to było załatwić na drodze procesu sądowego bądź kilkustopniowego postępowania honorowego. Jego etapem finalnym był pojedynek.

Wraz z rozwojem ruchu korporanckiego, szczególnie w latach 20. XX w., kiedy to liczba tego rodzaju związków studenckich w Gdańsku wynosiła około 40, siłą rzeczy wzrosła także liczba menzur i pojedynków.

- Te pierwsze z pewnością odbywały się na poszczególnych kwaterach korporacji czy w kazamatach dawnego fortu Góry Gradowej, które w okresie międzywojennym opanowali niemieccy akademicy - mówi Jan Daniluk. - Z relacji i wspomnień udało mi się do tej pory zidentyfikować tylko jedno miejsce, gdzie sporadycznie dochodziło do pojedynków. Ponieważ były one nielegalne, urządzano je potajemnie, o świcie, w parku Kuźniczki we Wrzeszczu.

Filmowe bujdy

W Trójmieście szermierki pojedynkowej uczy się u Chudzińskiego około 30-40 osób. Co sprawia, że się tym zajmują? Tęsknota za przygodą, chęć sprawdzenia siebie, potrzeba rywalizacji.

- Są osoby, które mają większą skłonność do konkurowania niż współpracowania z innymi - przyznaje Bogumiła Kwidzińska, socjolog i psychoterapeuta. - Pojedynek może być jednym z pól, na których odbywa się taka właśnie próba sił. Zresztą współcześnie obserwujemy, że dzieci są od najmłodszych lat przyzwyczajane do rywalizacji i porównywania siebie na tle innych.

Laikom może się wydawać, że w walce na szpady czy rapiery nie ma nic wyszukanego, że to tylko machanie kawałkiem żelastwa, w rzeczywistości jest to duży wysiłek fizyczny, połączony z intelektualną rozgrywką.

- Na treningu pracujemy nad szybkością, wytrzymałością i siłą, czyli zespołem cech, które pozwalają uzyskać zwycięstwo w walce - wyjaśnia Marcin Chudziński. - Weryfikujemy nasze umiejętności poprzez tysiące sparingów opartych na różnych zestawach zasad. To najlepszy sposób sprawdzenia stopnia naszego przygotowania.

Jak podkreśla instruktor, w szermierce pojedynkowej generalnie chodzi o chronienie własnego życia. Należy tak postępować, żeby nie dać się zabić. Dlatego nie ma tu atakowania za wszelką cenę.

Ta prosta filozofia jest widoczna podczas turniejów. W pojedynkach sędziowanych przez aż pięciu arbitrów punkty nie tylko się zdobywa, ale też traci, kiedy zawodnik otrzyma trafienie przeciwnika. To tak, jakby ubywało mu życia...
- Prawdopodobnie nigdy nie zdarzy się nam wykorzystać umiejętności szermierczych w praktyce, jednak ćwiczymy tak, jakby pojedynki były codziennością - mówi Marcin Chudziński. - Aby stworzyć warunki zbliżone do walki realnej, przynajmniej jeśli chodzi o poziom emocji i zaangażowania, okazjonalnie organizujemy zawody.

Uczestnicząc w nich, czy tylko oglądając je z boku, można się przekonać, że pojedynki, które pokazywane są w filmach, niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.

- W filmach oglądamy układy choreograficzne, a nie prawdziwą walkę - podkreśla instruktor. - Tak naprawdę pojedynek trwa minutę, maksymalnie półtorej minuty i jest już po wszystkim. W filmach zdarzają się sceny walki, które ciągną się przez kwadrans. To jakiś absurd!

Podobnie jest z literaturą. Dobrych opisów szermierki jest jak na lekarstwo. No może za wyjątkiem "Fechtmistrza" Arturo Perez-Reverte, ale w tym przypadku widać, że autor korzystał z pomocy specjalistów.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki