Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burza oklasków po przedpremierowym pokazie "Czarnego czwartku"

Ryszarda Wojciechowska
G. Mehring
Przedpremierowy pokaz filmu fabularnego "Czarny czwartek" o tragicznych wydarzeniach Grudnia '70 odbył się w czwartek wieczorem w Gdyni.

- To jak otwieranie starych ran. Ale dobrze się stało, że je wreszcie otworzono - mówiła Stefania Drywa. Na pokaz przyjechała z dziećmi i wnukami. Przyznała, że przed projekcją wzięła tabletkę na uspokojenie, bo bez niej nie dałaby rady tego filmu obejrzeć.

To była wyjątkowa projekcja. Nie tylko dlatego, że "Czarny czwartek" jest pierwszym fabularnym filmem o najbardziej traumatycznych wydarzeniach w Gdyni z Grudnia 70. Ale jej wyjątkowość polegała również na tym, że pierwszymi widzami tego filmu byli sami poszkodowani i rodziny ofiar tamtej, grudniowej masakry.

Specjalny pokaz odbył się dokładnie w 40 rocznicę wydarzeń, w Hali Sportowo-Widowiskowej w Gdyni. Podczas projekcji czuło się chwilami napięcie. Po samym pokazie trudno się z widzami rozmawiało. Wspomnienia mieszały się z filmowymi obrazami, wzruszenie z przygnębieniem.

Stefania Drywa - wdowa po Brunonie Drywie (na ich losach oparty jest film) przyznała, że dla niej to nie jest zamknięta karta. Oglądała "Czarny czwartek" tak, jakby się to wszystko działo wczoraj, a nie przed czterdziestu laty. - Tak długo to w sobie dusiłam. Nie potrafię płakać publicznie, może tylko w nocy do poduszki. Ale patrząc na niektóre sceny miałam drgawki w żołądku - mówiła. Podobała jej się gra Marty Honzatko, która w "Czarnym czwartku" ją właśnie zagrała. - Ona w filmie jest dokładnie taka jak ja, żywotna, półchłopczyca. Podobna do mnie fizycznie - chwaliła.

Zapytana o najtrudniejszą dla niej scenę, w pierwszej chwili nie odpowiada. Potem wspomina moment z kaplicy cmentarnej. - Brunon leżał w trumnie, w piżamie i na bosaka. Podniosłam go. I zobaczyłam dziurę w plecach po kuli i jeszcze te plecy całe czarne. A potem już pamiętam tylko... mgłę. Wszystko mi się jakoś zamgliło - opowiada.

Jej syn Roman Drywa już po filmie tłumaczył: - Jest ciężko. Ale muszę nadrabiać miną. Nie mogę się rozklejać. Jego zdaniem, scena w kaplicy i z pogrzebu była bardzo wiernie w filmie odtworzona. Zastanawiał się tylko, jak to wpłynęło na aktora, który zagrał jego ojca. Bo to nie było łatwe do zagrania. - Być może tamte wydarzenia mnie jakoś wzmocniły. Byłem jeszcze dzieckiem, kiedy to się stało. Ale przez to musiałem szybciej dorosnąć. Jako najstarszy z rodzeństwa opiekowałem się młodszymi siostrami. Mama była po śmierci taty w depresji. I ciężko nam się żyło. To była moja szkoła życia - tłumaczy.
Syn Romana Maciej Brunon, wnuk Brunona po filmie był wyraźnie wzruszony. - Jeśli to właściwe słowo - dodaje. Nawet mu łzy przy kilku scenach poleciały.

- To były pierwsze emocje po dziadku. Wcześniej ich tak nie czułem, kiedy mi o nim i o tym co się stało, opowiadano. Po raz pierwszy mogłem zobaczyć, jak to wszystko naprawdę wyglądało.

Na pokazie byli też obecni poszkodowani w Grudniu 70, między innymi Wiesław Kasprzycki, który jako 17-latek został skatowany tak mocno, że stracił zdrowie. On też stał się jednym z bohaterów filmu. Do dziś żyje z traumą, której nawet upływ lat nie łagodzi. Nawet scenarzystom nie potrafił o tym opowiadać, bo przy każdej próbie tylko łzy napływają do oczu. Po filmie też nie chciał z dziennikarzami rozmawiać. Przepraszał, tłumacząc, że o tym nie potrafi.

Aktor Michał Kowalski, który zagrał Brunona Drywę powiedział, że po obejrzeniu filmu, pierwsze uczucia jakie nim targały to taka straszna niemoc i bezsilność wobec tego, co się wtedy stało. - To była jakaś matnia bez wyjścia - tłumaczył. Dla tego gdańskiego aktora udział w "Czarnym czwartku" był debiutem filmowym.

Na pytanie - czy jest z tej roli zadowolony odparł, że zawsze można było zagrać lepiej i inaczej. I że aktora nie powinno się o to pytać. Na planie ważna była świadomość, że się dotyka prawdziwego życia. I to powodowało jego maksymalną koncentrację.

Antoni Krauze reżyser, nie ma wątpliwości, że to jest najważniejszy film w jego zawodowej karierze. - Jestem już bardzo starym człowiekiem, o długim dorobku zawodowym. Ale ten Grudzień 70 to był jakiś straszny cierń w naszym sercu. Przepraszam za tę metaforę, ale tak to czuję. Kiedy mi więc zaproponowano reżyserowanie odpowiedziałem natychmiast, że tak. I była to jedna z najszybszych decyzji w moim życiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki