Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartłomiej P. skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo w Jastrzębiej Górze

Jacek Wierciński, współpr. Maciej Pietrzak
Karolina Misztal
Na ćwierć wieku więzienia i 200 tysięcy złotych sąd skazał 33-letniego zabójcę Bartłomieja P. za zabójstwo w Jastrzębiej Górze. W 2010 roku 26-letnia matka dwójki dzieci zginęła od ciosów siekierą i nożem.

Zmasakrowane ciało Agnieszki P. znaleziono trzy miesiące po jej zaginięciu w 2010 roku w piwnicy domu w Jastrzębiej Górze, gdzie żyła razem z partnerem i dwójką dzieci. Skazany za zbrodnię Bartłomiej P. przed sądem stanął jednak dopiero po czterech latach, wcześniej mylił tropy i uciekł do Wielkiej Brytanii, gdzie... również trafił za kraty. Przez ostatni rok w areszcie czekał tylko na zagraniczne dokumenty. Wyrok 25 lat, który usłyszał, nie jest prawomocny.

Ucieczka, pobicie, odsiadka za granicą

33-letni dziś, a pochodzący ze Śląska Bartłomiej P. pomieszkiwał u Agnieszki P. i jej konkubenta w Jastrzębiej Górze. Pewnego dnia w 2010 roku po prostu zniknął, podobnie jak gospodyni, której ciało - ze śladami ciosów noża i siekiery - znaleziono dopiero po trzech miesiącach ukryte wśród różnych gratów wypełniających piwnicę.

Podejrzenie prokuratora od razu padło na P., jednak - jak wyjaśniają śledczy - do czasu znalezienia ciała, mężczyzna mylił tropy, wysyłając z telefonu ofiary SMS-y świadczące o tym, że kobieta wciąż żyła. Uczestniczył też w jej poszukiwaniach. Dodatkowo odsuwać podejrzenie mógł fakt, że, jak później zeznawali w trakcie procesu świadkowie, Bartłomiej żył z zamordowaną w przyjaznych stosunkach i nawet opiekował się jej dziećmi pod nieobecność kobiety. Zanim rozesłano za nim europejski nakaz aresztowania, P. zdążył wyjechać do Wielkiej Brytanii. Tam jednak szybko trafił za kratki skazany na prawie 3 lata więzienia za brutalne pobicie. Do ojczyzny Ślązak wrócił przekazany przez Brytyjczyków w grudniu 2013 roku - wprost na Pomorze, by tu usłyszeć zarzuty zabójstwa.

Nieadekwatna agresja, impuls i... catering

Bartłomiej P. szybko przyznał się do zbrodni dokonanej w Polsce, ale na wyrok przyszło mu czekać długo. Nie tylko dlatego, że biegli psychologowie i psychiatrzy musieli ocenić jego poczytalność i „nieprawidłową osobowość”. Kolejno stwierdzili u niego nasilone poczucie gniewu i trudności w jego opanowaniu oraz nieadekwatną agresję oraz określili jako aspołeczną „osobowość borderline” (typ osobowości charakteryzujący się wahaniami nastroju, napadami intensywnego gniewu i niestabilnym obrazem siebie). Pozbawiony przyjaciół mężczyzna eksperymentował ponadto z substancjami psychoaktywnymi i podjął próbę samobójczą.

- Taka osoba raz potrafi zachowywać się zupełnie prawidłowo, a raz patologicznie i np. zupełnie nie kontrolować swojej agresji. Nie trzeba być jednak zdiagnozowanym przez specjalistę, żeby wiedzieć, że jest się osobą porywczą - mówiła na sali sądowej biegła psychiatra.

To właśnie agresją pod wpływem impulsu tłumaczono zbrodnię, bowiem nic nie wskazywało, by mord był z góry zaplanowany.

Gdański sąd czekał również na dokumentację P. z brytyjskiego systemu penitencjarnego. W więzieniu na Wyspach mężczyzna odbył bowiem wiele kursów i uzyskał dyplomy, m.in. za „rozumienie procesu resocjalizacji” i „pojednania z ofiarą” czy też świadectwo zdobycia wiedzy na temat... „bezpieczeństwa żywności w cateringu”.

Sędziowie wystąpili do brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości dokumentację z angielskiej odsiadki. Choć posłużyli się procedurą tzw. międzynarodowej pomocy prawnej, na papiery i ich tłumaczeniaczekali przez półtora roku, a przez ostatni rok kolejne posiedzenia odraczane były właściwie wyłącznie ze względu na brak tej dokumentacji.

„Dobrze wiedział, co jest dobre , a co złe”

Za zbrodnię Bartłomiej P. został właśnie przez Sąd Okręgowy w Gdańsku skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności. Od oskarżonego zasądzono również po 100 tys. zł dla dwójki dzieci zamordowanej Agnieszki P.

- Nie ulega wątpliwości, że Bartłomiej P. zadał swojej ofierze przynajmniej dwa ciosy siekierą. Sam opowiedział, jak do nich doszło. Po tych uderzeniach Agnieszka P. straciła przytomność, upadła na ziemię. Oskarżony nie będąc pewien, czy pokrzywdzona nie żyje, po chwili zadał jej serię ciosów nożem - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Marta Urbańska. - Zaburzenia osobowości stwierdzone przez biegłych nie wyłączały świadomości oskarżonego w momencie popełnienia czynu. Dobrze wiedział, co jest dobre, a co złe, zdawał sobie sprawę z tego, co robi - dodała, podkreślając, że sąd nie miał wątpliwości, iż ze względu na brutalność oskarżonego w stosunkowo „błahej sytuacji” tak dotkliwy wyrok jest właściwy.

Samego oskarżonego na sądowej sali nie było.

Zadowolona z wyroku jest prokuratura, która o taki wymiar kary postulowała. Obrońca - adwokat Krzysztof Jędrzejczak - zastrzega, że decyzję w sprawie ewentualnej apelacji podejmie dopiero po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem sądowego wyroku.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki