Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burzliwa historia Twierdzy Wisłoujście, czyli o niezwykłej bitwie polsko-szwedzkiej w lipcu 1628 r.

Eugeniusz Koczorowski
Szwedzi wykorzystali element zaskoczenia i zaatakowali polskie okręty z lądu. Ogień artylerii doprowadził do poważnych strat
Szwedzi wykorzystali element zaskoczenia i zaatakowali polskie okręty z lądu. Ogień artylerii doprowadził do poważnych strat Eugeniusz Koczorowski
Twierdza-latarnia Wisłoujście to jeden z najcenniejszych na świecie zabytków architektury militarnej. Jej dzieje na trwałe związały się z losami Rzeczypospolitej. Ongiś płonący w Wisłoujściu ogień wskazywał statkom i okrętom bezpieczne wejście do portu gdańskiego. Jednocześnie twierdza ryglowała wrogim jednostkom dostęp do Gdańska. Jak wielkie było znaczenie Wisłoujścia, pokazały m.in. wojny polsko-szwedzkie.

Najstarszy zapis o drewnianej strażnicy u wylotu Wisły i rozpalanym na jej szczycie ogniu, który wskazywał statkom wejście do portu gdańskiego, pochodzi z XIV w. Później, za panowania króla Kazimierza Jagiellończyka, z ochrony warowni korzystały gdańskie okręty kaperskie, biorące udział w wojnie trzynastoletniej z Zakonem Krzyżackim (1454-1466). Ta niewielka jeszcze wtedy forteczka była wielokrotnie niszczona, m.in. przez oddziały husyckie, za każdym jednak razem odnawiano ją i modernizowano. Wiadomo np., że warownia została powiększona w 1462 roku, w ślad za czym zwiększono jej załogę. Pojawili się pierwsi "strażnicy morscy" w służbie polskiego króla.

Wrota Rzeczypospolitej
Trzy lata później placówkę zniszczył gwałtowny sztorm. W efekcie zdano sobie sprawę, że żadna drewniana konstrukcja nie oprze się naporowi żywiołu morskiego. Dlatego w 1482 roku Rada Miejska Gdańska ustaliła, że w tym miejscu zostanie wzniesiona murowana wieża strażnicza w postaci cylindra o wysokości 20 m. Uzbrojono ją w prymitywne urządzenia strzelnicze, nie zapominając przy tym o sygnalizacyjnych funkcjach budowli. Ze względu na rozwój artylerii znaczenie obronne wieży z czasem się zmniejszyło. W latach 1587-1602 okolono ją murowanym, czterobastionowym fortem Carré.
Nieco wcześniej znaczenie Twierdzy-Latarni docenił Zygmunt II August, światły monarcha, który kładł podwaliny pod rozwój regularnej polskiej floty wojennej. To jego "okręty strażnicze" wychodziły na Bałtyk spod Wisłoujścia, by świadczyć o królewskim panowaniu na morzu (dominium maris).

W murach twierdzy-latarni, która z czasem przyjęła postać nieregularnego wieloboku, otoczonego dwoma pierścieniami fortyfikacji, za panowania Zygmunta III Wazy doposażono budowane w Pucku okręty. Wybór Wisłoujścia, jako miejsca tych prac, nie był przypadkowy. Wynikał z decyzji samolubnego patrycjatu gdańskiego, który odmawiał królowi możliwości budowy okrętów w swoich stoczniach i warsztatach szkutniczych. Gdańszczanie tłumaczyli się zagrożeniem swoich kupieckich interesów. Na szczęście twierdza miała dobre warunki zarówno do bazowania okrętów królewskich, jak i do szkolenia załóg "strażników morza" czy też później żołnierzy piechoty morskiej - muszkieterów i pikinierów.

W owym czasie pierścień zewnętrzny twierdzy stanowiło już pięć bastionów połączonych wysokim murem, u podnóża którego ciągnęła się głęboka fosa wypełniona wodą. Bastionom nadano nazwy: Pucki, Ostroróg, Świński Łeb, Bielnik i Wiślany. Pierścień wewnętrzny tworzył czworobok z czterema bastionami artyleryjskimi. Nazywały się one: Ostroróg, Artyleryjski, Południowo-Wschodni i Furta Wodna. W środku znajdowała się wieża latarni otoczona wieńcem - chronologicznie drugą budowlą, jaka powstała w twierdzy, w którym na dwóch kondygnacjach umieszczono działa artyleryjskie. Ich liczba zmieniała się zależnie od okoliczności. Wahała się od kilkunastu do kilkudziesięciu spiżowych i żelaznych luf różnego kalibru, zawsze jednak było ich na tyle dużo, by uniemożliwić wrogim okrętom wdarcie się na Wisłę.

Pojawienie się w twierdzy kolejnych budowli skłoniło Radę Miejską Gdańska do podwyższenia wieży o 11 m. Chodziło m.in. o to, aby światło latarni było lepiej widoczne z Zatoki Gdańskiej.

Butny patrycjat gdański, niechętny planom tworzenia regularnej floty królewskiej, utracił kontrolę nad twierdzą-latarnią tuż po incydencie, do jakiego doszło za panowania Zygmunta II Augusta. Z rozkazu podległego wówczas Gdańskowi komendanta twierdzy ostrzelano z dział okręty polskiej "straży morskiej". Na ripostę nie trzeba było długo czekać. Zgodnie z konstytucją Karnkowskiego z 1570 roku, każdy kolejny komendant twierdzy był zobowiązany składać przysięgę na wierność wyłącznie królowi polskiemu i Rzeczypospolitej.

Gdański patrycjat wprawdzie ukorzył się przed majestatem królewskim, ale niewiele lat później ponownie doszło do incydentu. Tym razem gdańszczanie wystąpili przeciwko królowi Stefanowi Batoremu. Zaznaczyć wszakże należy, że w obliczu narastającego konfliktu polsko-szwedzkiego, dochowali oni wierności Koronie.

Kłopoty ze Szwedami
Wybór Zygmunta III Wazy na króla Polski i jego dynastyczne uwikłania w odzyskanie tronu szwedzkiego doprowadziły do wojny ze Szwecją. Dodatkowo konflikt podsycały ambicje króla Gustawa II Adolfa, który traktował Bałtyk jako "jezioro szwedzkie", dążąc do opanowania ważniejszych ujść rzek do morza. Dotyczyło to również ujścia Wisły, do której dostępu broniła opisywana tu twierdza-latarnia. Zygmunt III doceniał jej znaczenie, dlatego sam lub w towarzystwie swojego syna, królewicza Władysława, wizytował Gdańsk i doglądał fortecy. Miał też baczenie, by Królewska Komisja Okrętowa należycie wywiązywała się z zadania przygotowania okrętów i ich załóg do przewidywanego starcia z flotą szwedzką.

Było to tym ważniejsze, że bitwa pod Oliwą z 28 listopada 1627 roku nie zniechęciła szwedzkiego monarchy do realizacji wojennych planów. W następnym roku podjął on kolejną wyprawę na ujście Wisły, próbując tym razem zdobyć je od strony lądu. Jednocześnie szwedzkie okręty zablokowały polskiej flocie wyjście na Zatokę Gdańska.

Gromadzący swoją armię w Pilawie Gustaw II Adolf chciał jak najszybciej ruszyć do ataku na Gdańsk. Docierały bowiem do niego wieści o możliwości zakupu przez króla Zygmunta III w Lubece i Szczecinie galeonów dla polskiej floty. Z drugiej strony, szpiedzy donieśli Królewskiej Komisji Okrętowej o szwedzkich przygotowaniach. Oznaczało to, że Twierdza Wisłoujście może być zagrożona.

Nadchodzące wieści skłoniły komisarzy królewskich do przebazowania okrętów spod twierdzy-latarni w górę Wisły, w pobliże szańca Karczmy Mlecznej. Znajdował się on w połowie drogi pomiędzy Twierdzą Wisłoujście a Twierdzą Gdańską. Decyzja okazała się nader niefortunna, gdyż w ten sposób okręty zostały pozbawione osłony artyleryjskiej - nie chroniły ich ani armaty Wisłoujścia, ani Gdańska. Tym samym, mając ograniczone możliwości manewru na rzece, stawały się łatwym celem dla ognia muszkietów i artylerii wroga. No właśnie! Komisarze królewscy nie przypuszczali, że Szwedzi zdołają tak szybko przetoczyć, wraz z jazdą i pułkami piechoty, ciężkie kolubryny, zwłaszcza że rozmokły grunt w pobliżu wałów przeciwpowodziowych uniemożliwiał usadowienie ich nad brzegami Wisły.

Pomimo ostrzeżeń dwóch komisarzy wizytujących okręty przed ewentualnym nadejściem wojsk szwedzkich i nakazania utrzymywania załóg okrętów w gotowości bojowej Polacy dali się zaskoczyć. Złożyły się na to dwa czynniki. Po pierwsze, z liczącej około 40 tys. żołnierzy armii szwedzkiej, która kierowała się na Gdańsk (o czym donosili zwiadowcy), oddzielił się człon w liczbie około 10 tys. i pomaszerował na Wisłoujście. Po wtóre, tenże wydzielony korpus piechoty i jezdnych wyposażono w dopiero co wprowadzone do służby "skórzaki". Były to lekkie działa, które dla wzmocnienia oblekano grubą skórą. Ich atutem była łatwość transportowania, można też było nimi szybko manewrować i okopywać.
Do ataku na znajdujące się na Wiśle polskie okręty "skórzaki" nadawały się wyśmienicie - ukryte za wałami przeciwpowodziowymi, same były trudne do zniszczenia.

Noc 6 lipca 1628 roku, jak to o tej porze roku bywa, trwała krótko. Dlatego też wydzielony korpus szwedzki musiał się spieszyć, aby pod osłoną ciemności dotrzeć z lekką artylerią w miejsce, gdzie stacjonowały okręty polskie. I to się Szwedom udało. Kiedy zaczęło świtać, na brzegu Wisły pojawiły się forpoczty wojsk Gustawa II Adolfa.
Rozgorzała bitwa.

Płonące okręty
Z relacji naocznego świadka, tj. pisarza z galeonu Św. Jerzy, wynika, że załogi polskich okrętów bazujących na Wiśle, w kolejności: Żółty Lew, Św. Jerzy, Feniks, Delfin, Tygrys i Wodnik, mimo ostrzeżeń zostały całkowicie zaskoczone. Dlaczego? Z czyjej winy? - tego dociekali po bitwie komisarze królewscy. Nagłe pojawienie się Szwedów i spóźniony alarm spowodowały całkowite zamieszanie wśród załóg. Pisarz relacjonował, że trwało dość długo, zanim zaspany szyper zameldował dowódcy okrętu, Hieronimowi Teschke, o zaistniałej sytuacji. Ten, również zaspany, wydał szyprowi komendę:
- Daj ognia! Daj ognia!
W odpowiedzi padło pytanie:
- Do kogo mam dać ognia, skoro nie widzę ani jednego człowieka!
Wreszcie kapitan oprzytomniał na tyle, aby samemu wyjść na pokład i wydać stosowne komendy artylerzystom. Była to spóźniona reakcja. Szwedzkie działa zdołały już się... ukryć za wałami przeciwpowodziowymi, niemniej wymiana ognia trwała. Do pojedynku artyleryjskiego włączyła się także pinka Żółty Lew.

Szwedzi strzelali kulami zapalającymi i nożycowymi, celując głównie w maszty i ożaglowanie, by tym samym pozbawić okręty możliwości manewru. Mieli ułatwione zadanie, gdyż jednostki były całkiem odsłonięte i z małej odległości nie sposób było nie trafić.

W tej dramatycznej sytuacji dwaj komisarze królewscy, pozostający nadal na galeonie Św. Jerzy, zarządzili zejście okrętów z kotwic i przebazowanie ich bliżej murów Twierdzy Gdańskiej. Nerwowość i pośpiech powodowały, że niektóre okręty, w tym Św. Jerzy, zeszły z nurtu rzeki i wpadły na mielizny, na których ugrzęzły. Grad kul artyleryjskich i ogień muszkietów spowodowały pożar na Św. Jerzym i zmusiły załogę do opuszczenia okrętu. Podobny los spotkał uzbrojoną fluitę Feniks, która po wybuchu komory prochowej stanęła w płomieniach.

Z zeznań członków załóg pozostałych okrętów, którzy krótko po bitwie (18 lipca) stanęli przed Królewską Komisją Okrętową, wynikało, że próbowano przyjść z pomocą zaatakowanym jednostkom polskim z Twierdzy Wisłoujście, ale czyniono to niezbyt sprawnie, a przede wszystkim nieskutecznie.

Po utracie dwóch okrętów pozostałym z wielkim trudem udało się przejść w pobliże Szańca Wapiennego, blisko Twierdzy Gdańskiej, gdzie znalazły w miarę bezpieczne schronienie.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki