Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Błażej Jenek: Nigdy nie zbankrutowałem, ale bywałem zwalniany z klubu

Paweł Stankiewicz
Błażej Jenek jest dyrektorem w gdańskiej Lechii od stycznia 2004 roku. Z racji obowiązków na razie wstrzymuje się od gry w piłkarskich menedżerów
Błażej Jenek jest dyrektorem w gdańskiej Lechii od stycznia 2004 roku. Z racji obowiązków na razie wstrzymuje się od gry w piłkarskich menedżerów
Rozmowa z Błażejem Jenkiem, prezesem spółki Lechia-Operator i dyrektorem Lechii Gdańsk, o przygodzie z serią gry komputerowej Championship Manager.

- Lubi Pan komputerowe gry piłkarskie?

- Lubię jedną - Championship Manager i wszelkie mutacje.

- Dlaczego woli Pan menedżera od gier zręcznościowych?

- Jego stopień skomplikowania stanowi wyzwanie. To jedna z nielicznych gier, która poza ujawnionymi charakterystykami i elementami, ma także wartości ukryte, które można zrozumieć w trakcie grania.

- Był Pan, a może wciąż jest, fanem serii menedżera?

- Teraz nie znajduję już czasu. Szczególnie na studiach namiętnie grywałem. Logiczne odzwierciedlenie rzeczywistości stanowi sedno tej gry. To chyba ewenement na skalę wszelkich gier komputerowych.

- Na ile wówczas wciągnęła Pana ta forma rozrywki?

- Zimą to wypełniała każdy wolny czas. Granie było bardzo czasochłonne. Nieraz zdarzało mi się odinstalować grę albo łamałem płytę. Wracałem jednak do tej samej lub kolejnej edycji. To było jak nałóg.

- Prowadził Pan Lechię?

- Oczywiście, ale grałem też innymi zespołami, chociażby angielskim Millwall czy włoską Padovą. Zbierałem doświadczenie w różnych ligach. Najtrudniejsza jest liga angielska, ze względu na ilość danych w bazie. A poza tym prowadzenie Millwall z dosyć małym budżetem i w niskiej lidze stanowiło większe wyzwanie.

- Jakie wyniki osiągał Pan z Lechią?

- Na pewno fazę grupową Ligi Mistrzów. Chyba nie udało się awansować dalej. Wygrałem za to Ligę Mistrzów z Tottenhamem.

- Był, albo jest, w Lechii jakiś piłkarz, którego wcześniej sprowadził Pan do swojej wirtualnej drużyny?

- Miałem kiedyś w jednej z drużyn Razacka Traore. Jak go sprowadzaliśmy, jeden z naszych byłych współpracowników, Krzysiek Chmura, do mnie zadzwonił, że Traore świetnie spisuje się w grze. U mnie było podobnie. Rzeczywistość wirtualna przenika w realną. Często w rozmowach między klubami przewija się porównanie zawodników w lidze i w grze. Padają słowa "miałem tego zawodnika w grze i był naprawdę dobry". Zresztą takie porównania są także w rozmowach z dziennikarzami. Polecam grę kibicom. Po rozegraniu jednego sezonu inaczej ocenia się decyzje zapadające w klubach.

- Miał Pan swoich ulubionych piłkarzy?

- Z Polaków zawsze sprawdzali się Paweł Brożek i Radosław Kałużny. Bez względu na ligę.

- W prowadzeniu klubu także wzorował się Pan w pewnych aspektach na grze?

- Wzorowanie to za dużo powiedziane. Na pewno pokazuje proces decyzyjny, ograniczenie ryzyka, szacowanie prawdopodobieństwa. Gra uczy systemowego działania i ultralogicznego postępowania. Pamiętam, że jeszcze w III lidze, kiedy w internecie nie było jeszcze serwisów specjalistycznych, to korzystaliśmy z danych z gry. Tam były realne statystyki z wcześniejszych sezonów, wzrost, waga, kontuzje, a nawet zbliżone zarobki. Wyszukiwaliśmy zawodników po określonych profilach. Warto podkreślić, że mimo skomplikowanych algorytmów matematycznych nie zgubiono futbolowej specyfiki. Czasami podręcznikowe decyzje się nie sprawdzały, złamanie schematu pomagało przełamać impas.

- Łatwiejsze jest prowadzenie Lechii w rzeczywistości czy w grze?

- Złotą zasadą grania jest, że nie zapisuje się stanu gry i nie cofa po gorszym wyniku. Każda decyzja jest jednokrotna. Jednak w żaden sposób nie można porównać realnych pieniędzy i nieprzewidywalności. Ryzyko jest dużo większe. Z ciekawostek powiem, że Jose Mourihno w Chelsea miał pracownika w sztabie, który stałe fragmenty gry rywali wpisywał do CM. Możliwości bronienia przy rzutach rożnych analizowano przez grę. Jerzy Engel w swoim czasie też namiętnie grywał.

- Bardziej pasjonowały Pana kwestie menedżerskie czy czysto trenerskie?

- Chyba menedżerskie. Budowanie struktur kontraktowych, siatki płac, przedłużanie umów z odpowiednim wyprzedzeniem, budowanie budżetu czy szacowanie wpływów. O część szkoleniową byłem spokojny, bo często jako asystenta zatrudniałem Franka Baresiego. Nie ściągałem taktyk wzorowanych na topowych trenerach. Zawsze to były autorskie rozwiązania. Nigdy w grze nie zdarzyło mi się zbankrutować, ale byłem zwalniany.

Piłkarski menedżer w komputerze - co to takiego

Kilka słów o historii serii. Kiedyś był tylko Championship Manager. Ten tytuł wciąż jest na rynku, ale twórcy wirtualnego piłkarskiego menedżera tworzą teraz produkt o nazwie Football Manager. To nie jest gra zręcznościowa, jak chociażby FIFA czy PES, gdzie rozgrywa się mecze piłkarskie. Serie menedżerów to gry składające się z wielu tabel, liczb, olbrzymiej bazy danych z klubami z całego świata i dziesiątkami tysięcy realnych piłkarzy, których określają parametry przedstawione w cyfrach. Gra polega m.in. na zarządzaniu klubem, wydawaniu pieniędzy na rozbudowę obiektów, kupowaniu i sprzedawaniu piłkarzy, podpisywaniu kontraktów. Buduje się silny klub i drużynę. To także zarządzanie samą drużyną. Ustawianie treningów, taktyk, stałych fragmentów gry, składu. Podczas meczu obserwuje się wydarzenia na boisku, a reagować można na przykład poprzez rozmowę motywacyjną w przerwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki