UCK nie jest przygotowane do udzielania specjalistycznej pomocy takim chorym, nie ma też takiego ośrodka nigdzie na Pomorzu. Co prawda Ministerstwo Zdrowia powołało na bazie tego szpitala Centrum Urazowe, ale w jego strukturze brakuje oddziału leczenia oparzeń. W szczątkowej postaci taki oddział funkcjonował przy Klinice Chirurgii Plastycznej do 2008 r. Teraz władze Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego są zdeterminowane - w ramach Centrum Urazowego taki oddział musi powstać.
Najmocniejszych argumentów "za" dostarczają statystyki. Zbiorczych danych o oparzonych nie gromadzi żadna instytucja. Na wniosek dr Hanny Tosińskiej-Okrój, specjalisty w zakresie chirurgii plastycznej i leczenia oparzeń, która 18 lat temu ratowała ofiary pożaru w gdańskiej hali Stoczni, Wydział Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego poprosił o nie szpitale na Pomorzu. Informacje, które otrzymał są porażające.
- Wynika z nich, że rokrocznie różnego stopnia oparzeń, wymagających leczenia w szpitalach (nie licząc tzw. resortowych) doznaje około 2,5 tys. Pomorzan - szacuje dr Jerzy Karpiński, dyrektor Wydziału Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego. Jednak - jak są leczeni i dokąd stamtąd trafiają, nie wiadomo.
- Inicjatywa władz GUMed jest cenna, bo zagrożenie pożarami w tak uprzemysłowionej metropolii jest olbrzymie, mamy przecież dwa lotniska, porty, do których wpływają tankowce, duże zakłady przemysłowe, jak choćby rafineria, czy budująca się na terenie Gdańska fabryka włókien celulozowych - wylicza dr Karpiński. - Oddział leczenia oparzeń na pewno zwiększyłby bezpieczeństwo mieszkańców oraz turystów, którzy coraz tłumniej nas odwiedzają.
- Przybyły nam dwa stadiony, mamy coraz więcej firm pracujących na bazie chemicznych odczynników, nie ma więc cudów, kwestią tylko czasu jest, kiedy na Pomorzu wydarzy się taki czy inny wypadek, w trakcie którego oparzeń dozna większa liczba osób - uważa prof. Janusz Moryś, rektor GUMed. - A że oparzenie jest jednym z urazów wielonarządowych, taki oddział dla pacjentów Centrum powinien powstać.
Po zakończeniu porządkowania terenu Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, a więc pod koniec bieżącego roku, rektor będzie w stanie wskazać konkretne działki, na których można postawić pawilon dla takiego oddziału. Nie będzie to droga inwestycja, problem jednak w tym, jak ją potem utrzymać. Za ratowanie życia oparzonych Narodowy Fundusz Zdrowia będzie musiał zapłacić, za tzw. gotowość - niekoniecznie. W utrzymaniu specjalistycznych ośrodków w odległych od Pomorza Gryficach czy Siemianowicach partycypuje wiele firm, m. in. z naszego regionu. Bez ich wsparcia oddział leczenia oparzeń w Gdańsku nie da rady się utrzymać.
Pełną świadomość tego, o co walczy, ma dr Hanna Tosińska-Okrój, legendarna lekarka oparzonych w tragicznym pożarze, którego rocznica przypada jutro. Niestrudzenie odwiedza więc włodarzy Pomorza, Gdańska, Sopotu i Gdyni, lobbuje wśród dyrektorów wybrzeżowych firm i zakładów, szuka sponsorów. Wspiera ją Gdański Klub Biznesu.
Jedno jest pewne - gdyby osiemnaście lat temu, kiedy podczas koncertu w gdańskiej hali Stoczni wybuchł tragiczny pożar, w szpitalu (wówczas jeszcze AMG) nie było oddziału oparzeń - lista jego ofiar byłaby o wiele dłuższa. Życie straciło w nim siedem osób, ponad trzysta doznało oparzeń. Dzięki natychmiastowej, fachowej pomocy lekarzy specjalistów, a potem ich troskliwej opiece przez wiele lat, oparzenia się wygoiły, a blizny stały się niemal niewidoczne. Wspomnienie tamtej tragedii noszą jednak w sercach i pamięci.
Musi powstać oddział leczenia oparzeń na Pomorzu! Dołącz do grupy na Facebooku!
Co na ten temat powiedzieli Mieczysław Struk, Ewa Kamińska, Jacek Karnowski i Wojciech Szczurek? Przeczytaj w piątkowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?