Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Basil Kerski: Myślę, że Polacy są trochę zmęczeni historią, także historią Solidarności

Redakcja
Kerski: Dzięki swojej wielokulturowości wszędzie czuję się swojo, ale też zawsze byłem traktowany jako obcy
Kerski: Dzięki swojej wielokulturowości wszędzie czuję się swojo, ale też zawsze byłem traktowany jako obcy Przemek Świderski
Z Basilem Kerskim, nowym szefem Europejskiego Centrum Kultury rozmawia Jarosław Zalesiński

Spędził Pan w Gdańsku parę lat dzieciństwa, a nazywa sam siebie gdańszczaninem.
Mam biografię, która nigdzie się nie mieści, a nie jestem jej autorem. Tak się po prostu zdarzyło. Od dawna jestem odcięty od moich irackich korzeni. Mój ojciec wylądował na studiach medycznych w Gdańsku, tu poznał moją matkę i pracował. Ja urodziłem się w tym mieście w 1969 roku. W 1971 roku pojechaliśmy na wakacje do Iraku, bo po długim czasie ojciec chciał odwiedzić rodzinę.

Basil Kerski szefem ECS, a Wałęsa odchodzi z rady

I już was nie wypuszczono.
To było niespodziewane doświadczenie. Moja matka oczywiście nie znała ani słowa po arabsku, a mój ojciec został wcielony do armii jako lekarz i posłany na wojnę, na front wojny z Kurdami. Wrócił żywy, matka w tym czasie nauczyła się arabskiego. Po czterech latach uciekliśmy z Iraku.

Wróciliście do Polski.
Ale okazało się, że PRL za późnego Gierka jest strasznym miejscem. Ojciec wyjechał do Berlina Zachodniego, znalazł tam pracę i stwierdził, że nigdzie się nie rusza. Matka wyjechała więc razem ze mną, choć nie marzyła o tym, żeby żyć w Niemczech, nie miała też ochoty na ponowną zmianę kultury. Ja zresztą również. Dobrze czułem się w Gdańsku. Po wyjeździe matka podtrzymywała jednak bliskie więzi z rodziną, tak że praktycznie co roku, poza latami stanu wojennego, większość wakacji, nieraz całe lato, spędzałem w Trójmieście. Kiedy mówię, że czuję się gdańszczaninem, nie tworzę mitu.

Wszystko na temat Europejskiego Centrum Solidarności

Przyszedł rok 1989.
Bardzo interesowałem się wyborami do Sejmu kontraktowego. A w NRD odbywały się wtedy wybory do samorządów, totalnie sterowane. Poznawałem też wtedy trochę NRD, bo trzeba było wsiąść do pociągu na dworcu Lichtenberg, za każdym razem kiedy podróżowałem do Gdańska czy Warszawy. To była podróż przez trzy polityczne przestrzenie. Doświadczenie mojej generacji.

I upadek muru.
Szalenie ważne dla mnie. W Berlinie Zachodnim czułem się dziwnie. Dzisiaj jest on idealizowany, przedstawiany jako wyspa wolności, ale taki młody człowiek jak ja, który znał Trójmiasto, jego przestrzeń, lasy, Kaszuby, morze, dusił się w Berlinie. Poza tym dla młodych emigrantów Berlin Zachodni był miastem bez przyszłości. Gospodarka rozwijała się dzięki dotacjom. Trzeba było być częścią tego systemu, być zachodnim berlińczykiem, żeby w tym systemie jakoś prosperować.

Tamten Berlin wspomina Pan jako prowincjonalne miasto.
Takie było.

Gdańsk też leży na peryferiach. Ale to właśnie na peryferiach dzieją się często wielkie rzeczy. I to Pana fascynuje.

Rzeczywiście fascynuje mnie to, nawet bardziej dzisiaj. Wychowałem się na prowincji. W Iraku wylądowaliśmy przypadkowo w mieście Diwanija. Nawet Irakijczycy zwykle nie wiedzieli, gdzie ono leży. Notabene była to ostatnia siedziba polskich wojsk w Iraku. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Iraku, nikt nie przypuszczał, że problemy tego leżącego na uboczu wielkiej polityki kraju, jego konflikty z sąsiadami...

...staną się globalnym problemem.
Właśnie. Często rzeczywistość zaskakuje nas w taki sposób. Kiedyś odbyłem ciekawą rozmowę z bardzo ważnym zachodnioniemieckim politykiem. Powiedział mi: kiedy w 1978 roku Wojtyła został Papieżem, wiedzieliśmy, że to ważne. Rok 1980, Solidarność, tak, to także wydawało się ważne. Ale nigdy nie myślałem, że to będą wydarzenia, które okażą się kluczem do zjednoczenia Niemiec. Spodziewałem się, że rozwiązanie pojawi się w Moskwie, w Waszyngtonie...

Basil Kerski szefem ECS, a Wałęsa odchodzi z rady

A nie w prowincjonalnym Gdańsku, w jakiejś tam stoczni.
Przedstawiciele prasy światowa pojawili się w stoczni i w Gdańsku, ale przedtem mało kto interesował się tymi ludźmi. Cały świat mówił o demokracji, sympatyzował z dysydentami, ale tak naprawdę nikt nie wiedział, kim Borusewicz czy Wałęsa. A oni działali na własną rękę, nie znając skutków swoich działań. To fascynująca historia.

Wszystko na temat Europejskiego Centrum Solidarności

Czy jeszcze żywa w Gdańsku? Gdańsk nie jest już przecież dumny z Solidarności.
Myślę, że Polacy są trochę zmęczeni historią, także historią Solidarności. To zresztą zdrowe, że są nią zmęczeni.
I to mówi szef Europejskiego Centrum Solidarności? To po co tę historię reanimować?
Przed historią nie uciekniemy. Codziennie nasza wspólnota musi się jakoś określać. A określanie się oznacza odnoszenie się do historii. Nie może powstać próżnia.

Ale jak o najnowszej historii Polski mówić, skoro Polacy są nią zmęczeni?
Kiedy my, Polacy, słyszymy słowo solidarność, kojarzy nam się dzisiaj ono z konkretnym wydarzeniem historycznym. Ale to coś więcej, to także pewna wartość, wynikająca z chrześcijaństwa. Nie ma, nie może być demokratycznej wspólnoty bez jakiejś funkcjonującej w nim definicji pojęcia solidarności.

Basil Kerski szefem ECS, a Wałęsa odchodzi z rady

Brzmi to dość ogólnie.
Mogę się posłużyć przykładem z mojego życia. W mojej rodzinie jest osoba niepełnosprawna intelektualnie. Kiedy nie miałem jeszcze tego doświadczenia, czytałem wspomnienia hrabiny Donhoff, dotyczące eutanazji jej siostry. Wstrząsnęło to mną, ale to była obca historia. Dopiero kiedy poznałem taki przypadek, pomyślałem - ta osoba mogłaby przecież doświadczyć braku solidarności, zostać poddana eutanazji, a dzisiaj doświadcza solidarności, bo społeczeństwo niemieckie, po doświadczeniach z eutanazją w latach nazizmu, określiło zasadę solidarności ze słabymi. Unia także nie może dzisiaj działać bez przynajmniej jakiejś deklaracji solidarności. Bez przekonania, że ktoś słabszy, kto stara się nas dogonić, przynosi nam też korzyści.

Wszystko na temat Europejskiego Centrum Solidarności

Czyli słowo solidarność powinniśmy zacząć kojarzyć w Polsce nie tylko z 1980?
Profesor Ireneusz Krzemiński przeprowadził dla ECS badania dotyczące dzisiejszej pamięci i wrażliwości Polaków. W odpowiedziach młodszych osób pojawiał się zawsze dystans do starych sporów, ale pojawiało się też przekonanie, że za tym pojęciem kryje się coś ważnego.

Jak do tego wszystkiego ma się ECS?
Zadaniem ECS na pewno nie jest próba zmiany sposobu myślenia ludzi, którzy mają swój pogląd na temat Solidarności. Ciekawszą perspektywą jest wzbogacanie ich wiedzy. Z moich doświadczeń wynika, że nawet uczestnicy i świadkowie nie znają całego bogactwa nie tylko ruchu Solidarność, ale także całej polskiej kultury politycznej, niezależnej myśli demokratycznej. Zadaniem ECS jest pokazać rolę tych ruchów, dodam - w europejskim kontekście. Poznając innych, ich ograniczenia, możemy poznać blask własnych tradycji. To działania, które są ważne dla generacji świadków i uczestników.
Pomnik ich działań?
Nie tylko. Starsza generacja również jest zainteresowana życiem w społeczeństwie demokratycznym i tolerancyjnym i powinna chcieć przekazywać te wartości młodszym. Tutaj widzę zasadę solidarności pokoleń. Generacja, która będzie zwiedzała wystawę w ECS, ma się w tym świecie wartości jakoś odnaleźć. ECS jest instytucją zwróconą w przyszłość.

Ale Bogdan Lis powtarza, że ECS powinno być prowadzony przez człowieka związanego z etosem.
W naturalny sposób dziedzictwo Solidarności staje się dziedzictwem generacji, do której nie należą bohaterowie Sierpnia. Ja akurat jestem człowiekiem, dla którego końcówka lat 80. była bardzo ważna. Ukształtowała moje myślenie polityczne i moją wrażliwość. Pamiętam do dzisiaj, jak wśród emigrantów polskich w Berlinie Zachodnim krążyły nagrania VHS z telewizyjną debatą Lecha Wałęsy i Alfreda Miodowicza. To część także mojej historii. W pluralistycznym społeczeństwie jest czymś normalnym, że spotyka się ze sobą wiele doświadczeń, związanych z historią, wiele perspektyw i wiele odczuć. A miejsce bohaterów Sierpnia jest chyba w bardziej uprzywilejowanej przestrzeni niż w ECS.

Może ich miejsce polega na przekazaniu pałeczki w sztafecie pokoleń.
Co może być trudne. Bo to nadal generacja, która się znajduje w centrum życia politycznego i społecznego. I musi być. Za wcześnie na zasadniczą zmianę pokoleń. Te osoby nadal ponoszą odpowiedzialność za dziedzictwo i pamięć w sferze publicznej.

Zapytam jeszcze - a gdyby ECS funkcjonowało już dzisiaj w swojej siedzibie, w czasie arabskiej Wiosny Ludów miałoby coś do zrobienia?
Byłoby to koniunkturalizmem, gdybyśmy całkowicie podporządkowali działania ECS tej problematyce. Ale ECS mogłoby już rok temu przedstawić z pięć filmów albo trzech pisarzy z tego obszaru, którzy wytłumaczyliby Europejczykom i gdańszczanom, że islamizm owszem, jest niebezpieczeństwem, ale są też nowe problemy i jeśli coś wybuchnie w tym regionie, to z innych powodów. Takie inicjatywy byłyby bardzo cenne. Ale nie sądzę, żeby na co dzień należało tak szeroko określać działania ECS.

Pańska biografia predestynuje Pana do tego. A wie Pan, że jeden z posłów PiS wytknął Panu brak polskiego obywatelstwa?
Jestem człowiekiem, który dzięki swojej wielokulturowości wszędzie czuje się swojo, ale też zawsze byłem traktowany jako ktoś obcy. W Berlinie, gdzie mieszkam od dawna, nadal są tacy, którzy chcą mi tłumaczyć ducha tego miasta. Wtedy bezczelnie przerywam i mówię: owszem, jestem Polakiem, ale ja tutaj żyję dłużej od pana. Teraz w Gdańsku starają się włożyć mnie do różnych szuflad. To przykre, czasem bardzo mnie to deprymuje i boli. Niestety, to znam.

Wszystko na temat Europejskiego Centrum Solidarności

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki