Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barwy kampanii, czyli mama to mama, a tata uczy doić krowy

Ryszarda Wojciechowska
archiwum polskapresse
Błazenadą i żenadą nazywają politolodzy trwającą właśnie kampanię prezydencką. I mają rację, bo kandydaci częściej wychodzą ze skóry niż z własnym programem

Wiele kampanijnych zachowań przybiera formę kabaretowo-cyrkową. Pretendenci do prezydenckiego pałacu stają się na chwilę kramarzami, kustoszami, przywołują szoguna, smerfa Marudę, wbijają się w swoje garnitury i pilotki. Czy teza, że wszystkie chwyty w kampanii są dozwolone ma sens? Czy ciemny lud, jak chce "klasyk", to naprawdę kupi? Z odpowiedzią, niestety, musimy poczekać do prezydenckich wyborów.
Na razie kampania trwa i PR poganiany jest PR-em.

Ustawki to sposób ocieplania wizerunku, praktykowany od lat. Ocieplają mamy i żony. Mogliby pewnie też mężowie. Ale dla Magdaleny Ogórek mąż i historie związane z garnkami to raczej balast. Ale już żona Andrzeja Dudy, Agata, nie stroni od opowieści o mężu. Jednak tylko w kampanijnym pisemku, przygotowanym specjalnie przez sztabowców PiS. Dzięki temu wiemy, że kandydat na prezydenta lubi żurek i ruskie pierogi, ryby, a także kozi ser. Przeczytać można również, że do jego obowiązków w domu należy wynoszenie śmieci, domowe naprawy i większe zakupy.

W ustawkach prym wiedzie Adam Jarubas, kandydat PSL na prezydenta. W jednym z tabloidów ukazało się fotostory o zabawnym kryptonimie: rolnik chce do Belwederu. Widzimy więc zdjęcia małego Adasia jak przyjmuje komunię, jak służy do mszy. Potem już zdjęcia dorosłego Adama przed próbą wydojenia krowy (niestety nie wiemy, czy próba była udana), jak pomaga ojcu. Czytamy, jak chwali go mama, że syn to najbardziej lubi pomagać w oborze.

Nową formą ustawki stał się Twitter. Tu można lansować się samemu i do woli, bez napraszania się tabloidom. Zdaje się, że wszyscy kandydaci uwierzyli w cudowną moc internetu i tam przenieśli część swojej kampanii.

Dla pretendentów do prezydenckiego fotela czy raczej żyrandola - jak chcą niektórzy - zwłaszcza mecz międzypaństwowy to okazja do zademonstrowania własnego patriotyzmu. Skorzystał z tego Adam Jarubas, zamieszczając zdjęcie, na którym widać, jak samotnie ogląda mecz Polska -Irlandia, z nienaturalnie bliskiej odległości od ekranu telewizora. Dlaczego tak blisko? Trudno powiedzieć. Mecz do wyborczego lansu wykorzystał też Paweł Kukiz, który napisał na Twitterze: "Zaraz zejdę na zawał i będzie po wyborach. Co oni wyprawiają w tym Dublinie?". Podobnie Janusz Korwin-Mikke, który pojechał do samego Dublina, gdzie z tamtejszych trybun kontemplował to sportowe widowisko. Z tym że jak przyznał, na rozpoczęcie meczu się spóźnił. Na szczęście chociaż bramkę Polaków zdążył zobaczyć.

Nieźle piarowo trzymają się gospodarskie wizyty. Te najczęściej zdarzają się obecnie sprawującemu urząd prezydenta Bronisławowi Komorowskiemu. Niedawno można było zobaczyć, jak prezydent zajechał bronkobusem do innego Bronka... Bacha, sołtysa wsi Boguszyniec. Prezydent obejrzał bydełko nie byle jakiej klasy i rasy, bo limousine, zachwycił się tym, że w Boguszyńcu są nawet bociany i spożył z gospodarzami posiłek już bez udziału kamer.

Ale prezydencka wizyta w Japonii nie była już tak udana. Komentowano złośliwie, że prezydent zabrał w podróż generała, a wrócił z szogunem. Pokazywano jak podczas wizyty w sali obrad tamtejszego parlamentu Bronisław Komorowski wołał do szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego generała Stanisława Kozieja: "Chodź, szogunie".

Ten szogun długo odbijał się medialną czkawką, podobnie jak to, że prezydent miał stanąć w tymże parlamencie na krześle czy na podium dla spikera. Kancelaria prezydencka potem prostowała, że żadnego krzesła tam nie było, ale i tak na wiecach wyborczych Bronisława Komorowskiego ten przedmiot pojawiał się jako... wyborczy hak. Raz ktoś wymachiwał krzesłem prawdziwym, innym razem styropianowym. Nawet krzesło wybrzmiało w wystąpieniu kandydatki Magdaleny Ogórek, która stwierdziła: "Prezydent ma stać na straży konstytucji, a nie tylko na krześle".

Skoro o kandydatce SLD mowa, to ona wylansowała inny wyborczy gadżet, telefon. Magdalena Ogórek, jak wiadomo, mówi niewiele. Ale jak już coś powie, to... klękajcie narody. Na konwencji wyborczej zapowiedziała: "Nie wahałabym się odpowiedzieć na depeszę Władimira Putina i podniosłabym słuchawkę, żeby do niego zadzwonić".

Do Putina ani ona, ani nikt inny nie zadzwonił, ale do Radia Maryja - tak. I to sam Jarosław Kaczyński, z Warszawy - jak się przedstawił. A potem prezes PiS chwalił na antenie kandydata Dudę, obecnego właśnie w tym studiu. I mówił, że to dojrzały, pracowity, a do tego człowiek z zasadami i gorliwy katolik z porządnej rodziny.

Telefon pojawił się też w spocie wyborczym Andrzeja Dudy. Widzimy, jak dzwoni w środku nocy w Belwederze. Jakiś głos mówi: - Panie prezydencie, dzwonią z Moskwy. - Chodź, szogunie - pada przez sen odpowiedź. - Nie, to Moskwa - słychać po raz kolejny. I wówczas rozbrzmiewa głos prezydenta: - Już jest przygotowana strategia wyjścia z NATO. Jestem po rozmowie z panem premierem w tej sprawie.

Wykorzystano, jak się okazało, przejęzyczenie się prezydenta jeszcze z czasów, kiedy był marszałkiem Sejmu i zamiast powiedzieć o wyjściu z Afganistanu, powiedział o wyjściu z NATO. Tak oto telefon i przejęzyczenie stało się kolejnym hakiem.
Zmiana wizerunku w kampanii też się zdarza. Już Jacek Kuroń przed laty w kampanii prezydenckiej próbował wejść z dżinsowej koszuli w garnitur. Ale dla wszystkich było jasne i dla niego również, że w garniturze nie był sobą. Teraz takiej zmiany spróbował Paweł Kukiz, który na co dzień ubiera się jak rockandrollowiec. Kukiz nie podjął jednak całkowitego ryzyka i w garnitur wbił się, na razie, tylko wirtualnie. Zdjęcia przebranego rockmana pojawiły się w internecie. Ale zmiana wizerunku wzbudziła zainteresowanie.

- To prawdziwy kandydat czy fotomontaż? - padały pytania.
- Czy ta głowa nie jest doklejona do garnituru? - szydzono. Kukiz sam niczego nie prostował. Napisał jedynie, że zdaniem jego sztabu, tak jest lepiej, ale on sam nie jest do tego wizerunku przekonany. Poszedł za ciosem i ukazało się kilka innych jego przebrań, równie eleganckich. Czy to jednak ten sam jeszcze Kukiz?

Po wyborczej muszce, modę na wyborczą pilotkę wprowadził Janusz Korwin-Mikke. Tym razem kandydat oderwał się całkowicie od ziemi i w kampanijne podróże lata, a nie jeździ. Awionetkę pożyczył mu jeden z biznesmenów. Na wzór amerykańskiego Air Force One nazwano ją Air Korwin One. Ale tabloidy przechrzciły go na swojski "korwinolot". Lepiej brzmi i przede wszystkim prawdziwej.

Zresztą innym też zdarzają się w tej kampanii amerykańskie zapożyczenia, np. Andrzej Duda, podobnie jak Barack Obama, czytał w internecie "hejty" pod swoim adresem. To był pomysł z okazji prima aprilis. Kandydat PiS odczytywał to, co wcześniej pojawiło się na Twitterze, np. taki wpis: Ten Duda wygląda jak młodszy brat Maliniaka z "Czterdziestolatka". Taka formuła miała nas przekonać do tego, że Duda nie jest plastikowy i ma spory dystans do siebie.

Andrzej Duda pokazał też, że jak trzeba, to może być kustoszem, a nawet kramarzem. Najpierw otworzył Muzeum Zgody im. Bronisława Komorowskiego, a potem Bronko-Market. Muzeum przy ul. Pięknej w Warszawie to rodzaj happeningu, który w sposób prześmiewczy ma pokazać, jak wygląda zgoda w wydaniu obecnego prezydenta. Jednym z głównych "eksponatów" stała się niszczarka, która zdaniem kandydata PiS, ma przypomnieć, jak obecny prezydent podchodzi do obywatelskich zmian w prawie. Jest też w tym muzeum ciupaga i kilka innych akcentów.

W Bronko-Markecie, także przy Pięknej, kandydat PiS postraszył drożyzną, jaka zapanuje w polskich sklepach po przyjęciu waluty euro. W zaaranżowanym sklepiku znalazły się podstawowe produkty spożywcze i chemiczne, a na etykietach ceny obowiązujące w tej samej sieci sklepów w Polsce i na Słowacji, w której od 2009 roku jest już euro. Oczywiście ceny słowackie były dużo wyższe niż polskie. A kandydat podsumował, że zarobki na Słowacji są porównywalne do tych w Polsce, ale działalność prezydenta i jego ekipy może przynieść te słowackie ceny - straszył. Bronisław Komorowski odniósł się do tego krótko: "Kramarz chyba zapomniał, że zarabia w euro, podczas gdy reszta Polski w złotówkach".

Sam prezydent wolał szukać bardziej bajkowych określeń. Na jednym z wieców np. oświadczył: "Mamy wielkie zadanie, żeby Polski nie oddać we władanie smerfa Marudy".

Są też już pierwsi wykorzystani w tej kampanii. Na pierwszy ogień poszli uczniowie w Aleksandrowie Kujawskim, których spędzono na wiec wyborczy Bronisława Komorowskiego, zaopatrując ich w plansze z napisami "Popieram Komorowskiego". W Mogilnie było podobnie, tyle że dzieci jeszcze dodatkowo ubrano w sztabowe koszulki. W obu przypadkach za wykorzystaniem stała lokalna władza, która chciała się w ten sposób przypochlebić prezydentowi. Była to jednak niedźwiedzia przysługa.
Z kolei studenci zostali wykorzystani przez mamę kandydata Andrzeja Dudy. Prof. dr hab. Janina Milewska-Duda na Akademii Góniczo-Hutniczej w Krakowie, gdzie prowadzi zajęcia, postanowiła podczas wykładu zbierać podpisy poparcia dla syna. Najpierw opowiedziała studentom, jak będzie wyglądać zaliczenie przedmiotu, a potem puściła w ruch listy z zastrzeżeniem, że jeśli ktoś chce, to może. Kiedy sprawa wyszła na jaw, władze uczelni to potępiły. A syn pani profesor skomentował to tak: "Mama to mama, a podpis to jeszcze nie głos".

Do wyborów został miesiąc. Miesiąc mniej więcej takiej kampanii.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki