18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bóg słucha i się cieszy. Rozmowa z Wojciechem Cejrowskim

Marcin Mindykowski
Wojciech Cejrowski
Wojciech Cejrowski G.Mehring/Archiwum DB
O przeszczepianiu standardów amerykańskiego dziennikarstwa do polskiej rzeczywistości lat 90. oraz o tym, jak rzymski katolik powinien mówić o buddyzmie, czy można płacić modlitwą i czy Polska jest suwerenna, z Wojciechem Cejrowskim rozmawia Marcin Mindykowski.

Ciągle czyta Pan "Gazetę Wyborczą" w rękawiczkach?
Nie czytam "Gazety Wyborczej", proszę pana. W "WC Kwadransie" rzeczywiście brałem ją do rąk w rękawiczkach, żeby się nie umazać. Ale już tego nie robię. Mój śp. dziadek mawiał, że kto g.... czyta, ten g.... wie. Rzeczy brudnych, nieprzyjemnych, złych nie powinniśmy brać do rąk w ogóle. One mogą być ciekawe, ale człowieka nie budują, a mogą tylko zaszkodzić. To samo dotyczy pism pornograficznych czy książek satanistycznych.

Czytanie "Wyborczej" w rękawiczkach to i tak jeden z "lżejszych" Pana chwytów jako Naczelnego - czy jak woleli inni: brunatnego - Kowboja RP.
Przyjechałem wtedy do kraju kompletnie sauté. To był rewolucyjny moment w dziejach Polski. Usłyszałem, że jest Okrągły Stół, zaangażowałem się w kampanię do Sejmu kontraktowego. A "WC Kwadrans" był przeniesieniem form, jakie znałem z amerykańskiej telewizji. Na polskim rynku to może wtedy było skandalizujące, ale tam się po prostu tak mówi.

I każe się nakładać instruktorce wychowania seksualnego prezerwatywę na banana?
W "WC Kwadransie" mówiłem prawdę w prostej formie, nie owijałem w bawełnę. My, katolicy, walczymy o swobodne wyznawanie naszej religii. Walczę też o to, żeby pan był katolikiem - jeśli pan nim nie jest. Bo taki mój ryt, że mam nawracać inne narody. Dzielę się tym, co najlepsze - Jezusem Chrystusem. I w "WC Kwadransie" byłem ofensywny w forsowaniu pewnego modelu świata. Chcę, żeby w Polsce niedziela była dniem, w którym, tak jak w Izraelu, nie można kupić benzyny na stacji benzynowej. Wiem, że to nierealne, ale mam obowiązek walczyć.

Średnio udała się ta ofensywa, skoro wszystko, z czym Pan walczył - edukacja seksualna w szkołach, feminizm, akceptacja dla związków homoseksualnych - ma się dziś w Polsce lepiej niż wtedy.
Ostrzegałem, że z Zachodu przyjdzie to i owo - i przyszło. Ale trwam w tej walce. Nie udało się postawić temu społecznej tamy u zarania - i teraz trudniej będzie wypchnąć te zjawiska z przestrzeni, w które wlazły. Bo cofanie koła historii jest trudniejsze niż przytrzymanie go na granicy Rzeczpospolitej. Trzeba więc będzie dużo ostrzej je zwalczać i używać mocniejszych argumentów.

Wkurzała też Pana poprawność polityczna.
Bo to jest odmóżdżenie. Głupota i propaganda. Taką nowomowę wprowadzali komuniści, nazywając niektóre rzeczy sztucznymi hasłami. Wolę, kiedy ludzie są szczerzy i nazywają rzeczy po imieniu. Jeżeli kogoś nie lubię, to powinno to być zaklęte w słowie, którym się posługuję. Mówię więc "pederasta", a nie "gej", bo to słowo zawiera w sobie akceptację. Murzyna nazywam Murzynem - to jest poprawne słownikowo wyrażenie określające pewną grupę. Nie ma w nim nic obraźliwego. I nie dam sobie wpisać do mózgu Afroamerykanina, bo to jest zaburzanie wolności i niszczenie języka. Nie chcę też, żeby nazywano mnie eurosceptykiem. Jestem wrogiem Europy i proszę tak o mnie mówić.

W "WC Kwadransie" nie ukrywał Pan swoich poglądów i szybko Pan z TVP wyleciał.
Ale na tym polega uczciwość. Niestety, polski rynek medialny poszedł w kompletnie złą stronę - ukrywanie emocji, udawanie, że nie ma się żadnych poglądów. Przezroczysty dziennikarz - to jest absurdalne! Dziennikarz musi być dobrze poinformowany i mieć własne zdanie. Jeśli go nie ma, to jest miałkim idiotą i nie powinien przeprowadzać wywiadów.

Ale chyba tak źle nie jest, skoro dziś prowadzi Pan równie mocno autorski program "Po mojemu". I to w TVN Style.
Yvette Żółtowska, moja koleżanka jeszcze z czasów podstawówki, która była tam dyrektorką, obroniła tę koncepcję. Mój program jest porządny, zarabia i na razie się trzyma. Tym się różni komercyjna stacja od stricte politycznej własności SLD, jaką jest dziś TVP.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Pana zwolennicy nie mają problemu z tym, że współpracuje Pan z TVN-em?
Kiedy moi ludzie zarzucają mi, że idę do "wrażego" TVN-u, odpowiadam, że wybór mamy dziś trochę taki jak za komuny. TVP to komuniści. TVN to TW, tajni współpracownicy komunistów, kapusie, donosiciele. A Polsat to tajne służby, goście o 17 paszportach i 18 nazwiskach.

I bezkompromisowy Cejrowski wybiera mniejsze zło?
Po prostu taki jest ten jarmark - bo nie rynek - mediów. I alternatywą dla tych trzech nieciekawych wyborów jest nierobienie w ogóle programów, oddanie pola. Pytanie, czy kiedy możemy zrobić porządny program, to należy się z nim wcisnąć - tak jak Herbert, który pomimo cenzury wydawał swoje tomiki poezji - czy też milczeć. Ja, póki udaje się robić program, którego mi nie cenzurują, robię go. Jestem krawcem, który szyje garnitur na miarę. Produkuję program, przynoszę im gotowy - i stacja telewizyjna może taki garnitur przyjąć lub nie. Ale jeśli ma to być kompromis, który powoduje kastrację programu z podstawowych treści, to się nie godzę.

Tak było z Pana ostatnim głośnym programem o buddyzmie?
Tak. Walczyłem o niego w Telewizji Polskiej, ale nie poszedł. Proponowano mi zmiany, które powodowałyby wypaczenie treści. Udało mi się go za to sprzedać do TVN-u. Użyłem sztuczki - powiedziałem, że to jest pakiet, i albo kupują wszystkie odcinki, albo wcale. To był pewien rodzaj wyboru - także z ich strony. Były protesty, ale odcinek puścili.

Sprowadził Pan w nim buddyzm do wiary w "złote cielce" i demony, wykpiwając wewnętrzne sprzeczności w buddyjskich praktykach. Był Pan z tego programu zadowolony?
Doskonały program, proszę pana. Dziennikarze, którzy go krytykowali, nie odrobili lekcji. Jestem kutym na cztery nogi producentem telewizyjnym i nie pakowałbym się w kłopoty, nie mając papierów. Czekam więc tylko na jakiś proces sądowy. Przyniosę wtedy Encyklopedię Britannica i okaże się, że scenariusz mojego programu - punkt po punkcie - to encyklopedyczny wykład tego, czym jest buddyzm. A drugą książką, na którą się powołam, będzie "Encyklopedia Buddyzmu", gdzie też jest dokładnie to samo, co w moim programie. To będzie spektakularny proces z idiotami.

Nawet jeśli fakty się zgadzają, nie mógł Pan sobie darować kpiarskiego tonu i puentującej uwagi "głupie ludzie"?
To akurat powiedziałem o przedstawicielach mojej religii. To byli rzymscy katolicy, na wycieczce. I nawet ksiądz nie powstrzymał ich od odprawiania guseł, które w naszym kościele są bardzo wyraźnie zakazane. To jest brak świadomości - czyli głupie ludzie. Ale nie w odniesieniu do innowierców, tylko w odniesieniu do moich.

Nie zmienia to faktu, że wobec wyznawców buddyzmu nie zachował Pan ekumenicznego szacunku, zalecanego także przez Kościół katolicki.
Nie wszystkim religiom należy się szacunek z definicji. Jeżeli ktoś jest wyznawcą satanizmu...

Mówi Pan o jednej z największych religii świata.
Ale to jest religia demoniczna, która odwołuje się do szatana! To nie wzbudza u mnie szacunku, tylko jest niebezpieczne. Jestem rzymskim katolikiem, żyję w świecie, w którym istnieje Bóg, anioły i demony. Dla mnie to jest świat realnie, fizycznie istniejący. I nie będę lekceważyć tego, że ktoś, jak Dalajlama, modli się do Lucyfera. Nie wolno zrobić mi programu, w którym będę uprawiać relatywizm kulturowy, mówiący, że wszystkie religie są takie same, równie ważne. Nie, są ważniejsze i mniej ważne. Groźne i piękne.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Czyli potwierdza Pan zarzut, że programy podróżnicze robi Pan z pozycji człowieka przekonanego o wyższości własnej religii i kultury nad innymi?
Ależ oczywiście! Z punktu widzenia rzymskiego katolika, jakim jestem, jedyną religią jest katolicyzm - tak jak jedyną prawdziwą religią z punktu widzenia buddysty jest buddyzm. Gdyby było inaczej, przepisalibyśmy się do innego kościoła. Jak można więc stawiać mi zarzut o to, że opowiadając o buddyzmie, występuję z pozycji rzymskokatolickich? A z jakich mam występować? Z jakiegoś powodu wybieram też kulturę białego człowieka - świadomie, jako dorosły człowiek, a nie z urodzenia, po mamusi - i uznaję ją za najwyższą cywilizację ze wszystkich, jakie do tej pory istniały na kuli ziemskiej.

I dlatego postuluje Pan rekolonizację Afryki?
To kwestia odpowiedzialności. Zakładając kolonie w Afryce, wzięliśmy z tymi ludźmi ślub. A porzucenie ciężarnej kobiety - Afryki - przez białych ludzi, którzy otrzepali ręce i powiedzieli: "Dobra, to wracamy do siebie, a wy się rządźcie sami", to jest nieodpowiedzialność. Trzeba płacić alimenty. Afrykę zostawiliśmy w opłakanym stanie, jeśli chodzi o struktury społeczne. Powinniśmy wrócić i uporządkować to, co nabałaganiliśmy. Tam jest potrzebny gospodarz. Biały człowiek zarządzał roztropnie, Chińczyk zarządza rabunkowo, a Afrykanin nie zarządza w ogóle - oni potrafią się tylko tłuc. Może nam się to nie podobać, brzydko brzmieć, ale tak właśnie jest.

Sam niechętnie wybiera Pan Afrykę jako cel podróży - woli Pan przyjazne białemu człowiekowi amazońskie dżungle.
Zrobiłem programy z kilku krajów afrykańskich, ale to nie mój rewir, serce mnie tam nie gna. Poza tym nie znam ani niemieckiego, ani francuskiego, a to są języki dla Afryki podstawowe. A w Ameryce Łacińskiej jesteśmy lubiani, to jest nasza kultura, od 500 lat panuje tam katolicyzm, ludzie wyznają te same wartości i lubią białego człowieka. Metys to jest w ogóle mieszanina czerwonej i białej krwi. I to się jakoś wyczuwa. Poza tym znam amerykański i hiszpański w latynoskiej wersji, więc w obu Amerykach jestem u siebie. No, może poza Gujaną Francuską, która cuchnie Unią Europejską (śmiech).

Mówi Pan, że z podróży można najwięcej wynieść, kiedy wyrusza się samemu, a jako przewodnik organizuje Pan wycieczki zbiorowe. To nie jest naciąganie ludzi?
Wycieczek już nie robię, tylko pielgrzymki. I to słowo filtruje część publiczności. To inny typ wyjazdu. Nie wszystko da się robić samotnie, pielgrzymka wymaga właśnie zbiorowości, wspólnej modlitwy. Poza tym nie każdy potrafi wyjechać sam, nie wszyscy znają języki. A ja mam obowiązek dzielić się tym, co dostałem. "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie". Skoro potrafię pokazać i opowiedzieć, to powinienem pomóc osobom niezdolnym do samodzielnej podróży np. do Jerozolimy.

Chyba nie całkiem darmo. Uchodzi Pan za bardzo obrotnego biznesmena. Jak ważne są w Pana życiu pieniądze?
Wie pan, ja mam obowiązki. Za chwilę będę najstarszy w rodzinie, a emerytury nie będzie, bo ZUS jest oszustwem. I muszę być przygotowany na to, żeby utrzymać w rodzinie wszystkich, którzy nie dadzą sobie z tym rady. Poza tym tradycja ziemiaństwa uczy, że ziemia, z której czerpiemy korzyść, jest też pewnym obowiązkiem danym od Boga.

Czasem wprowadza Pan też jako środek płatniczy modlitwę, pozwalając robić sobie zdjęcia za zmówienie "Ojcze nasz". Wierzy Pan, że będzie to miało siłę sprawczą?
Każda modlitwa ma siłę sprawczą. Traktuję to jako część pracy misyjnej. Przypominanie ludziom na wakacjach, na jarmarku, że istnieje Pan Bóg, jest, z mojego punktu widzenia, wartościowe. A najpiękniej jest, kiedy ktoś mówi, że nie umie "Ojcze nasz". Wtedy radzę: "Niech pan sobie wygoogluje i przeczyta klasykę literatury, którą modliły się nasze babcie". Myślę, że Pan Bóg tego słucha i się cieszy.

Mówi Pan o sobie, że jest katolikiem bardziej starotestamentowym niż posoborowym.
Mowa nasza ma być prosta: tak-tak, nie-nie. Do mnie bardziej przemawia bicz ukręcony z powrozów. Każdy ma swoje powołanie osobiste, talenty dane od Boga, swój charyzmat. Ja lepiej czuję się w zwarciu. I wolę mową prostą, starotestamentową. Ona mnie lepiej porządkuje. Mniej grzeszę, kiedy czytam Stary Testament. Może w miarę rozwoju i dojrzewania przerzucę się na Nowy Testament. Ale już teraz wybieram z niego niektóre czytania - np. przypowieść o tym, że mamy być solą ziemi. Tyle że w czasach Jezusa sól nie była miałkim pyłem, tylko twardą skałą krystaliczną, która kaleczy palce, jeśli się ją za mocno ściśnie. Jest jeszcze jeden fragment: "Masz być zimny albo gorący - w przeciwnym razie rzygam tobą". Tak w oryginale mówi Bóg! I ja staram się być zimny albo gorący.

Nie kwestionuje Pan w ten sposób kierunku rozwoju Kościoła, który stawia dziś raczej na dialog? W wielu sprawach jest Pan bardziej ortodoksyjny niż polski Episkopat...
Biskup, jako ojciec wszystkich, nie jest od tego, żeby być radykalnym. Od tego ma swoich wojowników. Gdybym ja miał pod sobą całą diecezję, może też byłbym bardziej ugodowy, bo musiałbym się o wszystkich zatroszczyć.

I Pan odnajduje się w roli tego radykalnego wojownika?
Jezus Chrystus był radykałem! Wywoływał skandale: osłonił ladacznicę przed ukamienowaniem, spotykał się z kolaborantami - celnikami, wygonił handlarzy ze świątyni, zniszczył ich mienie, wychłostał ich. Nawet niegrzecznie odzywał się do własnej matki, dając jej lekcję! Religia, nauka, którą głosił, była radykalna, rewolucyjna.

I dlatego funkcjonuje Pan w mediach jako dyskutant-killer?
To wynika akurat z faktu, że przyjmuję zaproszenia świadomie, a nie wszystkie, jak leci. Chodzę tylko do wybranych programów, rzadko i zawsze w konkretnej sprawie. Kiedy np. zgodziłem się pójść do Wojewódzkiego, postawiłem warunek, że mamy rozmawiać o pornografii, a nie o mnie. O sobie nie rozmawiam, bo prywatność się ma, jak się o niej nie gada. Ale o sprawy mogę się bić - mam i taką chęć, i temperament do zwarcia, do ścierania opinii. Milutka rozmowa intelektualna to po prostu nie ja.

Chyba coraz częściej będzie Pan miał okazję bić się o sprawy, bo w Polsce daje się obserwować wzrost nastrojów antyklerykalnych.
Komuniści, którzy butnie podnoszą teraz łby, zawsze chcieli Kościół zniszczyć. I mówią o tym otwarcie: chcą rugowania krzyży z przedszkoli i szkół, aborcji, czyli mordowania niewiniątek, rejestrowania przez państwo par homoseksualnych pod hasłem "małżeństwo", bezwstydu na ulicach, czyli parad zboczeńców. Do tego po zwycięstwie plugastwa i jego wejściu do parlamentu nastąpiło obniżenie kultury. Wyłażą z krzaków zachowania, które kiedyś były niedopuszczalne, niekulturalne, nieeleganckie. Sam obserwuję, że np. rok temu w Mrągowie, nawet kiedy kilku gości się podpiło i było lekko ordynarnych, to jednak mitygowali się nawzajem: "Stary, ale nie tak głośno". W tym roku już się nie mitygowali - tylko to szło ulicą. Już jeden drugiego nie powstrzymywał np. przed wyjściem w slipkach, bez koszuli, na główny deptak handlowy. A rok temu próbowali się chociaż jakoś ubrać, owinąć ręcznikiem. Podobne zachowania zostały po prostu dopuszczone do przestrzeni publicznej i plugastwo wyszło na ulicę.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Pana sympatycy dzielą się na tych, którzy oglądają Pana programy podróżnicze "pomimo" Pana twardych katolickich poglądów, i na tych, dla których jest Pan bastionem Ciemnogrodu, ale którzy nie rozumieją Pana kosmopolitycznej pasji podróżowania?
Też kiedyś myślałem, że są dwie grupy i mam pisać dla nich różne książki. Ale dziś wiem z maili, że to jest ta sama grupa. Teraz robię bardzo konserwatywny, skrzywiony w prawo program podróżniczy "Boso" i ogląda go tyle osób, ile oglądało "WC Kwadrans". Chociaż niedawno jakaś pani powiedziała mi: "Nie cierpię pana, ale oglądam pańskie programy w TVN-ie". Niektórzy sądzą, że Cejrowski to dwie różne osoby. Ja wtedy pukam się w czoło i pytam, czy Ignacy Paderewski był patriotą i działaczem niepodległościowym czy pianistą. Był i jednym, i drugim - tak jak Wojciech Cejrowski. Jestem integralny. Każdy z nas ma obowiązek być patriotą, czyli aktywistą w sprawach ojczyzny, a nie tylko z niej czerpać, nic nie dając. Dlatego nie przyjmuję propozycji, żebym zajął się wyłącznie dobrze płatnymi podróżami i odpuścił sobie moje zaangażowanie polityczne.

Jak Pan łączy to zaangażowanie patriotyczne z tak mocną krytyką współczesnej Polski?
Polska jest moją matką. I nawet jeżeli matka wychodzi za mąż za Aleksandra Kwaśniewskiego, to jej nie porzucamy i nie przestajemy jej kochać. Mogło jej się czasowo pomieszać w głowie, ale matka to matka. Poza tym: "co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy" - a zatem przestrzeń niepodległości należy wybijać szablą. I jeżeli władza postkomunistyczna pod nazwą Platforma Obywatelska - do spółki z PSL-em, który w poprzednim systemie uczestniczył we władzy służącej obcemu mocarstwu - przejmuje rządy, to musimy cierpieć, ale jednocześnie walczyć o wyzwolenie.

I wobec byłych komunistów nie stać Pana na chrześcijańskie miłosierdzie?
Miłość nie zawsze polega na miłych słówkach. Czasami wymaga szczerych i twardych słów oraz bicza z powrozów. Dlatego kiedy spotykam w przestrzeni publicznej Kalisza, wrzeszczę "Precz z komuną!". Bo to nie jest obywatel, który nagle zaczął uczestniczyć w socjaldemokratycznej partii. To nieukarany przestępca, zdrajca ojczyzny - działacz PZPR-u, czyli zbrodniczej organizacji, która służyła obcemu imperium w czasie, kiedy Polska nie była niepodległa. Takim osobom powinno się zaproponować wagony na Wschód, do ich mocodawców - i to byłby i tak akt miłosierdzia. Ale jeżeli chcą zostać w kraju, powinni być osądzeni i dostać wyroki za zdradę ojczyzny.

Czyli osądzenie postkomunistów zdjęłoby w Pana oczach to odium?
Tak mi się wydaje. Zróbmy eksperyment: musieliby wyznać swoje winy, naprawić szkody, oddać, co ukradli itd. To są warunki spowiedzi. Bezwarunkowe odpuszczenie win jest zachętą do dalszych grzechów.

Często powtarza Pan, że nie "o taką Polskę walczył z komuną".
To kwestia tego, czy odzyskaliśmy niepodległość w '89 roku czy nie. Moim zdaniem do niepodległości prowadzą nie aksamitne rewolucje i umowy przy Okrągłym Stole, a jedynie czyn zbrojny. I tak jak rozmontowaliśmy system komunistyczny, tak należy czym prędzej rozmontować Unię Europejską jako biurokratyczno-socjalistyczny moloch, który produkuje absurdalne przepisy i blokady. My dziś temu obcemu ustawodawstwu i sądom podlegamy, musimy dopasowywać się do regulacji unijnych. Nie jesteśmy więc suwerennym państwem - ani wobec Unii, ani wobec Wschodu, bo rządzą nami serwiliści i chłoptasie. I dlatego być może w którymś momencie będę nawoływał do rewolucji - żeby ich obalić przemocą i odsunąć od władzy.

Nie przesadza Pan? Można przecież odwołać ich w demokratycznych wyborach.
Jakich? Z list partyjnych? Dopóki nie ma jednomandatowych okręgów wyborczych, takie wybory nie spełniają realnie żadnego mechanizmu kontrolnego. Z exposé premiera Tuska nie został zrealizowany żaden z punktów, a on zwycięża ponownie. Dlaczego pod koniec jego urzędowania nikt nie wziął go na spytki i go z tego nie rozliczył? Nie ma wolnej prasy, radia i telewizji, która docierałaby do wszystkich mózgów. Mamy propagandę sukcesu, radości. Media nie kontrolują, tylko osobiście uczestniczą we władzy - chociażby przez byłych komunistów, którzy się uwłaszczyli. Ludzie głosują na PR, na piękne ryje.

I Pana zdaniem po 1989 roku naprawdę nic się nie zmieniło?
Są jakieś różnice, choćby to, że dziś mam paszport w szufladzie, a kiedyś musiałem chodzić do ubeka i o niego prosić. Ale to kosmetyka. Jeśli rozmawiamy o niepodległości, to dziś jej nie ma.

Rozmawiał Marcin Mindykowski

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki