Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

BNP Paribas Sopot Open. Stefano Travaglia nie znalazł pogromcy w Sopocie. Niemiec Andre Begemann i Rumun Florin Mergea wygrali w deblu

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
W finale debla górą była para Andre Begemann (czerwona koszulka) i Florin Mergea (niebieska) nad Polakami Karolem Drzewieckim i Mateuszem Kowalczykiem
W finale debla górą była para Andre Begemann (czerwona koszulka) i Florin Mergea (niebieska) nad Polakami Karolem Drzewieckim i Mateuszem Kowalczykiem Karolina Misztal
Turniejowa "jedynka" okazała się najlepsza w BNP Paribas Sopot Open. Po trwającym prawie dwie godziny finale singlistów Włoch Stefano Travaglia pokonał 2:1 Słowaka Filipa Horansky'ego. To nie były zawody Polaków. Najwyżej, bo do finału, zaszli debliści Karol Drzewiecki oraz Mateusz Kowalczyk.

- Tylko jednego brake'a zrobiłem w pierwszym secie. W drugim rywal miał bardzo dobre returny. Jestem szczęśliwy, że zacząłem grać swój tenis w trzecim. Na początku sezonu miałem plan, aby wejść do pierwszej setki w rankingu ATP. Po turnieju w Sopocie będę miał numer 79. Bez znaczenia jest teraz dla mnie, czy będę grał na trawie, czy - tak jak tutaj - na mączce. Znakomicie byłoby zakończyć sezon wejściem do pięćdziesiatki rankingowej - powiedział szczęśliwy zwycięzca BNP Paribas Sopot Opne Stefano Travaglia.

Włoski tenisista wykorzystał m.in. to, że zdecydowanie mniej zmęczył się w sobotnich półfinałach. Słowak Filip Horansky musiał się bowiem mocno napracować w starciu z Rosjaninem Asłanem Karacewem. Travaglia w niedzielnym finale wygrał 6:4, 2:6, 6:2.

- Kort centralny jest bardzo ładny - wyjaśniał nam Stefano Travaglia. - W jego otoczeniu można trenować do woli, ponieważ nie brakuje tutaj bocznych kortów. Strefa dla zawodników jest w porządku. To samo z zapleczem fitnessowym. Do hotelu jest stąd 15 minut piechotą. Czuję się tutaj pewnie. Nie liczy się przecież tylko sam kort, ale i jego otoczenie. Na pewno chciałbym tutaj wrócić za rok. A jeśli mnie nie będzie w Sopocie, to tylko dlatego, że pojawi się możliwość gry w turnieju ATP (turniej wyższej rangi, gdyż w Sopocie jest challenger – przyp.).

Nadzieję na to, że ten turniej będzie udany dla Polaków kibice mieli dzięki postawie deblistów Karola Drzewieckiego i Mateusza Kowalczyka. Dotarli oni do niedzielnego finału, w którym mierzyli się z Niemcem Andreą Begemannem i Rumunem Florinem Mergeą. Ci drudzy okazali się lepsi - wygrali 6:1, 3:6, a w match tie-breaku 10:8. Dla Kowalczyka był to drugi finał z rzędu, bo rok wcześniej wygrał w parze z Szymonem Walkówem.

W Sopocie z "dwójką" występował Kamil Majchrzak. Już w pierwszym meczu, w 1/16 finału, nie sprostał jednak Niemcowi Jeremy'emu Jahnowi, któremu uległ 7:6 (7:5), 1:6, 5:7. Na tym etapie odpadł także Daniel Michalski, który przystępował do gier z tzw. dziką kartą. On trafił jednak na późniejszego triumfatora - Travaglię, z którym przegrał wysoko 1:6, 1:6.

- Na pewno te wyniki mnie, jako trenera, selekcjonera, nie zadowalają, bo znam tych zawodników. Największy niedosyt, wiadomo, został po Kamilu Majchrzaku, na którego tutaj wszyscy liczyli. Kamil przyjechał tutaj jako jeden z faworytów. Taki jest jednak tenis. Ten mecz na pewno nie był wybitny, jeśli chodzi o Kamila. Przeciwnik grał w pewnych momentach jak natchniony. W pewnym momencie Kamil opanował siebie, opanował przeciwnika, ale nie udało mu się zamknąć meczu. Powiem szczerze, że zapłacił trochę cenę za ostatnie tygodnie. Postawił na bardzo duży pościg za punktami, za turniejem Wielkiego Szlema w Stanach Zjednoczonych. Gonił za tą upragnioną "setką". Zapłacił, bo tutaj była presja i oczekiwania wobec niego - powiedział trener Radosław Szymanik, kapitan naszej reprezentacji.

Daniel Michalski we wcześniejszej rundzie ograł 6:2, 7:5 Michała Przysiężnego, który w Sopocie zakończył swoją zawodową karierę.

- Fajnie, że wygrał, aczkolwiek mecz w kolejnej rundzie pokazał jak daleko jeszcze jest od czołówki zawodników - ocenił Szymanik. - A podsumowując wszystkich innych, prawdą jest, że brakuje nam startów. Brakuje takich turniejów, aby obywać się. Czy przegra ktoś 1:6, 1:6 czy 4:6, 4:6, to nie ma różnicy. To i tak przegrana. Ważniejsze jest, ile z tego można wynieść. Jak bardzo zapamięta się, że ciężka, codzienna praca i granie z takimi rywalami to przyszłość. Dla Daniela to była trudna lekcja na korcie centralnym. Mam nadzieję, że będzie więcej takich szans i sam je sobie będzie zdobywał. Mamy tylko trzy takie turnieje w roku. Trzy razy w roku w Polsce wszystko jest zupełnie niżej. Rekomendowałem Danielowi, aby szukał i grał w eliminacjach challengerów, aby ogrywać się z dobrymi zawodnikami.

Nietypowy wyścig w Londynie. Jego uczestnicy byli ubrani w spódnice i garnitury

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki