Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burzliwe życie kaprów w służbie Rzeczypospolitej

Kmdr Eugeniusz Koczorowski
Eugeniusz Koczorowski
Na przełomie XVI i XVII w. Bałtyk był areną zmagań między Polską a Moskwą i Szwecją.

Po śmierci króla Zygmunta Augusta (7 lipca 1572 r.) wstrzymano na okres bezkrólewia plany formowania pierwszej regularnej floty polskiej, natomiast po ucieczce niefortunnego następcy Henryka Walezego istniejąca dotychczas flota strażnicza uległa rozproszeniu.

Kaprzy królewscy pozbawieni stopniowo poparcia monarchy odchodzili od służby na rzecz Rzeczypospolitej, aby podjąć poprzednią pracę handlową w służbie armatora bądź na własną rękę. Wielu jednak kontynuowało swoją "działalność" na rzecz, a raczej w imieniu Rzeczypospolitej. Przypomnijmy jednak, że nawet za panowania Zygmunta Augusta była ona na wpół legalna, powodująca ciągłe konflikty zarówno z Gdańskiem, jak i z państwami zachodniej Europy, których statki docierały na Bałtyk i do Gdańska, a dalej do Narwy - portu rosyjskiego.

Część zdezorientowanych kapitanów kaperskiej "straży morskiej" wyczekiwało następcy tronu, aby nadal prowadzić swoją działalność dla Rzeczypospolitej. Jedni, zachowując listy przewodnie wydane przez poprzedniego króla bądź działającego w Inflantach hetmana Jana Chodkiewicza, kontynuowali sprawnie swoją działalność. Inni podejmowali służbę pod banderą szwedzką. No cóż, kaper to synonim najemnika. Zatrudniał się tam, gdzie go potrzebowano i gdzie mógł liczyć na łupy.

Czy zatem należy uznać za zdradę fakt, że pięciu kapitanów "straży morskiej" wymknęło się cichaczem z portu gdańskiego, bez bander, udając statki handlowe, mając na pokładzie i pod nim działa? Tego rodzaju mistyfikacja uchodziła niekiedy płazem. Uczestniczył w niej nawet znany i ceniony kapitan Wolf Munekenbeck.

Na inflanckich wodach

Niezależnie od istniejącego bezkrólewia, w drugiej połowie 1572 r. kaprzy podjęli straż na wodach inflanckich w oparciu o utworzoną w Dunamundzie bazę wypadową. W Inflantach dowodził, jak wiadomo hetman Chodkiewicz, i to on decydował o podziale łupów, jakie dostarczał Munekenbeck. Chodkiewicz oczywiście dowodził wojskami lądowymi, a przede wszystkim jazdą husarską, jednakże jego sukcesy na polach bitew (Kircholm) 1605 r.) wspomagane działaniami floty kaperskiej u wybrzeży miały znamiona współczesnego teatru działań bojowych, w których flota - obecnie także powietrzna - współdziała z wojskami lądowymi. Krótkotrwałe, wręcz groteskowe, panowanie Henryka Walezego nie zmieniło tej sytuacji, tym bardziej że monarcha nie zainteresował się wcale sytuacją morską Rzeczypospolitej.

Jedynymi akcentami wiążącym Henryka Walezego ze sprawami morskimi (może nawet nie jego, a kancelarię królewską) było pozwanie przez Radę Miejską Gdańska przed sąd królewski pięciu kapitanów straży morskiej za niewykonanie mandatu Zygmunta Augusta polegającego na wydaniu zdobycznych statków kaprów wraz z ich ładunkiem oraz że słynny kapitan Mateusz Scharping, (nobilitowany przez Zygmunta Augusta) otrzymał od Henryka Walezego potwierdzenie tysiąca złotych za skuteczną działalność.

Chodkiewiczowi w odwodzie pozostawała niewielka liczba okrętów kaperskich, których próbował użyć do blokady zbuntowanej Rygi. Niestety, było ich zbyt mało, aby mogły sprostać zadaniu. Bazą wypadową flotylli była fortyfikacja w ujściu Dźwiny. Jesienią 1574 r. ryżanie pod osłoną nocy napadli na bazę i stacjonujące tam okręty kaperskie, zdobywając jeden z nich, którym dowodził kapitan Munekenbeck. Nie zabito go, lecz demonstracyjnie wyrzucono za burtę.

W tej sytuacji Chodkiewiczowi nie pozostało nic innego, jak przenieść bazę kaprów do Parnawy, gdzie dowództwo sprawował Walenty Uberfeld, członek nieistniejącej już Komisji Morskiej z czasów Zygmunta Augusta. Jednocześnie Chodkiewicz zobowiązał radę miejską do udzielenia kaprom wszelkiej pomocy w zakresie remontów okrętów, zaopatrywania załóg w żywność, hospitalizowania rannych i chorych, wreszcie całkowitej swobody ruchu i bazowania okrętów w porcie wraz ze zdobywanymi statkami.

Port w Parnawie stwarzał dogodne warunki dla bazowania okrętów kaperskich, mimo to liczba jednostek skierowanych przeciwko żegludze narewskiej wzrastała bardzo wolno. Chodkiewicz w wystawionych listach przypowiednich nie omieszkał poinstruować załogi, zwłaszcza ich kapitanów, co do zachowania dyscypliny oraz sposobu podziału łupów. Po orzeczeniu wyznaczonego komisarza zdobyczne statki oraz dziesiąta część łupów przechodziły na własność króla Polski w imieniu, którego dokonywano wystawiania listów przypowiednich. Pozostałą część łupów miano dzielić według wskazań komisarza.
Takie były założenia i plany Chodkiewicza dotyczące wykorzystania kaprów dla ochrony wybrzeży inflanckich, a przede wszystkim zwalczania żeglugi narewskiej, z której Moskwa czerpała niebagatelne zyski.

W praktyce okres bezkrólewia po Zygmuncie Auguście i Henryku Walezym, rozproszonych kaprów organizujących się, chociażby tylko pod dowództwem Chodkiewicza w Inflantach, bardziej ich rozzuchwalił. Nie zawsze działali zgodnie z otrzymanymi instrukcjami. Niekiedy urządzali napady na modłę piracką.

W roku 1575 nastąpił upadek kolejnej bazy kaprów w Parnawie. Najpierw z powodu nieotrzymania żołdu przez broniący miasta i portu garnizon wojsk najemnych, a następnie na skutek ataku wojsk moskiewskich.
W tym samym czasie na Zatoce Puckiej oraz w pobliżu Helu, pojawiły się okręty kaperskie urządzające metodą piracką napady na statki kupieckie zdążające do portu gdańskiego, niezależnie od niesionej flagi i przewożonego ładunku.

Fluity, bojery, jachty

Okręt kaperski - użyjmy tego terminu dla określenia statków handlowych, jako że były uzbrojone i przysposobione do walki. W istocie były to najróżniejsze statki żaglowe budowane do przewozu towarów. List przypowiedni jasno określał zmianę statusu danej jednostki. Na przełomie XVI i XVII w. na wodach Bałtyku występowała mnogość najróżniejszych typów żaglowców budowanych w Gdańsku, a także w Lastadiach (stoczniach) innych miast portowych.

Przyjrzyjmy się zatem tym najpopularniejszym, które z proporcem bojowym na rufie i banderą wystawcy listu przypowiedniego na maszcie, najczęściej podejmowały ryzyko w służbie kaperskiej. Wielkość tych jednostek określano w łasztach. Była to jednostka miary wyrażająca dopuszczalny ciężar ładunku, mylona często z jednostką pojemności statku. Jeden łaszt równał się dwóm tonom metrycznym.

Monarcha bądź miasto portowe prowadzące działania wojenne, wynajmowało, czyli kaperowało, od właścicieli prywatnych - armatorów bądź kapitanów, szyprów lub bosmanów - statki handlowe, uzbrajając je i obsadzając zbrojnymi.
W grupie statków najczęściej podejmujących zadania kaperskie wyróżniały się: fluity (100-130 łasztów), bojery (50-60 łasztów), krejery (25-50 łasztów), strugi (15-25 łasztów), a także jachty (10-15 łasztów). Były jeszcze szkuty, szniki i baty niewielkie jednostki napędzane wiosłami bądź jednym niewielkim żaglem.

Okręty kaperskie, zależnie od wielkości i przeznaczenia uzbrajano w różną liczbę prymitywnej artylerii. Te największe, jak na przykład fluity i pinki, bojery i krejery, wyposażano w około 14 dział różnego działomiaru, czyli kalibru. Mniejsze okręty posiadały zazwyczaj kilka lekkich działek relingowych.

Uzbrojenie artyleryjskie sprowadzało się do dział brązowych i żelaznych strzelających kilkufuntowymi pociskami. Najczęściej w użyciu, zwłaszcza na jednostkach mniejszych, były działka relingowe, falkony i falkonety strzelające pociskami 1- lub 3-funtowymi. Najmniejsze z nich hakownice, wyrzucały z siebie pociski około jednofuntowe.

Liczba zbrojnych, których okrętowano na czas akcji militarnej (dotyczyło to tych największych jednostek), wahała się w granicach 12-16 żołnierzy. W sytuacji walki, zwłaszcza abordażowej, wspierała ich załoga, która na mniejszych jednostkach była pozbawiona wsparcia i musiała liczyć wyłącznie na siebie.

Werbunku na statki, które przeistaczały się w okręty kaperskie dokonywali (zależnie od wielkości jednostki): kapitanowie, szyprowie bądź bosmani. Zaciągali się ludzie ze wsi i nadbrzeżnych miast portowych. Różnego autoramentu, ludzie szukający przygód i zysków. Gdy statek stawał się okrętem kaperskim, przyciągał niczym pszczoły do miodu tzw. margines społeczny oczekujący szybkich i łatwych łupów.

Liczba załogi większych jednostek ograniczała się do 20 ludzi. Mniejsze obsadzano 10-12 marynarzami. Dowodzenie jednostkami kaperskimi było jednoosobowe. Większymi dowodzili kapitanowie, średnimi szyprowie, a mniejszymi najczęściej bosmani. Oni brali na siebie odpowiedzialność (ale tylko przed Bogiem) za okręt i załogę, bowiem w obliczu sądów ziemskich, wszyscy jednakowo ponosili karę: śmierć przez powieszenie lub ścięcie głowy toporem. Za udział w zwalczaniu żeglugi narewskiej, śmierć poniosło 70 kaprów, których po pojmaniu usłużni Anglicy przekazali Moskwie.

Również sąd duński skazał słynnego byłego kapitana floty Zygmunta Augusta Michała Figenowa wraz z 13 towarzyszami na śmierć za uprawianie kaperstwa. Przed obliczem sądu w Gdańsku stanęli także kaprzy, którzy przebazowali w 1575 r. swe okręty z Inflant na Zatokę Pucką w pobliżu Helu.

Tylko niektórzy kapitanowie dorobili się fortun na służbie kaperskiej. Zazwyczaj tego rodzaju kariera była awanturnicza, pełna przygód, ale trwała krótko i kończyła się nagłą śmiercią. Czy zatem warto było ryzykować życiem i znosić niezwykle trudne warunki bytowania morzu? Wiadomo, że na statkach panowała niewyobrażalna ciasnota i tylko "arystokracja" okrętowa, czyli kapitanowie, szyprowie, sternicy, bosmani bądź piloci korzystali z kabin i znajdujących się w nich koi. Pozostali marynarze oraz żołnierze najczęściej mogli korzystać jedynie z komór żaglowych bądź powroźniczych lub zgoła nieheblowanych desek pokładu, ewentualnie z drewnianych pryczy w dolnej części ładowni okrętu, gdzie niesamowity zaduch, brak oświetlenia i szczury dopełniały "komfortu" wypoczynku.

Równie fatalnie wyglądała sprawa wyżywienia, które ograniczało się do trzech, niekiedy tylko do dwóch posiłków na dobę i jeden raz do napoju, czyli cuchnącej wody. Dodajmy, że menu raczej paskudne i monotonne. Peklowane bądź suszone twarde ochłapy mięsa, często zarobaczywione, solone bądź suszone ryby, groch lub twarde suchary - to wszystko, gdy chodzi o dolne pokłady. Górny pokład nadbudowy mieszczący "arystokrację" okrętową korzystał oczywiście z lepszej kuchni i lepszych dań.

Tego rodzaju warunki bytowe załóg powodowały rozliczne choroby, a niekiedy nawet epidemie. Trudno zatem się dziwić, że kaprzy po zejściu z okrętu na ląd w portowych miastach pierwsze kroki kierowali do najbliższych tawern i burdeli. Tam, upijając się i swawoląc, wszczynali awantury i bijatyki. W Gdańsku przy Dworze Artusa brali udział w grach hazardowych, tracąc zdobytą z tak wielkim trudem fortunę.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki