Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bona, czyli wolny duch muzyki

Tomasz Rozwadowski
Richard Bona potrafi przykuć uwagę słuchaczy
Richard Bona potrafi przykuć uwagę słuchaczy Wojtek Rojek
Znakomity gitarzysta basowy i wokalista Richard Bona zagrał w miniony poniedziałek już trzeci gdyński koncert w swojej karierze. Wszystkie wizyty Kameruńczyka były związane z festiwalem JaZzGdyni - ostatnio grał w klubie Pokład w 2007 r., a i tegoroczny koncert odbył się w tej samej sali.

Ci ze słuchaczy poprzednich koncertów, którzy tym razem nie przyszli, obawiając się tak zwanej powtórki z rozrywki, popełnili jednak niewybaczalny błąd. Rozrywka była oczywiście, i to jaka!, za to i repertuar, i zespół, i stylistyka gry były nowe. W tym przypadku "nowe" oznacza lepsze - Richard Bona, mimo skończonych właśnie 43 lat, jest muzykiem, który nadal się rozwija i zaskakuje.

Został umieszczony w szufladce z etno-jazzem, przecież jest jazzmanem o egzotycznym pochodzeniu i w dodatku obficie w swojej twórczości korzysta z dziedzictwa afrykańskiej kultury muzycznej, ale taka definicja nie dość, że nie wyczerpuje istoty jego muzyki, ale wręcz ją krzywdząco upraszcza. W muzyce, którą można było usłyszeć w poniedziałek w Pokładzie, oprócz folkowych inspiracji afrykańskich bardzo mocno obecne były rytmy kubańskie, zwłaszcza salsa i rumba, muzyka funkowa, rock i niezliczona mnogość odmian jazzu - od bigbandowego swingu, przez fusion i be-bop, aż po eksperymenty kojarzące się z twórczością Franka Zappy. Te elementy w poszczególnych utworach pojawiały się w różnym nasileniu i różnych proporcjach, co sprawiało, że każda kompozycja - nawet te doskonale znane z płyt i z poprzednich koncertów - stawała się fascynującą niespodzianką.

To, co Richard Bona przedstawia na swoich albumach i koncertach, w pełni zasługuje na określenie eksperymentu, jednak nie jest to eksperyment hermetyczny, trudny w odbiorze, raniący uszy, jak to w potocznym rozumieniu zwykle się widzi. Dla fantastycznego basisty z Kamerunu eksperymentowanie oznacza po prostu tworzenie muzyki, której jeszcze nie było i w tym sensie jest artystą niezwykle oryginalnym.

W zespole znaleźli się m.in. holenderski klawiszowiec, kubański perkusista, francuski gitarzysta z Gwadelupy - wszyscy oni nie tylko pokazali wspaniałe umiejętności (grali bajecznie), ale także przywieźli własny bagaż inspiracji, doświadczeń i odmiennych temperamentów. Z tego wszystkiego Bona skomponował wspaniałą, niepowtarzalną, bo przecież zmieniającą się z każdym kolejnym koncertem całość, nad którą panuje z nieodłącznym promiennym uśmiechem, ale i żelazną ręką.

Odrębną historią jest Bona jako showman. Niby robi to, co zdarza się wielu liderom na scenie, czyli opowiada historyjki, dowcipy, zachęca do śpiewania i klaskania, ale robi to po swojemu, z niepowtarzalnym zupełnie wdziękiem. Jego wielka, charyzmatyczna, choć zupełnie nieprzytłaczająca osobowość sprawiła, że publiczność bawiła się beztrosko przy wcale niełatwej muzyce. A to potrafią sprawić tylko nieliczni czarodzieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki